Niemieckie obozy pracy w Norwegii podczas II wojny światowej
• Niemcy stworzyli w Norwegii aż 562 obozy pracy
• W lagrach pracowali m.in. polscy, radzieccy i jugosłowiańscy więźniowie
• Zdarzały się ucieczki z obozów - dla złapanych uciekinierów Niemcy nie mieli litości
• Wyzwolenie lagrów przebiegało bezkrwawo
Obecność Polaków podczas II wojny światowej w Norwegii kojarzy się przede wszystkim z udziałem w kampanii norweskiej. Niewiele mówi się natomiast o przetrzymywaniu ich w niemieckich obozach na terenie tego kraju w latach 1942-1945. Kilka tysięcy naszych rodaków - oprócz m.in. Sowietów i Jugosłowian - wykorzystywano głównie do prac przymusowych.
Większość jeńców wojennych, więźniów, pracowników przymusowych oraz dobrowolnych zaczęto sprowadzać z okupowanych państw oraz obozów znajdujących się w Europie kontynentalnej niespełna dwa lata po niemieckiej inwazji. Wynikało to ze znacznej intensyfikacji prowadzonych przez okupanta prac budowlanych i inżynierskich. Duży udział w tych przedsięwzięciach miała działająca tam już od 1940 roku Organizacja Todt, która zajmowała się głównie budowaniem obiektów wojskowych.
Priorytetowe prace były bezpośrednio związane z planem utworzenia Wału Atlantyckiego. Jego znaczna część miała się znajdować na terenie Norwegii jako Twierdza Norwegia. Oprócz budowy systemu fortyfikacji, na wybranych wyspach zamierzano utworzyć bazy, m.in. dla marynarki oraz artylerii przeciwlotniczej. Zaplanowano również poprowadzenie i utrzymanie ciągnącej się przez cały kraj, z południa na północ, drogi kolei północnej nr 50 z Mo do Kirkenes. Przewidywano także kontynuację rozpoczętej już wcześniej budowy baz okrętów podwodnych w Bergen i Trondheim.
Pierwsze niemieckie obozy w Norwegii, przeznaczone głównie dla jeńców brytyjskich, powstały już w 1940 roku, podczas operacji ''Weserübung''. W czerwcu tego samego roku otwarto lagry w Grini i Ulven. Były one zarządzane przez Sicherheitspolizei i początkowo służyły do przetrzymywania norweskich więźniów politycznych. Na terenie kraju znajdowały się cztery tego typu obiekty, gdzie więźniowie byli wyjątkowo brutalnie traktowani. Większość stanowiły jednak różnej wielkości obozy pracy, w tym aż 462 dla jeńców sowieckich, 30 dla polskich, 25 dla jugosłowiańskich, 40 dla niemieckich, 5 dla norweskich, co łącznie daje liczbę aż 562! Co ciekawe, w Norwegii formalnie nie istniały obozy koncentracyjne, które w kontynentalnej Europie były często po prostu obozami zagłady. Co prawda, jeden tego typu obiekt zaczął powstawać w 1945 roku w Mysen niedaleko Oslo, ale zanim go zbudowano, to wojna się skończyła. Jednakże obozy przeznaczone dla obywateli Jugosławii - ze względu na dużą śmiertelność oraz sposób traktowania
więźniów - można określić jako koncentracyjne.
W marcu 1942 roku do Norwegii zaczęto zwozić jeńców wojennych z Polski. Byli to żołnierze Września 1939 roku, których przetrzymywano do tej pory w obozach powstałych na terenie III Rzeszy. W ciągu trzech miesięcy sprowadzono od 1711 do 1722 osób. W tym samym roku przywieziono też niespełna 150 pracowników pochodzenia polskiego. Pierwszy większy transport odbył się dopiero w 1943 roku. Podczas całej wojny do Norwegii zwieziono 3,5 tys. Polaków. Wysłano tam także kilka tysięcy osób polskiej narodowości mających pracować w charakterze strażników.
Życie w niewoli
Z dokumentów procesowych - w tym zeznań świadków - a także Czerwonego Krzyża (naziści wydali zgodę delegacji tej organizacji na inspekcję) wynika, że Polacy mieli lepsze warunki w obozach niż np. Sowieci. Wszyscy jeńcy i więźniowie musieli ciężko pracować w trudnych i niesprzyjających warunkach - po dziewięć, dziesięć godzin dziennie włącznie z niedzielą. Najczęściej w kamieniołomach, przy budowach dróg, kolei czy rozbudowie portów. W wielu obozach spotykali się z szykanami i brutalnością strażników. Najtrudniejszą sytuację pod tym względem mieli przetrzymywani w Kristiansund. Stosunkowo najłatwiejszą zaś ci, którzy byli w Nordland. Najgorzej i wyjątkowo brutalnie byli traktowani przez Niemców Jugosłowianie, co często badacze tłumaczą utożsamianiem ich z znienawidzoną przez żołnierzy Wehrmachtu komunistyczną partyzantką Tity.
W trakcie pobytu w Norwegii Polacy mieli kontakt z innymi więźniami, sporadycznie także z ludnością norweską. W relacji jednego z jeńców wojennych - Kazimierza Łuczyńskiego, żołnierza Września, przekazanych przez jego syna Eugeniusza - pojawia się ciekawa historia. Polacy, korzystając z nieszczelności wagonów na stacji, gdzie przebywali, podkradli makaron: ''Polscy jeńcy odkryli, że w wagonach obok przewożony jest makaron, a szczeliny są na tyle duże, że można pojedyncze nitki wyciągnąć za pomocą jakiegoś drutu. Tak zdobyty i przemycony do obozu makaron przygotowali i poczęstowali Francuzów z sąsiedniego bloku. Ci, chcąc się jakoś odwdzięczyć, jakiś czas później nałapali żab. Niestety żabie udka nie znalazły wielu amatorów wśród naszych rodaków''. Z kolei Henryk Lemański - któremu przydzielono kategorię III folkslisty i którego wcielono do armii niemieckiej, a następnie wysłano do Norwegii - wspomina w powojennych zeznania sporządzonych przez Urząd Bezpieczeństwa o bliskich kontaktach z Norweżką należącą (o
czym początkowo miał nie wiedzieć) do norweskiej konspiracji. W późniejszym czasie miała ona zapoznać go z ''inż. Bröcke'' - wysoko postawionym członkiem ruchu oporu - któremu przekazywał pewne informacje, mające zaszkodzić Niemcom.
Wiadomo, że Polacy kilkakrotnie podejmowali próbę ucieczki z obozów w Norwegii. Najczęściej kierowali się do Szwecji. Złapanych zbiegów Niemcy zwykle rozstrzeliwali. Taki los spotkał m.in. ośmiu z 16 Polaków, którzy w nocy pod koniec maja 1944 roku postanowili wydostać się z obozu w Törkeling koło Megaarden. Ucieczkę podejmowali nie tylko jeńcy i pracownicy przymusowi, lecz także Polacy wcieleni do Wehrmachtu. Tak jak czterej żołnierze pracujący jako szoferzy w Nevernes koło Mo i Rana wiosną 1945 roku. Niestety, trzech z nich zostało złapanych i na miejscu rozstrzelanych. Brutalność Niemców i brak litości wobec uciekinierów ilustruje jedno ze wspomnień Łuczyńskiego: zwłoki dwóch zbiegłych i natychmiast rozstrzelanych jeńców pozostawiono - ku przestrodze innych - na kilka dni przy bramie wyjściowej, którą codziennie mijali udający się do pracy więźniowie.
Wyzwolenie obozów
Alianci, wbrew oczekiwaniom niektórych nazistów, nie otworzyli frontu w Norwegii. Jedyne walki toczyły się w sąsiedztwie granicy z Finlandią, gdzie już pod koniec 1944 roku wojska radzieckie zdobyły Finnmark - najbardziej wysunięty na północ region kraju. Pozostali żołnierze III Rzeszy złożyli broń po oficjalnej kapitulacji. Poddanie się Niemców i wyzwolenie obozów zwykle odbywało się szybko i bezproblemowo. Czasami strażnicy i żołnierze sami składali broń. Zamieniali się rolami z dotychczasowymi więźniami, których wspierali partyzanci, a później norwescy i brytyjscy żołnierze.
Według danych rządu Norwegii, w maju 1945 roku w tym państwie znajdowało się około 454 tys. obcokrajowców - więźniów, jeńców i żołnierzy dotychczasowego okupanta. Tych ostatnich, według różnych źródeł, było od 350 do 380 tys. Za repatriację odpowiadał urząd repatriacyjny ministerstwa spraw socjalnych oraz aliancki korpus ekspedycyjny w Norwegii. Tamtejszym władzom zależało na jak najszybszym rozwiązaniu kwestii obcokrajowców. Byłych jeńców, więźniów oraz żołnierzy narodowości polskiej skierowano do punktów zbornych i obozów internowania. Według obliczeń norweskich badaczy było to 1590 jeńców wojennych - z czego około 500 osób zostało wywiezionych tuż przed kapitulacją do Danii - 3,5 tys. pracowników przymusowych i aż 11,2 tys. osób wcielonych do Wehrmachtu.
Powrót do domu
Od maja w Norwegii działali polscy oficerowie łącznikowi z Londynu, a od jesieni, w ramach Polskiej Misji Repatriacyjnej (PMR), przedstawiciele komunistycznego rządu w Warszawie. Osoby wyrażające chęć powrotu poddawano weryfikacji, którą prowadzili oficerowie PMR. Decyzję odmowną najczęściej dostawali byli żołnierze Wehrmachtu mający kategorię I i II folkslisty.
Podczas pierwszej klasyfikacji ponad 11,4 tys. osób podjęło decyzję o powrocie do Polski, a o pozostaniu na emigracji - około 2,3 tys. Całą akcję przeprowadzono do połowy grudnia 1945 roku. Jednak w pierwszym półroczu 1946 roku na powrót zdecydowała się niewielka grupa kilkuset osób. Część wybierających emigrację wyjechała do innych krajów, np. Szwecji czy Anglii. Niektórzy pozostali w Norwegii, zakładając tam rodziny i podwaliny polskiej społeczności.
Andrzej W. Święch i Michael Stokke, Polska Zbrojna
Andrzej W. Święch jest archeologiem. Specjalizuje się m.in. w badaniach podwodnych i morskich oraz wrakach z czasów I i II wojny światowej. Współpracował z instytucjami badawczymi i naukowcami m.in. z Grecji, Norwegii i Cypru. Od końca 2014 roku współpracuje z Centrum w Narwiku w ramach badań archiwalnych dotyczących polskich jeńców wojennych w Norwegii w trakcie II wojny światowej.
Michael Stokke jest historykiem. Pracuje w Centrum w Narwiku połączonym z Muzeum Wojny Czerwonego Krzyża. Specjalizuje się w tematyce jeńców wojennych II wojny światowej.