Nie ma co płakać po Trumpie. Odwołanie wizyty wyjdzie nam na dobre
Odwołanie wizyty Donalda Trumpa w Polsce to pod wieloma względami najlepsze, co mogło się nam przytrafić. Zachowamy konkrety płynące z przygotowań do wizyty, a oszczędzimy sobie i światu politycznego cyrku. Skorzystają więc wszyscy. No, prawie wszyscy.
Czy Donald Trump znieważył Polskę odwołując swoją wizytę tuż przed wylotem? Dyskusja nad tym pytaniem rozpoczęła się wśród komentatorów niemal równocześnie z ogłoszeniem decyzji amerykańskiego prezydenta. Odpowiedź zależy od tego, jak do sprawy podejdziemy.
Całkiem możliwe, że znany z niechęci do podróży amerykański prezydent - który dopiero co powrócił z Europy - wykorzystał nadchodzący nad Florydę huragan Dorian jako wymówkę. Tylko że to wymówka, do której trudno się szczególnie przyczepić. Huragany potrafią nieść naprawdę ogromne zniszczenia i ofiary. Owszem, obecność głowy państwa na miejscu nic nie zmieni, ale mało który prezydent wybrałby zagraniczną podróż w takim momencie. A jeśli sprawa dotyczy arcyważnego stanu Floryda w czasie kampanii przed przyszłorocznymi wyborami, to z punktu widzenia Trumpa decyzja ta musiała być nadzwyczaj łatwa.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Przeczytaj również: Donald Trump odwołuje przylot do Polski. Przyczyną huragan
Będzie nudniej, ale konkretniej
Tak naprawdę jest to jednak kwestia drugorzędna. Zamiast roztrząsać, czy prezydent mocarstwa nas zlekceważył, powinniśmy się cieszyć. Owszem, będzie nudniej, mniej prestiżowo i mniej blichtru, ale za to poważniej. Do Warszawy zamiast Trumpa przyleci wiceprezydent Mike Pence, człowiek o ujemnej charyzmie i nikłych wpływach, ale przewidywalny i znający zasady dyplomacji. Jeśli użyjemy wyobraźni, będziemy mogli przenieść się do tych odległych czasów, kiedy przywódcą największego mocarstwa nie był człowiek przez wielu określany jako "groteskowy klaun", ale w miarę zrównoważony polityk.
Brak Trumpa z pewnością zmniejszy zainteresowanie świata okrągłą rocznicą wybuchu II wojny światowej. Tylko że jego obecność raczej odciągałaby uwagę od znaczenia i powagi rocznicy. Skupiałaby ją za to na nim samym i na tym, co głupiego lub oburzającego może powiedzieć.
Ryzyko, że w przypadku Trumpa tak by się stało zawsze jest duże. Dość powiedzieć, że podczas przemówienia z okazji święta niepodległości swojego własnego kraju prezydent kilkakrotnie pomieszał historyczne fakty, mówiąc m.in. o zajmowaniu lotnisk (!) przez XVIII wiecznych amerykańskich rewolucjonistów. Można sobie tylko wyobrazić, jakie wpadki mógłby popełnić Trump poruszając się w swoim przemówieniu po polu minowym jakim jest historia II wojny światowej. Czy nasz kraj na takim rodzaju uwagi by skorzystał? Śmiem wątpić.
Jeszcze więcej korzyści nieobecność prezydenta może dać drugiego dnia wizyty, poświęconego stosunkom dwustronnym - zakładając oczywiście, że do tej części dojdzie. Jeśli sfinalizowane lub posunięte do przodu zostaną porozumienia i umowy przygotowywane na tę wizytę: deklaracja ws. zniesienia wiz, bardziej szczegółowy (choć nie finalny) dokument ws. "Fortu Trump", współpracy w sprawie sieci 5G, umowy energetyczne itd. zachowamy z niej wszystkie konkrety, zaoszczędzając na, w gruncie rzeczy szkodliwym, teatrze politycznym związanym z Trumpem.
Interesy zamiast ideologii
Dlaczego szkodliwym? Przynajmniej z dwóch powodów. Bombastyczne i pełne przesady pochlebstwa pod adresem Polski, jakich można byłoby się spodziewać ze strony prezydenta USA, niechybnie wprowadziłoby wielu z nas i naszych polityków w stan nadmiernego poczucia naszej wagi i wartości.
Druga sprawa dotyczy osobistych i ideologicznych sympatii między Trumpem i ekipą rządzącą w Polsce. Wielu komentatorów zwracało uwagę, że amerykański prezydent i część jego otoczenia traktuje Polskę jako ideologicznego sprzymierzeńca i chciałoby uczynić ze stosunków polsko-amerykańskich - opartych na szerszych podstawach - populistyczno-prawicowe przymierze. To niebezpieczne, bo wciska strategiczne relacje w logikę partyjnej polityki. Tymczasem szanse Trumpa na reelekcję - szczególnie w perspektywie pogarszających się perspektyw dla amerykańskiej gospodarki - nie są najlepsze.
Jedynym prawdziwym poszkodowanym dyplomatycznej zawieruchy jest obóz rządzący. Starania o wizytę amerykańskiego prezydenta trwały przez długie miesiące i miały być potężnym impulsem w kampanii wyborczej Zjednoczonej Prawicy. Wszystko przygotowane było pod Donalda Trumpa. Kaprys losu - i samego prezydenta USA - sprawił, że główna wartość wizyty dla PiS - wymiar propagandowy - po prostu przepadł.
Przeczytaj również: Wizyta Donalda Trumpa w Polsce. Ambasada chce spotkania Trumpa z Wąłęsą
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl