Narodowa afera o #LotDoDomu. "Nie zaserwowano im krewetek tygrysich" [OPINIA]
Nie brakuje pasażerów, którzy ściągnięci do kraju przez rząd i Polskie Linie Lotnicze LOT dziękują stewardesom oraz pilotom. Rozumieją, że załogi ryzykują własnym zdrowiem, ale niczym lekarze, wykonują obecnie ważną misję. Są jednak i głosy oburzenia. Część pasażerów grzmi w sieci, że nie dostali ciepłych posiłków, a bilety Londyn-Warszawa powinny kosztować ich nie 500, a 44 złote.
"Rząd zakazuje lotów do Polski. Ten sam rząd 'ratuje' Polaków wykorzystując państwowy LOT. Rezultat: Bilet z Londynu, zamiast 9 funtów (44 zł) w WizzAir, kosztuje 500 zł w LOT" - taki komentarz w sieci przeczytałem niecały tydzień temu. Wtedy jeszcze pomyślałem, że jest odosobniony. Przecież wiadomo, że promocja za 9 funtów trafiała się tylko kilku pasażerom w samolocie, a dodatkowo bilet trzeba było kupić kilka miesięcy wcześniej.
Z każdym dniem liczba takich opinii jednak rosła. W ostatnich godzinach Twitter podbija wpis Polaka ściągniętego do kraju z Wietnamu. Pan Maciej jest oburzony, że znane linie katarskie w cenie biletu zaserwowały mu dwa pełne posiłki, a podczas LotuDoDomu dostał jedynie butelkę wody i kanapkę.
"Panie Macieju, ze względu na bezpieczeństwo naszej załogi, jak i podróżujących, wprowadziliśmy zasadę NO CONTACT z pasażerem. Zrezygnowaliśmy też z kawy i herbaty oraz wszelkich innych elementów serwisów wymagających bezpośredniego kontaktu z pasażerem" - odpisali internaucie przedstawiciele polskich linii.
Kraj walczy z wirusem. Polityk poleciał na Teneryfę
Ja również kilka dni temu wracałem do Polski z daleka. W przeciwieństwie do części z grona tych oburzonych, nie wyleciałem na wakacje 10 dni temu, gdy cały rząd apelował już o pozostanie w domach. Tu posłużę się przykładem polityka Marka Migalskiego, który z list Koalicji Obywatelskiej kandydował ostatnio do Senatu. Gdy na świecie rozszalała się epidemia koronawirusa, napisał on w sieci: "Moja reakcja na zamknięcie Polski jest natychmiastowa. Wylatuję nim odbiorą nam paszporty. Wolę odbywać kwarantannę na Kanarach lub Seszelach, niż w Nędzy czy w Katowicach". Jak napisał, tak zrobił i poleciał na Teneryfę - łapał promienie słońca, raczył się pysznym jedzeniem i alkoholem. Czy to rozsądne?
Ja wróciłem w ostatnich dniach do Polski po ponad rocznej nieobecności, a bilet do kraju miałem właśnie na marzec. Epidemia koronawirusa rozwijała się na moich oczach, ale sam nic więcej nie mogłem już zrobić. Czemu o tym piszę? Ostatecznie leciałem z przesiadkami m.in. bliskowschodnimi liniami, które za wzór stawia teraz wielu internautów. Wychwalają firmę, która świadczy 5-gwiazdkowe usługi kosztem pracowników. To linie, które każą załodze serwować ciepłe posiłki i napoje. Linie, które mimo epidemii, zachęcają setki pasażerów na pokładzie, by wspólnie jedli i pili, bo skoro zapłacone i za darmo, to czemu nie? To linie, które wciąż wysyłają swoje załogi kursami na cały świat, również do Włoch.
Żal mi było patrzeć na te kobiety, które znalazły się w beznadziejnej sytuacji. Albo pracują i ryzykują, albo stracą pracę. Odwołanie sprzedaży posiłków na rejsach LotDoDomu to najlepsze możliwe rozwiązanie. Każdy, kto chce, może zrobić sobie kanapki i jeść w czasie lotu ile zapragnie. Jednak narażanie stewardes na zarażenie wirusem, jest po prostu zbędne. Wracając do kraju, warto pomyśleć nie tylko o sobie.
"Łapię się za głowę, czytając w sieci relacje Polaków, którzy wiedząc o gwałtownym rozroście koronawirusa, wylecieli sobie w ostatnich dniach na wypoczynek w świat" - napisał w sieci socjolog Marcin Palade. "A do tego pretensje, że jak się już znaleźli na pokładzie LOT, to nie zaserwowano im argentyńskiego steka, krewetek tygrysich czy truskawek z szampanem" - dodał.
Michał Dworczyk o LotDoDOmu: Dreamliner nie może lecieć po 5 osób
LotDoDomu to skomplikowana operacja. Do piątku do godz. 23 do Polski wróciło już ponad 20 tys. osób. W tym celu zorganizowano przeszło 150 akcji powrotnych. A to nie koniec, bo tylko w niedzielę planowane są kolejne połączenia - m.in. z Amsterdamu, Bangkoku, Bergen, Brukseli, Dublina, Cancun, Edynburga, Londynu, Madrytu, Oslo, Paryża, Podgoricy, Skopje, Wiednia, Zurychu i Zagrzebia.
Naturalne, że gdy zapłacimy za bilet ponad 2 tysiące złotych, oczekujemy odpowiedniej obsługi i posiłków. Po chwili zastanowienia powinna pojawić się jednak refleksja. Czy w obliczu światowej epidemii tak bardzo muszę wypić tę darmową Margaritę? Ja podczas 5-godzinnego lotu Doha-Berlin uznałem, że nie. Spędziłem ten czas w maseczce i z poczuciem społecznej odpowiedzialności, że choć mogę niewiele, zrobię wszystko, by nie zarazić siebie, a potem nie zarażać innych. 14-dniowa kwarantanna po powrocie do kraju to również nic fajnego. Czasy są jednak niefajne, a odpowiedzialność spoczywa na każdym z nas.
Coś pozytywnego na koniec? Pisząc ten tekst, miałem w głowie kilka mocnych wpisów oburzonych pasażerów, którzy żądali sprawiedliwości i konsekwencji za to, że nie otrzymali tych przykładowych "krewetek tygrysich". Okazało się, że część z tych wpisów już zniknęła. Zostały usunięte. Oby był to symbol refleksji nad zdrowiem i życiem personelu pokładowego oraz ich bliskich. Oni poświęcają się dla nas. My też o nich pomyślmy.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Zobacz też: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Koronawirus z Polsce i na świecie. Zobacz mapę. Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl