Mecenas Widacki: w teczce Kiszczaka były też fałszywe materiały
Jak informuje WP mecenas Jan Widacki, obrońca Lecha Wałęsy, gdański sąd rejonowy orzekł, że część materiałów w teczce Kiszczaka było sfałszowanych. Podczas procesu sąd nie zajmował się jednak kwestią tego, które z materiałów mogły być autorstwa byłego prezydenta.
Sebastian Łupak: W styczniu 2018 roku IPN na słynnej konferencji prasowej uznał, że Lech Wałęsa bezspornie był agentem SB. Miały o tym świadczyć dokumenty z tzw. teczki Kiszczaka. Biegli z Instytutu Sehna uznali, że to na pewno pismo Wałęsy…
Mecenas Jan Widacki: W jednej sprawie może być wiele różnych opinii i dowodów. Ocenia to sąd. Dwóch panów biegłych twierdziło jedno, a my – obrońcy Wałęsy - mieliśmy naszego biegłego, który stwierdził, że tamci biegli nie mieli podstaw do wydania opinii, bo nie mieli wystarczającego materiału do porównań. Biegli z Instytutu Sehna twierdzili, że to osobiście napisał Lech Wałęsa, a myśmy przedstawili kontropinię profesora Piotra Girdwoynia z Katedry Kryminalistyki UW, że nie było wystarczającego materiału porównawczego pisma Lecha Wałęsy z początku lat 70.
Co było dalej?
IPN wszczął swoje śledztwo. Jego celem była sprawa ewentualnego fałszowania dokumentów w tej teczce przez funkcjonariuszy SB. Oni to śledztwo wszczęli w złej wierze – bo wiedzieli, że to jest już przedawnione. Ale IPN to wszczął i tak.
Po co?
Nie mieli podstawy prawnej, żeby zlustrować Lecha Wałęsę po raz kolejny, bo Lech Wałęsa nie kandyduje na żadne stanowisko. Więc wszczęli perfidne śledztwo, w którym dali Wałęsie status pokrzywdzonego, pod pozorem, że szukają tych esbeków, którzy fałszowali dokumenty.
A nie szukali ich?
Prowadzili śledztwo jednokierunkowo, bo chcieli wykazać, że to są dokumenty pisane przez Lecha Wałęsę. Mimo wszystko w czasie śledztwa IPN ustalono nazwiska kilku autorów - funkcjonariuszy, którzy te dokumenty fałszowali. Po czym IPN to swoje śledztwo umorzył, pisząc, że część papierów rzeczywiście była fałszowana, ale za to pozostałe dokumenty napisał Lech Wałęsa.
*Zobacz: Wałęsa o Konstytucji i Jarosławie Kaczyńskim *
A wy złożyliście zażalenie do sądu na umorzenie śledztwa przez IPN?
Dokładnie. Myśmy złożyli zażalenie, bo nie przeprowadzono różnych dowodów, o które myśmy wnioskowali. Na przykład nie uwzględniono ważnych zeznań mecenasa Jacka Taylora, który był pełnomocnikiem Lecha Wałęsy w latach 70.w zakresie prawa pracy. Jacek Taylor twierdził, że Wałęsa był wtedy tak niegramotny, że nie umiał nawet napisać pełnomocnictwa adwokatowi pod dyktando. A tu rzekomo pisał wielostronicowe elaboraty z donosami…
Z jednej strony jest więc oskarżenie IPN, z drugiej wasza obrona. Sprawa trafia w końcu do sądu rejonowego Gdańsk-Południe, bo złożyliście tzw. subsydiarny akt oskarżenia. Jak się to postępowanie skończyło?
Sąd postępowanie umorzył. Konkluzje sądu w Gdańsku - z marca 2019 - są takie: ustalono ponad wszelką wątpliwość, że wiele dokumentów z tej teczki było fałszowanych. Ustalono z imienia i nazwiska kilku fałszerzy. Nie ustalono autorów wszystkich dokumentów. Umorzono to postępowanie, ponieważ wszyscy fałszerze już zmarli. Ostatni pan - nazwijmy go G. - zmarł w czerwcu ubiegłego roku. Więc nikt nie może zostać osądzony.
A co z pozostałymi dokumentami w teczce, które rzekomo, zdaniem IPN, miał pisać sam Lech Wałęsa?
Sąd nie zajmował się nieustalonymi autorami. Nie dociekał, czy to Wałęsa czy nie.
Co ten wyrok oznacza dla Wałęsy?
W tym postanowieniu nie ma nic na temat jego rzekomego autorstwa. Jest mowa o fałszerzach. To jest postanowienie kończące sprawę i jest ono prawomocne. Wszystkie wcześniejsze postanowienia prokuratorów IPN były nieprawomocne. Nie ma więc żadnego prawomocnego orzeczenia, które potwierdzałoby agenturalność Lecha Wałęsy.
Co więc dalej z teczką Kiszczaka?
IPN może ją postawić na półkę w archiwum i patrzeć na nią z lubością.
Komunikat IPN
Odpowiadając na ostatnie doniesienia medialne dotyczące współpracy Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa, Instytut Pamięci Narodowej informuje:
Kwestia współpracy Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa w pierwszej połowie lat 70. jest bezsporna. Potwierdzają ją nie tylko odnalezione po śmierci Czesława Kiszczaka oryginalne akta (teczka personalna i teczka pracy tajnego współpracownika pseudonim „Bolek”), ale również zachowana ewidencja SB. Informacje o niej można również odnaleźć w wielu innych dokumentach, nie tylko zresztą polskiej bezpieki, ale też np. czechosłowackiej.
Fakt rzeczywistej współpracy Lecha Wałęsy w latach 70. został wykorzystany przez Służbę Bezpieczeństwa w latach 80. w celu jego zdyskredytowania (m.in. utrącenia kandydatury Wałęsy do pokojowej Nagrody Nobla). Podjęto wówczas działania w celu „przedłużenia” tej współpracy na okres działalności Wałęsy w Wolnych Związkach Zawodowych Wybrzeża i jego przywództwa w „Solidarności”, kiedy to był działaczem opozycji. Uczyniono tak, gdyż Nagrodę Nobla Wałęsa miał otrzymać za działalność w latach 1980-1981 – a w tej sytuacji jego rzeczywista współpraca z SB w pierwszej połowie lat 70. nie mogła być argumentem na rzecz nieprzyznania mu tego wyróżnienia.