Niemiecki rzeźnik mordował w Krakowie młode Polki i sprzedawał ich mięso
Należący do NSDAP Niemiec Franz Tham, osiedlił się w Krakowie w grudniu 1942 roku. Gdy w sierpniu 1943 roku wpadł w ręce niemieckiej policji, miał na koncie 32 zabójstwa. W to co zrobił z ofiarami, nie mogli uwierzyć nawet znający doskonale okrucieństwa wojny niemieccy policjanci. Tham ćwiartował ofiary i sprzedawał ich mięso. Dodawał je również do wędlin, które wysyłał do Rzeszy. Sam jadł smażone ludzkie wątroby, a smalcem z przetopionego ludzkiego tłuszczu smarował chleb. W zbrodni pomagała mu polska prostytutka Anna Motak. Inni Niemcy zamieszani w sprawę zdołali uciec. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek zostali osądzeni.
Podczas drugiej wojny światowej okupowany Kraków stał się miejscem dość niezwykłych nawet jak na rzeczywistość wojenną wydarzeń. W mieście pełniącym funkcję stolicy Generalnego Gubernatorstwa z Hansem Frankiem na czele, w którym stacjonował potężny garnizon niemiecki oraz wszelkiej maści formacje policyjne, zaczęto odnotowywać tajemnicze przypadki zaginięć młodych polskich kobiet. Wywołało to spore zamieszanie wśród mieszkańców grodu pod Wawelem.
Oczywiście, w ciemiężonym przez nazistów i komunistów kraju taka sytuacja nie była niczym wyjątkowym. Uliczne łapanki, wywózki do obozów koncentracyjnych czy potajemne leśne egzekucje były na porządku dziennym. Cały polski naród stał się ofiarą terroru spod znaku swastyki oraz tego czerwonego, sygnowanego sierpem i młotem. Jednak w tym wypadku sprawa była o tyle dziwna, że zaginięcia nie były spowodowane przez niemieckie służby bezpieczeństwa. Także rodzima konspiracja było zdezorientowana, bowiem na żadną z zaginionych kobiet nie wydano podziemnego wyroku śmierci, więc ta droga również odpadała. Nie odnajdywano żadnych ciał, więc wykluczono także działalność seryjnego mordercy.
W 1943 roku Kraków obiegła plotka, że na "Tandecie", czyli największym w mieście targowisku, sprzedawane jest ludzkie mięso oraz wykonane z niego wędliny. Pojawiła się nawet informacja, że za tym procederem stoją Niemcy mieszkający na tzw. "Osiedlu Oficerskim". Po jakimś czasie plotka przestała interesować mieszkańców Krakowa. Jednak co istotniejsze, przestały także znikać kobiety. Obydwiema sprawami zajmowała się niemiecka policja, jednak bez większych rezultatów. Zapewne sytuacja ta nie zmieniłaby się do końca wojny, gdyby nie Polak o nazwisku Bogdanowicz oraz Polka Janina Latosińska, którzy latem 1943 roku zgłosili się na policję i złożyli szokujące zeznania.
Opowiedzieli mianowicie o Franzu Thamie, niemieckim zarządcy dużego garażu samochodowego mieszczącego się przy ulicy Zwierzynieckiej w Krakowie oraz o polskiej prostytutce Annie Motak. 53-letni Tham był członkiem NSDAP. Od grudnia 1942 roku mieszkał w Krakowie przy ulicy Kieleckiej. Drugie mieszkanie miał przy ulicy Floriańskiej, w budynku, w którym mieścił się bar "Kreisel". Historia, którą przedstawili była na tyle szokująca, że Niemcy nie mogli w nią początkowo uwierzyć. Według zeznań Bogdanowicza i Latosińskiej, para ta miała mordować polskie kobiety, a ich porąbane ciała spalać w domowym piecu. Rewizja przeprowadzona w mieszkaniu przy ulicy Kieleckiej ujawniła makabryczną prawdę. Na miejscu znalezione zostały liczne szczątki ludzkie. Tham oraz Motak zostali aresztowani.
Podczas procesu, który zakończył się 2 sierpnia 1943 roku, wyszły na jaw fakty jeszcze okropniejsze, niż sądzili niemieccy funkcjonariusze. Franz Tham przyznał się do zamordowania 32 osób. Z wielką butą i w najdrobniejszych szczegółach opisał zbrodnie, których się dopuścił. Swoje ofiary zwabiał do mieszkania przy ulicy Kieleckiej, zarzucał im pętlę na szyję i dusił. Dopuszczał się także gwałtów, obcinał piersi swoich ofiar, pił ich krew, lub ściągał odpowiednim przyrządem. Zwłoki rąbał i sprzedawał jako mięso, a nawet, mieszając z mięsem bydlęcym, przerabiał na wędliny i wysyłał do III Rzeszy. Przetapiał także tłuszcz ludzki na smalec, który jadł następnie z chlebem, albo używał jako kremu do twarzy. Anna Motak także przyznała się do współudziału w tych zbrodniach i zeznała dodatkowo, że Tham często smażył i zjadał ludzkie wątroby. Nieprzydatne części zwłok, najczęściej głowy, spalali w domowym piecu. Co jakiś czas Tham wykorzystywał samochody z garażu, którym zarządzał, do wywożenia niespalonych szczątków
ludzkich w lasy sudeckie, gdzie je zakopywał. Natomiast za zrabowane ofiarom rzeczy oraz pieniądze kupował różne towary w górskich wioskach i sprzedawał po powrocie do miasta.
W sprawę zamieszani byli także inni Niemcy mieszkający przy ulicy Świętego Tomasza w Krakowie, ale zdołali zbiec. Nie ma informacji, czy kiedykolwiek zostali odnalezieni i osądzeni. Najtragiczniejsza jest natomiast informacja, że wśród ofiar tych szaleńców były również polskie dzieci.
Więzienie św. Michała w Krakowie, w którym rozstrzelano Franza Thama i Annę Motak fot. NAC
Warte przytoczenia są także zeznania wspominanej wcześniej 25-letniej Janiny Latosińskiej, która była znajomą Anny Motak. Latosińska po opublikowaniu po wojnie w krakowskim "Dzienniku Polskim" artykułu o Thamie, zgłosiła się do redakcji gazety i opowiedziała o jednej z wizyt w mieszkaniu przy ulicy Kieleckiej. Będąc tam pewnego razu, chciała napalić w piecu, jednak Motakówna powstrzymała ją i powiedziała, że w piecu znajduje się głowa zabitej kobiety. Kobieta ta ponoć wyjątkowo długo się broniła i nawet ugryzła Annę Motak w rękę. Mimo tego zdołali ją wraz z Thamem udusić.
Jeżeli chodzi o Thama, to wyróżniał się spośród krakowskich Niemców pozorną uprzejmością wobec Polaków. Zapraszał ich do swego mieszkania, gdzie często odbywały się alkoholowe libacje. Była to jedynie maska, za którą krył się psychopatyczny morderca, wykorzystujący alkohol jako magnes do zwabiania kolejnych, nieświadomych zagrożenia osób.
Wskutek zeznań samych oskarżonych, świadków, którzy zgłosili się na proces oraz zgromadzonych dowodów, 2 sierpnia 1943 roku niemiecki sąd specjalny za czyny, których się dopuścili, skazał Franza Thama oraz Annę Motak na kary śmierci. Po ogłoszeniu wyroku Tham poprosił, żeby go uduszono, bo jak się wyraził "chciał się osobiście przekonać jaka to przyjemność". Dwa dni później mordercy zostali, wbrew prośbie Thama, rozstrzelani w więzieniu Świętego Michała przy ulicy Senackiej. Jeszcze tego samego dnia jego ciało przewieziono do mieszczącego się przy ulicy Grzegórzeckiej Zakładu Medycy Sądowej (Staatliches Institut für Gerichtliche Medizin), który był podporządkowany komendantowi Policji Bezpieczeństwa (Sicherheitspolizei). Na miejscu wykonana została sekcja zwłok, a protokół z jej przeprowadzenia znajduje się do dziś w archiwum krakowskiego zakładu.
Cała sprawa była na tyle makabryczna i wywołała tak duże poruszenie w Krakowie, że dowództwo konspiracji powiadomiło o niej polski rząd rezydujący na uchodźstwie w Londynie. W depeszy z 20 sierpnia 1943 roku określono mieszkanie przy ulicy Kieleckiej mianem jatki, czyli prymitywnego sklepu mięsnego. Jednak w dokumencie tym, znajdującym się obecnie w Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie, występuje szereg błędów faktograficznych. Franza Thama określono w nim jako Tahma, natomiast Annę Motak jako Marię Łotak. Błędnie podano także, że proces i egzekucje odbyły się w lipcu, a nie sierpniu 1943 roku. Zawyżono ponadto liczbę ofiar do 38 osób oraz podano, że to Niemcy wpadli na trop tych okropnych zbrodni.
Najstraszniejszy w tej całej historii jest jednak fakt, że takich Thamów było dużo więcej w szeregach Gestapo, SS, wśród załóg obozów koncentracyjnych czy strażników więzień niemieckich na terenie okupowanej Polski.
Gwoli uzupełnienia należy dodać, że dom, w którym mieszkał kanibal spod znaku swastyki, stoi do dnia dzisiejszego w Krakowie przy ulicy Kieleckiej i przypomina o tragicznych wydarzeniach sprzed ponad 70 lat.
Wojciech Königsberg dla Wirtualnej Polski