Mobbing w TVP. Sprawdziliśmy, jak było naprawdę
W piątek media obiegła szokująca wiadomość - wydawca portalu tvp.info został wyrzucony po tym, jak zgłosił przełożonym mobbing. Tylko Wirtualnej Polsce udało się skontaktować z Anną Malinowską-Szałańską, którą Adam Zawadzki oskarża o szykany w pracy.
W piątek rano w mediach pojawiła się informacja, że wydawca tvp.info Adam Zawadzki dostał wypowiedzenie umowy po tym, jak poinformował przełożonych, że jest mobbingowany w pracy. Maila w tej sprawie wysłał do samego prezesa TVP Jacka Kurskiego i dyrektora TAI Piotra Lichoty. Po co aż tak wysoko? Twierdzi, że wcześniej informował bezpośrednich przełożonych, czyli Bartosza Kalicha, następnie Samuela Pereirę, a na końcu obecnego szefa redakcji tvp.info Dominika Zdorta. Podobno bezskutecznie. Zainteresowała mnie ta sprawa nie tylko dlatego, że doszło do naruszenia prawa w miejscu pracy i nikt na to nie reagował, ale również dlatego, że sama przepracowałam dziesięć lat w Polskim Radiu i znam historie mobbingu w mediach publicznych od podszewki.
Mobbing w TVP
Z panem Adamem Zawadzkim udaje mi się porozmawiać w piątek. Po autoryzacji własnych wypowiedzi do tekstu, który przygotowałam tego samego dnia, zmienia zdanie i pozwala mi jedynie opublikować oświadczenie. Zacytuję je w takiej formie, w jakiej zostało mi nadesłane, bo uważam, że zarówno ich stylistyka, dobór słów, jak i interpunkcja, mogą w przypadku zarzutów, które są podawane jako powód zwolnienia pana Adama Zawadzkiego, mieć pewne znaczenie. "Od samego początku pracy na portalu tvp.info, czyli od maja 2016 roku, byłem poddawany naciskom przez p. Annę Malinowską- Szałańską" – pisze w mailu Adam Zawadzki. "Pełniącą tzw. funkcję na portalu koordynatorki i producentki, a de facto zajmującej się układaniem grafiku wielokrotnie publicznie mówiła, że to co piszę jest beznadziejne i nie spełnia standardów dobrego dziennikarstwa, ale nigdy nie podała mi konkretnego argumentu, co konkretnie źle robię lub co trzeba by było poprawić".
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Po licznych próbach telefonicznych i mailowych, w końcu udaje mi się namówić panią Annę Malinowską-Szałańską, producentkę w portalu tvp.info na rozmowę. – Nie było żadnego mobbingu ani prób wywierania nacisku na pana Adama Zawadzkiego – podkreśla. Dodaje, że tak jak w każdej redakcji, także w tej zdarzały się spory dotyczące tematów czy sposobu ich ujęcia. - Na tym polega praca redakcyjna – mówi. – Zdarzało mi się też dzwonić do pana Zawadzkiego na dyżury, kiedy pełnił obowiązki wydawcy, gdy zauważyłam literówkę w tekście albo błąd interpunkcyjny. Prosiłam go o poprawienie, ale w ten sam sposób dzwonię do każdego innego wydawcy. Wychodzę z założenia, że każdemu może zdarzyć się pomyłka albo przeoczenie, ale takie błędy można przecież skorygować.
Wydawcy TVP kontra producentka
Sprawdzam. Dzwonię do obecnie zatrudnionych wydawców dziennych portalu tvp.info. Udaje mi się skontaktować z wszystkimi pracującymi na tym stanowisku. Potwierdzają, że odbierają takie telefony, ale w ich ocenie są to życzliwe, koleżeńskie podpowiedzi, a Anna Malinowska-Szałańska nie wpływa bezpośrednio na pracę wydawców.
Ma jednak wpływ na układanie ich grafików i wyceny dodatkowych materiałów dziennikarskich. Zasady są jednak przejrzyste – niżej wyceniane są teksty, które zostały napisane wyłącznie w oparciu o informacje zebrane w intrenecie, niż te, w których znalazły się wypowiedzi ekspertów. Najlepiej honorowane są treści, do których research trwał kilka dni i opiera się o wiele zróżnicowanych źródeł. Wydawcy zgodnie twierdzą, że nigdy nie czuli się pokrzywdzeni przez panią Annę Malinowską-Szałańską. - Nigdy nie byłem nękany i nie bardzo wyobrażam sobie nawet jak Adam miałby doświadczać szykan w momencie kiedy miał tak silną pozycję w redakcji - informuje mnie wydawca, który woli pozostać anonimowy. – Mogę wypowiadać się wyłącznie we własnym imieniu - dodaje drugi, który także nie chce ujawniać swoich danych. - Na dyżury byłem wpisywany tyle samo razy w miesiącu, co wszyscy, włączając w to Adama Zawadzkiego. Chcę też zaznaczyć, że nigdy nie doświadczyłem mobbingu ze strony pani Anny Malinowskiej-Szałańskiej.
To ostatnie zdanie jest o tyle ważne, że w dalszej części wysłanego mi przez Adama Zawadzkiego oświadczenia znalazło się zdanie: „Podważała również kompetencje wydawców portalu oraz była swego rodzaju szarą eminencją redakcji.”
Słowo przeciwko słowu
Pytam o odczucia samych zainteresowanych. Dorota Miłosz, która w TVP pracuje od dwudziestu lat, a z Anną Malinowską-Szałańską zna się tyle samo czasu, mówi: - To jest całkowita nieprawda i pomówienie. Przez te dwie dekady nie widziałam, żeby kogokolwiek krzywdziła. Ja na pewno nie czułam się szykanowana przez nią. Odbieram ją jako osobę życzliwą i pomocną, choćby w takich codziennych sytuacjach jak dzwonienie do wydawców, żeby powiedzieć nam, że nie zauważyliśmy błędu w tekście. Ona przecież nie musi tego robić. Owszem, zdarzają się nieprzyjemne sytuacje i napięcia, jak w każdej redakcji, ale z moich obserwacji Anna Malinowska-Szałańska zawsze odnosi się ad rem a nie ad personam. W mojej ocenie zarzuty Adama Zawadzkiego są całkowicie oderwane od faktów.
Takiego samego zdania jest Piotr Szlęzak, wydawca, z którym Anna Malinowska-Szałańska również zna się od dwudziestu lat. – Dodałbym, że jest to osoba, która potrafi docenić wkład ludzi w ich pracę – dodaje Szlęzak. – Potrafi publicznie pochwalić na kolegiach, a także nagrodzić dziennikarzy dodatkową wyceną, którą finalnie zawsze zatwierdza kierownik. Ona może jedynie sugerować, że coś zostało wykonane gorzej lub lepiej.
Pytany o współpracę z Adamem Zawadzkim odpowiada: - Wolę tego nie komentować, bo byłyby to bardzo negatywne komentarze. Na skomentowanie decyduje się Dorota Miłosz. – Trudno się z nim współpracowało – mówi. – Był mało elastyczny w swoich wymaganiach, oczekiwaniach i często emocjonalnie reagował na każdorazowe zwrócenie mu uwagi. Odbierał to jako atak na niego samego. Na dyżurach z nim panowała napięta atmosfera, a to nie pomaga w pracy.
Nadzieja umiera ostatnia
W kwestii rozwiązania umowy z Adamem Zawadzkim, który twierdzi, że miało miejsce na skutek zgłoszenia przez niego mobbingu, anonimowi informatorzy, wciąż pracujący w TVP, twierdzą, że było zupełnie inaczej. Podobno plany jego zwolnienia były już wcześniej, a ich przyczyną miało być nierzetelne wykonywanie pracy dziennikarskiej a także słabość tekstów, które pisał. Na wręczonym mu 23 marca wypowiedzeniu widnieje data 21 marca, co miałoby potwierdzać wcześniejsze przygotowanie pisma przez kadry. Jak było naprawdę i czy rzeczywiście Adam Zawadzki padł ofiarą mobbingu, o tym pewnie zadecydowałby sąd. Szczęśliwie w sprawach mobbingu w pracy, prawo całkowicie stoi po stronie pracownika. Adam Zawadzki kończąc mail do mnie napisał: „Mam nadzieję, że ta sytuacja skłoni innych dziennikarzy do mówienia prawdy o kulisach pracy w zawodzie”.
Ja mam nadzieję, że jego samego skłoni do dochodzenia swoich praw w sądzie, jeśli rzeczywiście doszło do ich naruszenia. Druga nadzieja, jaką żywię, dotyczy nas, dziennikarzy. Zanim opublikujemy jakąkolwiek wiadomość, poświęćmy trochę czasu chociaż na próbę sprawdzenia, jak było. I ostatnia nadzieja, kierowana do państwa, odbiorców mediów. Pozwólcie sobie na stawianie własnych pytań, podważanie, krytykowanie tego, co serwują państwu prasa, radio, telewizja i internet. Jak mawiał o słuchaczach Tadeusz Sznuk, wieloletni pracownik, dziś już legenda, Polskiego Radia: ludzie nie są głupie.