Premier May poniosła katastrofalną porażkę. Może zapomnieć o umowie brexitowej z UE
Brytyjski parlament odrzucił umowę z UE. To znaczy, że rośnie groźba Brexitu bez porozumienia. Głosując przeciw umowie deputowani poniżyli premier May. W ciągu doby rozstrzygną o losie jej rządu. Nikt nie potrafi powiedzieć, jak będzie wyglądała przyszłość Wielkiej Brytanii.
Od ok. 100 lat żaden brytyjski premier nie został tak poniżony przez Izbę Gmin jak Theresa May. Zaledwie 202 deputowanych poparło negocjowaną przez 2 lata umowę regulującą warunki Brexitu, czyli wyjścia Zjednoczonego Królestwa z Unii Europejskiej. Aż 432 było przeciw, w tym 118 członków rządzącej partii konserwatywnej.
Jeszcze przed głosowaniem możliwe były różne scenariusze zmiękczania umowy i obchodzenia głównego problem, jakim stał się_ backstop_. To zasada oznaczająca pozostanie Wielkiej Brytanii w handlowym i prawnym reżimie UE bez wpływu na kształtowanie polityki Wspólnoty do chwili wynegocjowania nowej umowy o wolnym handlu. Druzgocząca porażka w Izbie Gmin wszystko przekreśla.
Deputowani odczytują wynik głosowania nad umową brexitową
Na chwilę obecną jedynym obowiązującym aktem prawnym jest ustawa o wyjściu Wielkiej Brytanii z UE, co oznacza "twardy Brexit" o godz. 23.00 czasu londyńskiego 29 marca 2019 r. Z tą chwilą zaczną obowiązywać ogólne reguły handlowe i prawa międzynarodowego, co oznacza koszty dla krajów UE i katastrofę dla Wielkiej Brytanii. Nikt tego nie chce, co podkreślił Donald Tusk w reakcji na wyniki głosowania.
Przedłużający się chaos rządowy i parlamentarny oznacza wejście w życie tej ustawy, podobnie jak odroczenie terminu Brexitu. Czas działa na niekorzyść wszystkich tych, których perspektywa "no deal", braku porozumienia, po prostu przeraża.
Co dalej z Brexitem? "Konsekwencje wyjścia Wielkiej Brytanii bez umowy są niewyobrażalne"
Donald Tusk pyta, kto będzie miał odwagę wskazać jedyne pozytywne rozwiązanie. Domyślać się można, że chodzi tu o jednostronne wycofanie Art. 50 i powstrzymanie Brexitu oraz rozpisanie ponownego referendum. Nie da się jednak tego zrobić bez zmiany wspomnianej powyżej ustawy.
Do tego trzeba dodać koszty polityczne, a mówiąc wprost – publiczne samobójstwo całej klasy politycznej. Ponowne referendum oznacza sugestię, żeby obywatele głosowali tak długo, aż wyniki zadowolą polityków. Inną, nie mniej niszczącą interpretacją jest stwierdzenie, że politycy po prostu wyrzucają do kosza wyniki pierwszego referendum. W kraju bez spisanej konstytucji i opartym na precedensach taki krok jest wyjątkowo niebezpieczny.
Krok wstecz wykonać jednak może także Bruksela. Co prawda Juncker i Tusk wyraźnie mówią, że umowa nie ulegnie zmianie, ale skoro perspektywa "no deal" jest aż tak porażająca, to może warto zrezygnować z zapisu o backstopie, który stoi ością w gardle wielu brytyjskim polityką. Boją się usidlenia na wiele, wiele lat w regulacjach unijnych, na które nie będą mieć już wpływu. Wspólnota może tutaj wykonać gest dobrej woli zakładając, że obie strony dołożą wszelkich starań i będą działać w dobrej wierze, żeby w zakładanym, rocznym terminie podpisać nową umowę handlową.
Trudno więc nie zgodzić się z premierem Morawieckim, który także uznał "bezumowny Brexit" za złe rozwiązanie. Kto odpuści pierwszy? Brytyjczycy przełkną pigułkę goryczy i zgodzą się na rozwiązanie, które uważają za poniżające? A może UE zrezygnuje z "ukarania" Londynu za wyjście ze Wspólnoty i uzna, że backstop nie jest wart ryzyka Bexitu bez porozumienia? Gra toczy się dalej.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl