Noblista ogłosił śmierć demokracji w Polsce. Teraz boi się o przyszłość USA
Wybitny ekonomista i publicysta straszy Amerykanów Polską i Węgrami. Paul Krugman ostrzega przed "białym nacjonalizmem spuszczonym ze smyczy". Ta ocena jest druzgocąca. Ma jedynie nadzieję, że jego kraj nie pójdzie naszym śladem.
Paul Krugman, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii sprzed 10 lat, w felietonie w "New York Times" posługuje się przykładem Polski i Węgier, aby pokazać Amerykanom, jak umiera demokracja. Porażają słowa, w których mówi o nasilaniu się nieliberalnych tendencji w Europie Wschodniej, "co obejmuje Polskę i Węgry, kraje będące jeszcze członkami Unii Europejskiej, w których demokracja, w naszym normalnym rozumieniu, jest już martwa."
Na poparcie swojej diagnozy wybitny ekonomista mówi o "reżimach, które utrzymują formy wyborów, lecz zniszczyły niezależność sądownictwa, stłumiły wolność prasy, zinstytucjonalizowały korupcję na wielką skalę i praktycznie zdelegitymizowały opozycję." Zdaniem Krugmana, praktycznym następstwem tego stanu rzeczy będzie utrzymanie w przewidywalnej przyszłości władzy jednej partii, w przypadku Polski jest to PiS.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Naukowiec nie załamuje rąk nad losem demokracji w Warszawie czy Budapeszcie. To nie jego problem. Dla niego fundamentalne jest pytanie, "dlaczego Ameryka, miejsce narodzin demokracji, podąża za przykładem krajów, które ją niedawno zniszczyły?" Krugman dostrzega te same zagrożenia, których w XVIII w. obawiali się Ojcowie Założyciele Stanów Zjednoczonych. Według niego rządy Donalda Trumpa i ślepe poparcie, jakiego udzielają mu Republikanie, jest krokiem w stronę rządów nieliberalnych, czyli tyranii.
Z felietonistą "New York Times" można się zgodzić albo jego argumenty odrzucić, jednak nie można go zignorować. Głos Paula Krugmana jest ważny, a jego opinie odbijają się echem na całym świecie i to nie tylko te czysto ekonomiczne związane z jego pracą naukową. Premier Mateusz Morawiecki również niejednokrotnie się do nich odnosił, choć z pewnością tym razem się z noblistą nie zgodzi.
Poraża szybkość, z jaką Polska, która przez dekady była symbolem walki o demokrację, a później skutecznej transformacji, stała się przykładem negatywnym pokazywanym na przestrogę Amerykanom. Najłatwiej oczywiście zarzucić Krugmanowi przesadę zarówno w ocenie sytuacji w Waszyngtonie, jak i w Warszawie czy Budapeszcie. Warto jednak zastanowić się nad opinią naukowca i bezkompromisowego publicysty, który swego czasu krytykował nawet instytucję przyznająca mu Nagrodę Nobla.
Zobacz także: Afrykanie idą do Europy. Ryzykują życiem, a potem żałują
Kluczowym zarzutem Amerykanina jest odejście przez Polskę rządzoną przez PiS od demokratycznych wartości. Bez nich wybory, same procedury, pozostają jedynie dekoracją używaną przez partię rządzącą do potwierdzenia swoich roszczeń do władzy. To metoda stosowana w przeszłości przez wiele niedemokratycznych reżimów, które, dla ukrycia autorytarnego charakteru, dodawały sobie wygodny przymiotnik. Stąd ludowe były demokracje i republiki. Teraz Węgrzy jako pierwsi użyli pojęcia "demokracji nieliberalnej" do zatuszowania niedemokratycznego charakteru budowanego systemu władzy. PiS woli nazwę, przynajmniej na razie, unikać przymiotników. Dzięki temu wygodniej jest zapomnieć, że ustrój budowany po upadku komunizmu i będący warunkiem przynależności do świata zachodniego nazywany jest "demokracją liberalną".
Przyczyną tego stanu rzeczy, zdaniem Amerykanina, nie są wcale problemy gospodarcze, tylko "biały nacjonalizm". Według Krugmana to jest choroba, która niszczy demokrację w Europie, a teraz zagrażająca USA. O ile felieton noblisty zostawia jeszcze nadzieję Amerykanom, stwierdzając, że są "bardzo, bardzo blisko punktu bez odwrotu", o tyle jego wydźwięk w stosunku do Polski czy Węgier, "krajów, które niedawno zniszczyły" demokrację, jest jednoznacznie pesymistyczny.
Aż chciałoby się z nim po prostu nie zgodzić. Wierzyć, że polska demokracja nie jest jeszcze stracona. To wymaga jednak dowodów. Jednym z nich jest ten felieton, choć już komentarze do niego mogą potwierdzić tezę Amerykanina o delegitymizacji opinii innych, niż jedynie słuszny głos partii rządzącej. A może zadadzą jej kłam?
Jarosław Kociszewski dla Opinii WP
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl