Marek Kacprzak: Debata prawyborcza w PO. Konkurs na fajność
Najtrudniej jest przekonywać przekonanych i prowadzić grę pozorów. Wymuszone prawybory i pokazowa debata przypominały spektakl długi, nudny i z przewidywalnymi dialogami. Nie było zwrotów akcji i budowania napięcia, bo ani nikt ich ani nie oczekiwał, ani nie planował.
Widownia zebrana na sali wiedziała, co chce obejrzeć. Aktorzy spełnili pokładane w nich nadzieje i odegrali swoje zaplanowane dawno role. Ani nie były to role oscarowe, ani nowego otwarcia w polityce po tym występie nie będzie. Dostaliśmy za to przepis na wzorcową i wymarzoną prezydenturę. Oboje aktorzy najczęściej używali frazy "prezydent powinien…", jakby mówili o jakiejś mitycznej postaci, a nie o stanowisku, na którym by siebie widzieli. Zamiast walczyć na wizje własne, wizje, które zamierzają realizować, pokazali, co myślą o prezydenturze jako takiej. Woli walki w tym niezbyt wiele. Ustawiona debata jako walka przeciwko Andrzejowi Dudzie prowadzona w taki sposób, by nie zaszkodzić sobie nawzajem, musiała przybrać charakter rozmów przy popołudniowej herbatce, gdzie krytykuje się wspólnego wroga, ale o sobie na wszelki wypadek się nie dyskutuje.
A tam, gdzie już nie wypada powiedzieć "nie wiem" czy "nie mam pojęcia", pojawiał się stały i znany od czasów "szuflad pełnych ustaw" motyw charakterystyczny dla PO, czyli "szczegółowe rozwiązania pokażę w kampanii". Co zamiast wprowadzać miłą, pełną wzajemnego szacunku, atmosferę, sugerowało raczej, że patrzymy na ustawkę i nikt konkretami zajmować się jeszcze nie musi. Teraz trwa konkurs na to, kto fajniejszy i kto bardziej w kontrze do obecnego prezydenta.
Walka godowa kontra "nie walczę, bo jestem kobietą"
Jaśkowiak przyjmował zatem pozy charakterystyczne dla walk godowych, gdzie wypina się pierś, prostuje postawę i głosem dobitnym i głębokim powtarza na wszelkie sposoby "wybierz mnie, wybierz mnie". A że trudno jest walczyć w ten sposób Małgorzacie Kidawie-Błońskiej, to dla tych, którzy jeszcze się nie zorientowali, pani marszałek powtarzała w nieskończoność, że jest kobietą. Tą łagodną, delikatną, wrażliwą. Znaczy: walczyć nie będzie, bo to nie w stylu kobiety. I jak innej znanej z polityki kobiecie, ta wygrana jej się po prostu należy. Kto nie poprze kobiety, która tak bardzo chce wygrać, że w prawdziwej i brutalnej walce politycznej nie zamierza uczestniczyć? Ona jest i to powinno wszystkim wystarczyć.
Zobacz też: Sławomir Neumann ocenił debatę w PO. "Stawiałbym na remis"
I prawie wszystkim wystarczyło. Zebrani na sali, którzy mają aż tydzień na to, by teraz się otrząsnąć i zdecydować który z kandydatów ich przekonał i zasługuje na to by reprezentować Platformę Obywatelską w wyborach, wiedzą po debacie tyle samo, co wiedzieli przed nią. Kandydaci tak się między sobą różnią, że właściwie mówią to samo, używając tylko nieco innych słów. Wybór się nie zmienił.
Różnice w programie? Nie ma, bo nie ma programu
Albo kandydatka, która jest spokojna, mało waleczna i wypełniająca polecenia i wizję Schetyny, albo kandydat, którego mało kto poza Poznaniem zna, bliżej mu do lewicowej ideologii, niż do troszczenia się o centrum, ale za to pomógł Schetynie i Platformie uratować honor prawyborczy. Różnic w programie brak. Trudno zresztą mieć różnice w czymś, czego nie ma. W końcu to prawybory, czyli konkurs na kandydata, a nie debata o konkretach, te, przecież, poznamy później. Kto by się na tym etapie chciał bawić w jakieś, szóstki, siódemki, z których później będzie przepytywany przez dziennikarzy.
Jedyne, co mogło być zaskoczeniem, to to, jak na tę debatę reagowali politycy, którzy i tak oddadzą głos na Andrzeja Dudę. Ich drobiazgowa analiza wszystkich potknięć przejęzyczeń, zawahań, najmniejszych nawet niespójności urastało do katastroficznych wywodów. Nikt się nie przyzna, że to w obawie o zbliżającą się kampanię. Jeśli to nie strach, to na pewno zazdrość. Żaden z kandydatów PiS publicznie nie jest gotów na przeprowadzenie podobnej debaty z kimkolwiek z kierownictwa PiS. Tam nikt nie bawi się nawet w pozory. Wiadomo, kto decyzje podejmuje. Wiadomo, kto decyzje ma wykonać. Obecna debata była pokazową. Od czegoś trzeba jednak te nasze polityczne zwyczaje zacząć zmieniać.
Marek Kacprzak dla WP Opinie