Polonia w Harbinie w Chinach
• W mieście Harbin w Chinach pod koniec XIX w. powstała polska społeczność
• W Harbinie mieszkały ważne postacie polskiej kultury, np. pisarz Teodor Parnicki
• Polscy mieszkańcy mieli istotny wkład w rozwój miasta
• Podczas II wojny światowej Polacy zorganizowali powstanie przeciwko japońskim okupantom
Wielkie budowy i inwestycje mogą przynieść ze sobą równie wielkie zmiany. Jak ta, na mocy której mieliśmy - jedyny taki w dziejach - epizod z polską Polonią na terenie Państwa Środka. Doskonale wiemy, skąd się wzięła. Carska Rosja, wtedy w fazie ekspansji na Chiny, postanowiła zbudować odnogę budowanej od 1891 r. Kolei Transsyberyjskiej w postaci Kolei Wschodniochińskiej. Tę ostatnią budowano od 1898 do 1 lipca 1903 r. Stalowy szlak miał łączną długość 2668 km. Prace trwały na terenach przez nas zwanych Mandżurią, a przez Chińczyków Dongbei, czyli w Chinach Północno-Wschodnich. Terytorialnie były one blisko 4-krotnie większe od powierzchni dzisiejszej Polski, ale wówczas zamieszkowało je niespełna 30 mln osób (dzisiaj ok. 120 mln).
Napływ Polaków
W 1885 r. wśród napływających z głębi Rosji inżynierów, techników i prostych robotników - bo i takich sprowadzano, mimo że chińskiej siły roboczej było na miejscu w bród - pojawili się także Polacy. W tym tak znamienici, jak Stanisław Kierbedź, bratanek twórcy słynnego mostu w Warszawie, czy budowlańcy Konstanty Jokisz i Jan Obłoniewski. Inny inżynier, Adam Szydłowski, widząc masowy napływ Polaków, postanowił w kwietniu 1898 r. powołać do życia polskie osiedle na terenie miasta Harbin (wcześniej - i dość długo pisanego przez "Ch" i znanego jako Charbin). Wówczas bardziej przypominało ono miejscowość rosyjską niż chińską. Harbin - znany dziś np. ze słynnych festiwali lodowych i liczący ponad 5 mln mieszkańców - wtedy był zaledwie osadą. Jednak zaczęła ona błyskawicznie rosnąć, gdy Szydłowski wskazał ją też jako dogodną siedzibę dyrekcji budowy kolei.
Na wieść o budowie Polacy zaczęli przybywać do Harbinu z całego rosyjskiego Imperium. Pierwszy dworzec, dziś już nieistniejący, zaprojektował inż. Ignacy Cytowicz. Dr Feliks Jasiński pobudował tam pierwsze szpitale i ośrodki medyczne. Inny doktor, Aleksander Wasilewski, po latach utworzy tu znane i cenione laboratorium bakteriologiczne im. Pasteura. Z kolei jeden z najznamienitszych przedstawicieli tej społeczności, dociekliwy badacz i etnograf Kazimierz Grochowski, budował tu kopalnie. Aktywnie działał tutaj Józef Gieysztor, później znany profesor warszawskich uczelni - Handlowej i Politechniki. Przez pewien czas pracował tu nawet jako lekarz Janusz Korczak, późniejszy bohater z Umschlagplatz i Treblinki. Jak wynika z cennych badań Marka Cabanowskiego, Mariana Kałuskiego, a przede wszystkim nieocenionego seniora Edwarda Kajdańskiego - urodzonego właśnie tam autora ''Wspomnienia z mojej Atlantydy" - wynika, że Polacy tworzyli w Harbinie pierwsze cukrownie, młyny parowe, fabryki papierosów, kotłownie i
zakłady metalurgiczne, a nawet pierwszy browar - im. Wróblewskiego.
Rozkwit kolonii
Gdy społeczność polska sięgała już 7 tys. osób, 10 września 1907 r. powołano do życia pierwsze stowarzyszenie, nazwane Gospodą Polską. W ślad za nim poszedł pierwszy polski kościół św. Stanisława - dziś pod wezwaniem Najświętszego Serca Jezusa - który powstał już w 1909 r., a następnie być może najważniejsza placówka, czyli gimnazjum im. Henryka Sienkiewicza. Uczęszczali do niego m.in. wspomniany wyżej dokumentalista tej społeczności, E. Kajdański, a także późniejsi profesorowie Lulian Samójłło i Julian Sołecki oraz znany pisarz Teodor Parnicki. Nauczycielem był tam m.in. wspominany K. Grochowski, znany i ważny kronikarz tej społeczności. Szkoła funkcjonowała, z przerwą na działania wojenne w latach 1944-1945, aż do 1949 roku.
Nie wiemy do końca, ilu Polaków osiedliło się w Harbinie, bo nie było badań dotyczących tej kwestii, a dane są tylko szacunkowe. Wiemy natomiast na pewno, że była to całkiem spora - i bardzo żywa - społeczność polska w okresie I wojny światowej. Polityczne zawirowania dotknęły ją dopiero po zakończeniu tego konfliktu, szczególnie po wybuchu w Rosji rewolucji październikowej. Znany jest epizod w wkroczeniem tutaj w lutym 1920 r. niedobitków armii Kołczaka, w tym ok. 2 tys. żołnierzy i oficerów 5 Dywizji Strzelców Polskich pod dowództwem pułkowników Kazimierza Rymszy i Waleriana Czumy. Ze względu na brak chęci współpracy ze strony działającego w tych okolicach, słynnego legionu czechosłowackiego Jana Syrovego, to tutaj - po wcześniejszej kapitulacji w dniu 8 stycznia - oddziały polskie znalazły spokojną przystań, a Polonia dodatkowe wzmocnienie.
Przybycie do miasta polskich żołnierzy, a wcześniej spora aktywność środowiska sprawiły, że niepodległe już Państwo Polskie dość szybko zainteresowało się losami Polaków w Harbinie. 3 marca 1920 r. przyjechał pierwszy przedstawiciel władz polskich - minister pełnomocny na Syberię i Daleki Wschód, Józef Targowski (wcześniej dyplomata w Tokio). To on wprowadził na stanowisko pierwszego tam polskiego konsula RP, Michała Morgulca. Po niespełna dwóch latach był on już akredytowany na całe Chiny, a jego zmiennikami aż do końca funkcjonowania placówki, czyli do początków 1942 r. - co było efektem japońskiej inwazji na Pearl Harbor - byli: Karol Pindór (1923-1928), znany badacz Chin, Konstanty Symonolewicz (do 1931 r.), Aleksander Kwiatkowski (do 1934) i Jerzy Litewski (1935-1942). Konsulat ten był tak ważny, że ostał się nawet po tym, jak w marcu 1929 w Nankinie - ówczesnej stolicy państwa chińskiego - zaczęło działać Polskie Poselstwo.
E. Kajdański we wspomnieniach z tej "Atlantydy" wymienia aż kilkanaście konsulatów tam działających w latach 30. ubiegłego stulecia. Świadczy to o tym, że w tym mieście istniała istna narodowościowa ''wieża Babel'', choć dominowali Rosjanie. Dopiero inwazja japońska z września 1931 r. i utworzenie marionetkowego państwa Mandżukuo sprawiły, że proporcje etniczne w mieście zaczęły się zmieniać na rzecz Chińczyków (Japończycy ograniczali swą obecność do "stołecznego" Changchunu).
Odpływ mieszkańców
Ale przez cały czas - o czym świadczy funkcjonowanie konsulatu i innych naszych placówek - obecność polska w mieście była zauważalna, choć społeczność sukcesywnie malała. Pierwsze kontyngenty w kierunku niepodległej Polski ruszyły już w 1920 roku. W okresie 1925-1931, czyli do najazdu Japończyków, liczebność Polonii zmalała do ok. 3 tys. osób, ale i potem sukcesywnie się zmniejszała.
Gdy kończyła się II wojna światowa, w Harbinie zostało już tylko ok. 1500 Polaków. Wcześniej większość z nich wyjechała do Europy i na Bliski Wschód, w tym do polskiej armii. Ale nawet wśród tych, którzy w mieście pozostali, około 150 zorganizowało - pod dowództwem Bronisława Stefanowicza i Józefa Łopato - "polskie powstanie" przeciwko znienawidzonym Japończykom. 3 września 1945 r. dziękowali im za to w ciągle istniejącej Gospodzie Polskiej, już dawno przemianowanej w Dom Polski, wkraczający Sowieci. Ci ostatni jednak długo tu nie pozostali, a weszły wojska Czang Kaj-szeka, które miały nieco inną optykę postrzegania sytuacji. Uważali, że mają do czynienia z niechcianymi Rosjanami. Gdy jednego z uczestników "sił samoobrony", Jerzego Dąbrowskiego, porwano, to Polacy - wspierani przez tamtejszych Rosjan - ponownie chwycili za broń. Zginęło sześć osób, głównie studentów.
Gdy Chiny po wojnie weszły w inny konflikt, tym razem wojnę domową między Partią Narodową - Guomindangiem Czang Kaj-szeka - a komunistami pod wodzą Mao Zedonga, Polacy w Harbinie uznali, że ich czas minął. Szczególnie po tym, gdy Józef Stalin wynegocjował - a raczej wymusił na chińskich komunistach, gdy ci ten teren zajęli - by kontrolę na Koleją Wschodniochińską sprawowali Sowieci (trwało to do 1955 r.).
Ci także nie chcieli tam widzieć Polaków. Decyzja o repatriacji zapadła w Warszawie w połowie 1948 roku. Wkrótce do Polski ruszyły kolejne eszelony. W 1949 r. wyjechało w dwóch transportach do kraju blisko tysiąc Harbińczyków, a w 1951 r. , w ostatnim z nich wyjechał z rodziną E. Kajdański, wówczas już absolwent tamtejszej Politechniki. Później, gdy stało się jasne, że Polska, podobnie jak Chiny, stała się komunistyczna, ci nieliczni, co jeszcze w Harbinie zostali, kierowali się raczej do Australii i Brazylii, a nawet do Izraela, a nie Polski.
W pierwszej połowie lat 60., przed niesławną - i brutalną - "rewolucją kulturalną" zamieszkiwało jeszcze w Harbinie 30 Polaków. "Rewolucja" zmiotła zarówno ich, jak też polski kościół - odrestaurowany w 2004 r. jako katedra - natomiast drugi z nich, drewniany pod wezwaniem św. Jozafata, został spalony. Polskie gimnazjum zamieniono w dom mieszkalny (istniejący do dziś). Ostatni Harbińczyk, urodzony w tym mieście w 1916 r. Edward Stokalski, trzymający tamtejsze - jak sam mówił - "światło polskości", opuścił Harbin w 1993 r., a w rok później zmarł już w Polsce.
W latach 90. do Harbinu wróci jego wierny kronikarz, E. Kajdański, tym razem z ekipą TVP. Nagrali dokumentalny film, gdzie świadek wydarzeń pokazywał, co jeszcze z tamtejszej polskości pozostało. To był naprawdę ostatni epizod polskości w Harbinie, bo tam także, jak w całych Chinach w początkach XXI stulecia buldożery zmieniły oblicze miasta nie do poznania. A polskość ograniczyła się do wieńców niesionych przez przedstawicieli polskiej ambasady w Pekinie składanych dorocznie na starym cmentarzu w Harbinie (obok stał Dom Polski) w dniu Święta Zmarłych.
###Prof. Bogdan Góralczyk dla Wirtualnej Polski