Niewidzialny Jarosław Gowin. Gdzie pan jest, panie ministrze?
Gdy bliscy współpracownicy Jarosława Gowina mają problem, wicepremier chowa głowę w piasek. Usuwa się w cień. Zwykle bardzo aktywny w mediach i ceniony przez dziennikarzy za otwartość na rozmowy i nieunikanie trudnych tematów, od kilku dni jest nieuchwytny.
2013 rok. Władzę niepodzielnie sprawuje Platforma Obywatelska. Niepokorni politycy tej partii - Jarosław Gowin i Jacek Żalek - zostają ukarani przez ówczesne kierownictwo klubu za nieposłuszeństwo. Kary jednak nie są takie same. Pierwszy z nich ma zapłacić 1000 zł "grzywny", drugi zostaje zawieszony w prawach członka klubu. - Łamał dyscyplinę partyjną wielokrotnie częściej przez ostatnie dwa lata, a także nielojalnie wypowiadał się dla mediów od wielu, wielu miesięcy - krytykuje wtedy Żalka szef klubu PO Rafał Grupiński.
Decyzja ta wzburzyła Jarosława Gowina. - W geście solidarności z Jackiem Żalkiem zawieszam swoje członkostwo w klubie PO - informuje dziennikarzy nieformalny lider konserwatywnego skrzydła w partii. W Platformie robi się nerwowo.
Niedługo później Żalek i Gowin odchodzą z PO. Współtworzą nowe ugrupowanie, Polskę Razem.
Stracona szansa
Pięć lat później o Jacku Żalku - dziś wiceprzewodniczącym klubu Prawa i Sprawiedliwości - znów robi się głośno. Kandydat zjednoczonej prawicy na prezydenta Białegostoku zostaje "enfant terrible" polskiej polityki. Atakuje protestujące w Sejmie matki osób niepełnosprawnych. Twierdzi, że ich dramat to "reality show", że używają dzieci jako zakładników i "żywe tarcze", że nie powinny dostać od państwa żadnej "żywej gotówki", bo mogą się wśród nich pojawić osoby "zwyrodniałe". Wybucha skandal.
- Poseł Żalek stracił szansę, aby milczeć - nie ukrywa zdenerwowania minister Paweł Szefernaker, który jako pierwszy z polityków partii rządzącej odważył się otwarcie napiętnować wiceszefa klubu PiS. Na współpracownika Jarosława Gowina wściekł się sam prezes PiS Jarosław Kaczyński, który ze szpitala miał udzielić Żalkowi reprymendy.
Pod presją kierownictwa klubu PiS, Żalek w końcu udaje się do protestujących matek i ich dzieci z "przeprosinami". I jeszcze bardziej się pogrąża. Wypiera się swoich słów, winę zrzuca na dziennikarzy, którzy rzekomo mieli "zmanipulować" jego słowa. Tyle że cała Polska słyszała, co powiedział polityk. W partii uważają, że - to cytat z jednego z posłów - Żalek po prostu "zachował się jak idiota". I że sam powinien zrezygnować z ubiegania się o prezydenturę Białegostoku (kilka tygodni temu został namaszczony na kandydata w wyborach przez samego Jarosława kaczyńskiego). Bo jest nie tylko politycznym amatorem, ale i - to już opinia protestujących matek - "zwykłym chamem".
Żalek jednak nie poniósł żadnych formalnych konsekwencji. Wciąż piastuje prestiżową funkcję w klubie. Wciąż też kojarzony jest jako człowiek Gowina.
Tyle że wicepremier udaje, że nic wspólnego z Żalkiem nie ma. Jeden, jedyny raz Gowin (przymuszony przez dziennikarzy) odniósł się do słów Żalka i błyskawicznie usunął się w cień. - Problematyka osób niepełnosprawnych wymaga maksymalnej delikatności i wrażliwości - stwierdził pytany o słowa Żalka na konferencji prasowej w środę wicepremier. Na spotkaniu z dziennikarzami chciał rozmawiać tylko o przygotowanej przez jego resort "Konstytucji dla Nauki". - Nikt nie powinien uzurpować sobie prawa do tego, żeby oceniać działania takich osób [opiekunów niepełnosprawnych - przyp. red.] - uciął jedynie.
Nie wymienił nazwiska Żalka, jak by udawał, że go nie zna. Nie napiętnował go, nie przeprosił za słowa swojego współpracownika. A przecież mógł i powinien był to zrobić - wymagała tego zwykła, ludzka przyzwoitość, a wicepremier nic by przecież na tym nie stracił. Ba, w oczach wyborców mógłby jedynie zapunktować. Warunek jest jeden: otwarta, wyrażona bez kompleksów, krytyka swojego człowieka.
Żalek stracił okazję, żeby milczeć. Gowin stracił okazję, by pokazać charakter. A tego wymaga się od lidera.
Niewidzialny wicepremier
Ale Jacek Żalek to niejedyny powód milczenia wicepremiera. W tym tygodniu zatrzymano pod zarzutem prania brudnych pieniędzy jego bardzo dobrego współpracownika, a prywatnie kolegę, prof. Michała Królikowskiego. Chodzi o wielkie wyłudzenia VAT oraz powiązania ze zorganizowaną grupą przestępczą. I niezależnie od tego, czy były zastępca Jarosława Gowina i jego najbliższy współpracownik w czasach wspólnego kierowania ministerstwem sprawiedliwości jest winny, czy nie, to ewidentnie jest problem.
Zwłaszcza, że właśnie wyszło na jaw, iż kierowane przez Gowina ministerstwo nauki współpracuje z Królikowskim. Mimo że za tym wpływowym prawnikiem niejasne sprawy i szemrane powiązania ciągną się od dawna. Resort wicepremiera płaci prof. Królikowskiemu - co ujawnili posłowie PO Arkadiusz Myrcha i Krzysztof Brejza - kilkadziesiąt tysięcy złotych, m.in. za interpretowanie przepisów prawa czy przedstawianie opinii do projektów aktów prawnych. Umowa w tej sprawie między resortem nauki a Michałem Królikowskim została podpisana w lutym. Gowinowi nie przeszkadzało to, że od dobrych kilku miesięcy mówiło się, iż wpływowy prawnik i były wiceminister sprawiedliwości może zostać zatrzymany i aresztowany.
Na temat tej sprawy wicepremier także milczy. Do mediów resort nauki wysyła współpracowników Gowina, którzy promują "Konstytucję dla Nauki". A naturalne przecież byłoby, gdyby swoje "polityczne dziecko" reklamował sam Jarosław Gowin. Z prostego powodu - "Konstytucja dla Nauki" to bardzo dobry i potrzebny projekt, a Gowin - dając temu twarz - tylko politycznie by zyskał. Ale szef resortu nauki wie, że dziennikarze - zamiast pytać go o projekt reformujący szkolnictwo wyższe - męczyliby go pytaniami o Królikowskiego i Żalka. Dlatego Gowina w programach politycznych nie ma (na naszą prośbę o kontakt również nie odpowiedział), mimo iż jest jednym z najbardziej aktywnych medialnie członków rządu. W różnego rodzaju audycjach występuje przynajmniej kilka razy w tygodniu.
Wygląda na to, że to stała taktyka wicepremiera: gdy ktoś z jego ludzi ma problem, on sam staje się niewidzialny.