Prywatne państwo Cecila Rhodesa
• Cecil Rhodes stworzył prywatne państwo, które było trzykrotnie większe od Wielkiej Brytanii
• Kompania Południowoafrykańska wzbogaciła się m.in. na wydobyciu diamentów
• Celem Rhodesa było skolonizowanie Afryki od Kapsztadu po Kair
• Anglik doprowadził do konfliktu z Transwalem, którego konsekwencją była druga wojna burska
• Kompania Południowoafrykańska odbierała ziemię czarnoskórym i wykorzystywało ich niewolniczą pracę
17-letni Cecil Rhodes w 1870 roku dotarł do Natalu - jednej z południowoafrykańskich kolonii Wielkiej Brytanii. Lekarze uważali, że wyjazd będzie dla niego jedynym ratunkiem. Wilgotny klimat wschodniej Anglii nie znał litości dla astmatyków, a chłopak był tak słaby, że nie mógł już nawet chodzić do szkoły. Na południu Afryki chorowity syn wikarego z Herefordshire miał znaleźć chociaż parę chwil wytchnienia przed śmiercią. Ale znalazł znacznie więcej.
Afrykańskie słońce okazało się zbawienne dla młodego Brytyjczyka. Po zaledwie paru tygodniach rekonwalescencji Cecil zaczął pomagać starszemu bratu, który prowadził w Natalu małą farmę, a po roku chwycił łopatę i wyjechał z nim do Kimberley w Kolonii Przylądkowej, gdzie wybuchła właśnie największa w historii "gorączka diamentów".
Mimo ogromnej konkurencji - każdego miesiąca do Kimberley ściągały tłumy nowych poszukiwaczy - Rhodesowie szybko nabyli kilka lukratywnych działek diamentowych i zaczęli zarabiać tysiące funtów. Z pomnażaniem majątku znacznie lepiej radził sobie młodszy z nich.
Zamiast wydawać oszczędności na rozrywkę, Cecil od początku wolał je inwestować - mając niespełna 20 lat był już właścicielem m.in. dziesięciu domków pod wynajem w Anglii. Gdy uzbierał wystarczająco dużo pieniędzy, z podobnym rozmysłem zajął się wykupowaniem ziemi swoich diamentowych rywali. Biznesowe wyczucie - a także studia na Oksfordzie - pozwoliły mu zbudować szeroką sieć kontaktów wśród finansowych elit Wielkiej Brytanii i Kolonii Przylądkowej. Korzystając z pomocy m.in. rodziny Rothschildów, w 1880 roku Rhodes założył De Beers Mining Company, która wkrótce prawie całkowicie zmonopolizowała lokalny przemysł górniczy.
Ledwie dekadę po przybyciu do Afryki, Cecil Rhodes zdawał się stać na samym szczycie. Jego zakończony głośnym upadkiem wzlot dopiero się wszakże zaczynał.
Cecil Rhodes fot. Wikimedia Commons
Od południa po północ
Będąc już bardzo bogatym i wpływowym człowiekiem, przedsiębiorczy Brytyjczyk mógł zabrać się za wcielanie w życie ambicji dalece wykraczających poza kopalnie diamentów. Podobnie do wielu rodaków, Cecil Rhodes głęboko wierzył w imperialne przeznaczenie Wielkiej Brytanii. Rasa anglosaska, przekonywał w nielicznych listach do przyjaciół, "ma wszelkie cechy potrzebne do tego, by z sukcesami rządzić całym światem".
Będąc posłem w parlamencie Kolonii Przylądkowej, od 1890 roku Rhodes namawiał tamtejszą administrację i władze w Londynie do zdecydowanej ekspansji na północ. Jeśli Brytyjczycy prześpią swoją szansę, ostrzegał, Beczuanę przejmą coraz aktywniejsi w tym regionie Niemcy, a Kolonia Przylądkowa zostanie na zawsze odcięta od reszty kontynentu.
Chociaż nigdy nie był porywającym mówcą, jego argumenty zyskiwały coraz większy posłuch. Prawdziwej mocy nabrały po tym, jak w kwietniu 1884 roku wysłannicy Bismarcka faktycznie zaanektowali tereny znane dziś jako Namibia. Nim minęło jedenaście miesięcy, brytyjscy żołnierze pomaszerowali do Beczauny i ogłosili ją protektoratem królowej Wiktorii. Dzięki potajemnym negocjacjom prowadzonym przez Rhodesa, lokalni wodzowie witali ich nie jak okupantów, lecz gwarantów bezpieczeństwa i spokoju. Wzrok brytyjskiego przedsiębiorcy sięgał jednak daleko poza rzekę Limpopo.
Mieszkaniec Bulawayo w 1890 r. fot. Wikimedia Commons
Fortel
Po zajęciu Beczuany rząd w Londynie nie był skory do wykładania pieniędzy na dalszą ekspansję. Nie miał wszakże nic przeciwko temu, by Rhodes działał na własną rękę. W 1886 roku jego zaufani emisariusze zaczęli regularnie odwiedzać dwór Lobenguli, króla zamieszkującego Matabeleland (dziś - wschód Zimbabwe) ludu Ndebele. Mimo początkowej nieufności, po dwóch latach namawiania Afrykanin poszedł z nimi na układ: w zamian za tysiąc karabinów i 100 funtów miesięcznej renty, monarcha przyznał jednej z firm Rhodesa wyłączne prawa do wydobycia matabelelandzkich bogactw naturalnych.
Niepiśmienny władca nie wiedział, że aprobując podsunięte dokumenty w rzeczywistości zrzekał się - przynajmniej w europejskim rozumieniu - kontroli nad większością swoich ziem.
Choć niemal natychmiast zrozumiał, co się stało, nigdy nie dał rady naprawić błędu. W 1889 roku Rhodes przeniósł darowane mu przez Lobengulę prawa na utworzoną przez siebie i paru potężnych sojuszników Brytyjską Kompanię Południowoafrykańską (BCSA). Został jej głównym dyrektorem i największym udziałowcem. Rok później uzyskał od Londynu zgodę na wkroczenie do Matabelelandu.
Brytyjski rząd wielokrotnie pozwalał już, by kupieckie konglomeraty zajmowały i administrowały zamorskimi koloniami we własnym zakresie. Zalety takiego rozwiązania były nie do przecenienia: imperium rozrastało się o kolejne tysiące kilometrów kwadratowych, a Korona nie musiał wydawać na to właściwie ani pensa.
Pierwsza fala brytyjskich migrantów do Matabelenadu składała się głównie z górników i ochraniających ich policjantów, ale szybko podążyli za nimi rolnicy i drobni rzemieślnicy. Zasiewając pola i stawiając osady, biali wysyłali jasny sygnał: zamierzali zostać tam na stałe. Nie tylko zresztą tam.
Oficerowie z Kolumny Pionierów, ok. 1890 r. fot. Wikimedia Commons
W połowie 1890 roku BSCA zgromadziła na terenie Beczuany 500 starannie wybranych ochotników, w tym 200 zaprawionych w bojach żołnierzy. W lipcu Kolumna Pionierów, bo tak ją nazywano, przekroczyła rzekę Tuli i ruszyła w północno-wschodnim kierunku. Ich zadanie było jasne: mieli iść tak długo, aż przemierzą cały Matabeleland i dotrą do Maszonalandu, ojczyzny dosyć dużego, lecz słabego pod względem militarnym ludu Szona. Tam, nie zważając na protesty tubylców, każdy z osadników miał wybrać sobie trzy tysiące akrów ziemi i rozpocząć uprawy.
Przemarsz Kolumny Pionierów wywołał spore poruszenie w otoczeniu Lobenguli. Ndebele od dekad traktowali Maszonaland jak swoje własne dominium; wielu naczelników uważało, że odstąpienie go Brytyjczykom będzie dowodem ostatecznej klęski. Chociaż młodzi palili się do walki, Lobengula zdołał utrzymać ich w ryzach. Doświadczony władca wiedział, że atak na Europejczyków przyniósłby fatalne konsekwencje. Kolumna Pionierów posuwała się więc naprzód praktycznie bez przeszkód.
Po ponad trzech miesiącach i 600 kilometrach wędrówki wymęczeni osadnicy zatrzymali się na zielonej równinie, gdzie postanowili zbudować ufortyfikowane miasteczko o nazwie Salisbury. 90 lat później partyzanci Roberta Mugabe przechrzczą je na Harare.
Rodezja
Podczas gdy biali pionierzy zajmowali Maszonaland, nieco dalej na północ przedstawiciele Rhodesa odwiedzali kolejnych afrykańskich władców. Niektórzy, nie do końca rozumiejąc proponowane traktaty, odsprzedawali im swoje ziemie za bezcen; inni - zwłaszcza w okolicach jeziora Niasa (obecnie Malawi) - od początku stawiali zaciekły opór. Niezależnie od metod, w ciągu dwóch lat Kompania Południowoafrykańska objęła swymi wpływami obszar trzykrotnie większy od Wysp Brytyjskich. Nazwano go - najpierw potocznie, a zaraz potem całkiem oficjalnie - Rodezją. Jej architekt, który od 1890 roku pełnił także funkcję premiera Kolonii Przylądkowej, stał się bezapelacyjnie najpotężniejszym człowiekiem na południu Afryki. Ale i on musiał się w końcu zderzyć ze ścianą.
Chociaż BCSA nie potrzebowała wielotysięcznej armii, koszty utrzymania nawet skromnej administracji w afrykańskim interiorze prędko zaczęły podważać opłacalność całego przedsięwzięcia. Budowa linii kolejowych, stawianie sieci telegraficzny, zaopatrywanie osad i ochrona kopalni - wszystko to generowało wydatki, które już wkrótce musiały być częściowo pokrywane z zasobów innych firm Rhodesa. Kolejne rozczarowanie przyniosły odnalezione na zdobytych terenach złoża złota - okazały się one znacznie mniejsze, niż pierwotnie zakładano. Na następne problemy nie trzeba było długo czekać.
W 1893 roku król Lobengula tracił resztki posłuchu wśród swoich współplemieńców. Młodzi wojownicy zarzucali mu, że nie tylko kulił się przed Europejczykami, ale i stał się miękki wobec Szonów, którzy - licząc na brytyjską protekcję - coraz śmielej odmawiali płacenia mu tradycyjnej daniny. Chcąc ratować twarz, w sierpniu władca zorganizował krwawą wyprawę przeciwko jednemu z niepokornych wodzów w Maszonalandzie. Agresywne działania Lobenguli sprawiły, że wielu białych zaczęło obawiać się o swoje życie. Reakcja BCSA musiała być błyskawiczna.
Jeszcze w tym samym miesiącu wierny przyjaciel Rhodesa, Leander Starr James, zabrał kilkuset ochotników gotowych do przyłączenia się do ekspedycji karnej przeciwko królowi Ndebele. Parę tygodni później wyposażona m.in. w 16 karabinów maszynowych Maxim kolumna ruszyła na stolicę Lobenguli, Bulawayo. Mimo zdecydowanej przewagi liczebnej, Afrykanie nie mieli szans w starciu z nowoczesną technologią. Po trzech miesiącach walk ich straty przekroczyły trzy tysiące zabitych. Po stronie białych zginęły tymczasem zaledwie 63 osoby. Schorowany Lobengula uciekł przed obławą, lecz zmarł krótko potem - najprawdopodobniej na malarię.
Żołnierze służący w oddziałach Kompanii Południowoafrykańskiej w Bulawayofot. Wikimedia Commons
Wojna zakończyła okres stosunkowo łagodnego kolonializmu w Matabelelandzie. Zgodnie z obietnicami Rhodesa osadnicy, którzy dołączyli do Jamesona, otrzymali po 2500 hektarów skonfiskowanej tubylcom ziemi, rozdzielono między nich także ponad 200 tysięcy należących do Ndebele sztuk bydła. Aby łatwiej kontrolować Afrykanów, władze Kompanii zaczęły przesiedlać ich do dwóch nieurodzajnych i małych rezerwatów w Gwai i Shangani. Wielu czarnych zmuszono też do darmowej pracy na zakładanych przez Brytyjczyków farmach. Chcąc wycisnąć z zagarniętych terenów zwrot z inwestycji, Rhodes wprowadził wkrótce równie surowe zasady w pozostałych częściach swojego imperium.
Rykoszet
Gdy kryzys w Rodezji przygasł, uwaga Brytyjczyka skupiła się na sąsiadującej z Kolonią Przylądkową burskiej republice Transwalu. Choć darzył ich zauważalnym szacunkiem, to właśnie w Burach - a zwłaszcza ich nieustępliwym i coraz bardziej proniemieckim prezydencie Paulu Krugerze - diamentowy magnat upatrywał największej przeszkody dla brytyjskiej dominacji w Afryce Południowej.
Ponownie podjął decyzję: trzeba działać.
W 1895 roku zaczął przemycać do Tranwaswalu broń, która miała trafić do mieszkających tam Anglików. W tym samym czasie Loander Jameson zbierał na południu Beczuany kolejną kolumnę awanturników. Plan zakładał, że pod koniec roku jego jednostki przypuszczą błyskawiczny atak na Pretorię, a brytyjscy spiskowcy wzniecą powstanie, które posłuży jako pretekst dla większej interwencji zbrojnej i ostatecznej aneksji Transwalu przez Imperium Brytyjskie.
Na krótko przed wyznaczoną datą Rhodes dowiedział się, że lokalni wywrotowcy są całkowicie nieprzygotowani. Operacja miała zostać odwołana, jednak - z nieustalonych do dziś przyczyn - wiadomość o tym nigdy nie dotarła do Jamesona, który 29 grudnia popędził w kierunku burskiej stolicy. Rajd obrócił się w katastrofę. Pozbawieni wsparcia najeźdźcy poddali się już trzeciego dnia, a za wolność czterech z nich - w tym Jamesona i własnego brata - Rhodes musiał osobiście zapłacić małą fortunę. Brytyjsko-burskie relacje ucierpiały tak bardzo, że otwarty konflikt stał się tylko kwestią czasu.
Mimo że intrygę omawiano na najwyższych szczeblach władzy w Londynie, w publicznych rozliczeniach szef De Beers przedstawił ją jako samowolną, prywatną inicjatywę. Chociaż uchronił dzięki temu reputację Wielkiej Brytanii i Kompanii Południowoafrykańskiej, jego polityczna kariera w Kolonii Przylądkowej była skończona.
Kres
Ze względu na kruche zdrowie brytyjski milioner praktycznie od zawsze czuł na karku oddech śmierci. Pierwszy testament spisał w wieku 23 lat; uaktualniał go później co kilka miesięcy. Rhodes wiedział, że może mieć bardzo mało czasu. Wielu historyków uważa, że to właśnie ten nieustanny wyścig z chorobą motywował go, by osiągnąć jak najwięcej - niezależnie od tego, ile przeszkód musiał zmiażdżyć po drodze.
Po czterdziestych urodzinach jego stan znowu się pogorszył. Dolegliwości - przede wszystkim zaburzenia pracy serca - z każdym miesiącem stawały się coraz bardziej uciążliwe. Choć udało mu się zachować jeszcze aktywność w czasie drugiej - znacznie dłuższej i bardziej brutalnej - rebelii Afrykanów w Rodezji i późniejszej wojny burskiej, nie odgrywał już w tych wydarzeniach pierwszoplanowej roli. Jego imperium trzymało się jednak mocno, a opinia publiczna prędko wybaczyła mu "rajd Jamesona". Na krótko przed swoją śmiercią w 1902 roku Rhodes był ponownie hołubiony przez wyspiarską prasę jako "kolosalny budowniczy" i "wybitny patriota". Jakiekolwiek miał grzechy na sumieniu, największe kolonialne mocarstwo świata nie miało zamiaru mu ich wypominać.
Michał Staniul dla Wirtualnej Polski