PiS splagiatował Platformę. Otrząsnął się po aferze z nagrodami i tropi samorządowców
Posłowie Prawa i Sprawiedliwości ruszyli w środę w Polskę. Stworzyli lotne brygady, by „sprawdzać transparentność działań samorządowców”. Co posłów interesuje najbardziej? Nagrody pieniężne w samorządach.
To nie żarty. Rzeczniczka PiS Beata Mazurek informowała z kamienną twarzą: "Posłowie wchodzą do kilku urzędów w całej Polsce po to, aby sprawdzać transparentność działań samorządowców (…). Z różnymi informacjami przychodzą do nas różni ludzie, w tym nasi radni, że nie mogą uzyskać różnych informacji. Posłowie po to poszli, żeby zapytać o składy członków rad nadzorczych czy spółek komunalnych (…). O nagrody, o uzasadnienie tych nagród, o umowy-zlecenia, o umowy o dzieło, z kim, na jakich zasadach, dlaczego, o podróże, wyjazdy służbowe”.
Raport z "pola bitwy"
Zapewne przez przypadek posłowie PiS udali się do samorządowców, którym z PiS – delikatnie mówiąc – jest nie po drodze. Padło m.in. na: Gdańsk, Lublin i Koszalin. Odwiedzili Łódź i Poznań. Oczywiście nie mogło obyć się bez wizyty w Warszawie.
Akcja miała być "tajna", posłom towarzyszyli jednak przypadkowi przechodnie z kamerami (wszyscy okazali się pracownikami TVP Info).
"Wspólnie z posłami Marcinem Horałą i Janem Kilianem wchodzimy do Urzędu Miasta w Gdańsku (…) wnosimy o udostępnienie dokumentów" – napisał na Twitterze poseł PiS Kazimierz Smoliński. A wybrzmiało to tak, jakby u wejścia poseł miał pokonać zasieki z drutu kolczastego.
"Chcemy uzyskać informacje o nagrodach przyznawanych urzędnikom warszawskiego ratusza. Chcemy skontrolować kwestie przejazdów służbowych, wyjazdów zagranicznych i telefonów komórkowych" – raportował z Warszawy poseł Paweł Lisiecki.
Najwyraźniej lotne grupy liczyły się z tym, że prezydenci nie przywitają ich chlebem i solą, ale za to błyskawicznie dostarczą dokumenty z ostatnich kilku, a nawet kilkunastu lat (takie oczekiwania również były). Niestety, dla kontrolujących, okazało się, że duża część samorządowców ma obowiązki poza biurem, a urzędnicy – pod nieobecność szefów – poinformowali ich, że wszystko oczywiście dostarczą w przeciągu 14 dni.
Niektórzy z samorządowców wyrazili żal, że nie mogli osobiście podjąć niezapowiedzianych gości. "Kiedy ja na ulicy Wschodniej ogłaszam start kolejnego etapu największego remontu w historii Łodzi, pan poseł Buda od 3 godzin siedzi w Urzędzie Miasta i grozi okupacją sekretariatu" – napisała prezydent Łodzi Hanna Zdanowska.
Spektakl więc nie wypalił, choć aktorzy robili, co mogli. Niezrażeni niepowodzeniem parlamentarzyści zapowiedzieli, że to dopiero początek akcji. Niczym Arnold Schwarzenegger w "Terminatorze" pogrozili: "My tu jeszcze wrócimy".
PiS twórczo rozwinął pomysł posła Brejzy
Trudno oprzeć się wrażeniu, że PiS z opóźnieniem i przy użyciu dużych sił, liczy że przed nadchodzącymi wyborami samorządowymi znajdzie "kwity", którymi mógłby uderzyć w Platformę.
Stosuje przy tym metodę niemal żywcem wziętą z akcji Krzysztofa Brejzy. Tyle, że poseł PO sprawę nagród, przyznawanych sobie przez polityków rządzącej partii, rozwiązał jednoosobowo.
O pieniądzach, które – cytując b. premier Beatę Szydło – "im się należały", poseł systematycznie informował Polaków. Sumy robiły piorunujące wrażenie. Sama Szydło – 65 tys. zł, Mariusz Błaszczak – 82 tys., Piotr Gliński- 72 tys., Anna Zalewska – 75 tys. Wszystkich zasłużonych wymieniać nie ma sensu, dość powiedzieć, że według pierwszych ustaleń Brejzy, tylko za 2017 r. uzbierało się tego 1,5 mln zł.
W szoku byli nie tylko wyborcy. Zaskoczony musiał być również prezes Jarosław Kaczyński. Jak to się skończyło, wiemy – obdarowani nagrody musieli przekazać na CARITAS, a prezes ogłosił, że dojdzie do obniżki uposażenia nie tylko parlamentarzystów, ale również samorządowców.
Politycy PiS potrzebowali kilku miesięcy żeby otrząsnąć się po tym ciosie. W tym czasie zastanawiali się nad równie piorunująca odpowiedzią.
Efektem tej burzy mózgów było właśnie wysłanie w teren lotnych grup poselskich. To one niczym Inspekcje Robotniczo-Chłopskie tropiące za czasów Wojciecha Jaruzelskiego spekulantów, spadły w środę na samorządowców.
Rady dla PiS od "profesora”
Czy urzędnicy zachowali się transparentnie? A może byli po prostu złośliwi wobec posłów PiS prosząc ich o danie chwili czasu na skompletowanie dokumentów? O ocenę poprosiłem Krzysztofa Brejzę. Bo kto jak kto, ale on wie najlepiej, jak działa wzorcowa – bo przecież parlamentarna i rządowa - administracja.
"Zdobywając informacje o nagrodach PiS, ja również korzystam z art. 19, ale również 20 ustawy. Mówi on o 14-dniowym terminie na odpowiedź" – mówi poseł Platformy. Dodaje również, że na niektóre odpowiedzi – chodzi m.in. o kolejną transzę nagród wypłacanych sobie przez PiS w 2016 r. – czeka już tak długo, że w najbliższych dniach skieruje sprawę do Sądu Administracyjnego.
Panie posłanki, panowie posłowie PiS. Widzicie więc,że zdobywanie informacji nie jest takie skomplikowane. Nie potrzeba do tego fajerwerków w TVP Info. Potrzeba trochę cierpliwości. Na pewno wśród was znajdzie się choć jeden, który talentowi w tym dorówna Krzysztofowi Brejzie.
PS. Korzystając ze sposobności pouprawiam nieci prywaty i przypomnę Kancelarii Premiera, że na odpowiedź o podróże pani senator Anny Marii Anders czekamy już lata świetle. Nie jest to pytanie tak ważne jak to, zadane przez posła Budę o przejście dla pieszych w Łodzi, ale zawsze byłoby przyjemnie dostać odpowiedź.