Polacy, zapłaczemy za Angelą Merkel. Bo lepiej z Niemcami niż przez te 18 lat nie będzie
Niezależnie od tego, czy Angela Merkel zrezygnuje z przywództwa CDU za kilka dni, czy dopiero w grudniu, to bardzo zła informacja dla Polski. Przez 18 lat w Berlinie mieliśmy może nie sojusznika, ale wypróbowanego, zaufanego partnera. Odejście Merkel to koniec epoki. I początek niepewności.
Kto przejmie ster Niemiec po Angeli Merkel? Trudno to przewidzieć. Niemiecka scena polityczna, przez lata zdominowana przez chadecję z jednej strony i socjaldemokrację z drugiej, chwieje się. Na prawo od rządzonej przez panią kanclerz CDU wyrosło coś nowego – populistyczna, prawicowa Alternatywa dla Niemiec. Na lewo od socjaldemokratów z SPD obudzili się po latach wegetacji Zieloni. Poglądy Niemców spolaryzowały się, zaostrzyły.
Nie wróży to dobrze relacji Berlin – Warszawa, którą na w miarę normalnym poziomie trzymał przez ostatnie trzy lata właściwie chyba tylko pragmatyzm Bundeskanzlerin Merkel. Nowy przywódca Niemiec, kimkolwiek będzie, na pewno nie będzie miał tak ogromnej rezerwy i realistycznej oceny polityki Rosji wobec wschodniej Europy, jak mająca korzenie w Polsce, wyrosła w komunistycznej Niemieckiej Republice Demokratycznej pani kanclerz. Nowy przywódca nie będzie miał w pamięci 30-letniej wspólnej drogi Polski i Niemiec, rozpoczętej jeszcze w epoce Helmuta Kohla od traktatu o uznaniu granic, drogi znaczonej wejściem Polski do UE, drogi popartej przynoszącą korzyści obu państwom ścisłą współpracą gospodarczą.
Nie, nowy przywódca Niemiec, ktokolwiek nim będzie, będzie miał do czynienia z rządem, którego architekt nie kryje nawet, jak użyteczne jest dla niego szermowanie antyniemiecką propagandą. Z prezydentem, któremu brak podstawowej w stosunkach polsko-niemieckich wiedzy o tym, gdzie powinien występować o należne Polsce reparacje za II wojnę światową. Przypomnę – w Moskwie, w Rosji, dziedziczce ZSRR, od której mieliśmy otrzymać część jej olbrzymiej działki reparacji niemieckich - jako nasz w nich udział. Albo będzie miał do czynienia z kolejnym rządem - który będzie musiał posprzątać w stosunkach polsko-niemieckich bałagan, który w najlepsze robi rząd obecny. Nowy przywódca Niemiec nie będzie miał w pamięci długotrwałego okresu stabilnej polsko-niemieckiej współpracy - w okresie prezydentury ś.p. Lecha Kaczyńskiego i premierostwa Donalda Tuska i ich bezpośrednich następców.
Każdy przywódca demokratyczny kiedyś odchodzi ze stanowiska. Odejście kanclerz Merkel również jest nieuniknione. Nie wiadomo, czy dosłuży do końca kadencji jako kanclerz - wcześniej może upaść jej niezbyt stabilny rząd. Ale o ileż łatwiej byłoby ułożyć sobie stosunki z nowym niemieckim przywództwem, gdyby pozycja Polski w relacjach dwustronnych i w ramach Unii Europejskiej była silniejsza! Gdybyśmy nie mieli na karku procedury praworządności w ramach UE. Gdybyśmy nie lądowali na okładkach zachodnioeuropejskich gazet po wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE ws. Sądu Najwyższego. Gdybyśmy nie mieli opinii "kraju problemowego", który wypadł ze stawki unijnych lokomotyw rozwoju na polityczny margines UE. Przez 18 lat za zachodnią granicą mieliśmy gracza twardego, ale stabilnego, przewidywalnego, do pewnego stopnia wręcz życzliwego. Czas pokaże, co nastąpi po Merkel. Dobrze już było. Zobaczymy, jak będzie.