Marcin Makowski: Pierwsza Dama rusza do protestujących. I wpada w sidła bieżącej polityki
W czwartek wieczorem, w 17. dniu protestu rodzin osób niepełnosprawnych w Sejmie, do rozmów rusza Pierwsza Dama. Choć niczego formalnie nie może obiecać, polityka to również gra gestów, a ten wygląda dobrze. Problem? Dla opozycji to za mało, a twardy elektorat PiS uważa go za zdradę stanowiska rządu.
”Wreszcie wyszła z cienia”, ”to my mamy w ogóle Pierwszą Damę”, ”co ona może tam zrobić”? Miej więcej takie głosy pojawiły się na opozycyjnej stronie Twittera, zaraz po ogłoszeniu wizyty Agaty Kornhauser-Dudy u protestujących rodziców dzieci niepełnosprawnych. Prezydentowa zjawiła się na ich zaproszenie, przekazane przez ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, który wcześniej wręczył jej Medal św. Alberta, przyznawany za ”działalność na rzecz osób niepełnosprawnych”.
”Polityczny coming-out”
Choć niektórzy komentatorzy - generalnie nieprzychylni Pałacowi Prezydenckiemu - pochwalili gest i chęć rozmowy, prawie zawsze dodawali przy tym, że czekają na coś więcej. ”Marzy mi się pierwsza dama tak aktywna, jak Michelle Obama” - komentowała Renata Grochal z ”Newsweeka”. ”Minister Mucha twierdzi, że Pierwsza Dama od 3 lat działa na rzecz osób niepełnosprawnych. Mistrzostwo działań dyskretnych. Może powinni przerzucić ją do wywiadu” - ironizował jeden z internautów. Takich głosów można się było w oczywisty sposób spodziewać, zarzuty związane z milczeniem i biernością kierowane są bowiem wobec Kornhauser-Dudy właściwie od początku wygranych wyborów prezydenckich przez jej męża. Kobiety protestujące na Czarnym Marszu domagały się jej wyraźnego głosu, a swoją nadzieję podsycały plotkami o rzekomej niechęci bardziej liberalnej prezydentowej co do polityki rządu Prawa i Sprawiedliwości. Tą samą kartą w pewnym momencie zagrali również scenarzyści ”Ucha Prezesa”, przedstawiający Pierwszą Damę w roli hetery, która de facto pociąga za sznurki biernym mężem. Jakkolwiek malownicze byłyby to fantazje, posiadały jednak zasadniczą wadę - nijak nie przystawały do rzeczywistości.
Wiem, ponieważ swego czasu pisząc okładkowy artykuł o prezydentowej do tygodnika ”Do Rzeczy”, chcąc zweryfikować prawdziwy obraz Kornhauser-Dudy, rozmawiałem z kilkunastoma osobami które ją znają, albo którym pomogła pełniąc swoją funkcję. Jedno mogę przy tej okazji powiedzieć na pewno: bez względu na ocenę bierności w stosunku do spraw politycznych, nie da się zarzucić Pierwszej Damie bierności w temacie osób niepełnosprawnych. Dotychczas odwiedziła ona kilkadziesiąt ośrodków, często znajdujących się na prowincji, których działalność starała się nagłośnić, co po kilku miesiącach od wizyty przekładało się np. na większe wsparcie donatorów, albo państwa. Rozmawiałem z kierownikami podobnych placówek, gdy już wyjechały kamery, i niemal wszyscy, do których dotarłem potwierdzają ten scenariusz. Dlatego właśnie wizyta Agaty Kornhauser-Dudy w Sejmie w czwartkowy wieczór mnie nie dziwi. Ze wszystkich tematów, właśnie na tym polu powinien się odbyć jej polityczny coming out. Dlaczego napisałem ”polityczny”? Ponieważ od tej decyzji wizerunkowo nie będzie już odwrotu.
”Odniosłam wrażenie, że prezydentowa nas popiera”
Chcąc, nie chcąc, Pierwsza Dama wkroczyła bowiem w sam środek sporu pomiędzy protestującymi a rządem. Choć w oficjalnym komunikacie Pałacu Prezydenckiego mowa była jedynie o dialogu, wysłuchaniu potrzeb rodzin osób niepełnosprawnych i dyskusji na tematy systemowej pomocy temu środowisku, po spotkaniu, to jednak rodzice narzucili ton. „Odniosłam silne wrażenie, że Pani Prezydentowa popiera nasz pierwszy postulat dotyczący gotówki” - zadeklarowała liderka protestujących, Iwona Hartwich. Ta sama, która wcześniej krytykowała wręczenie prezydentowej Medalu św. Alberta twierdząc, że „patronaty i spotkania (które organizuje Kornhauser-Duda - przyp. M.M.) nie pomocą naszym dzieciom”.
Efekt? Nawet, jeśli była to czysta kurtuazja, z której nic formalnie nie wyniknęło, Hartwich udało się wytworzyć fakt medialny, do którego będą się w tej chwili musieli odnosić politycy partii władzy. A który jest w kontrze do ich narracji i ostatnich słów Andrzeja Dudy, zaskoczonego uporem protestujących co do postulatu otrzymania ”żywej gotówki”.
”Pierwsza Dama wtyka kij w szprychy strategii negocjacyjnej rządy”
Bo w sumie co stoi na przeszkodzie, żeby w tej chwili dziennikarze i rodzice osób niepełnosprawnych pytali minister Elżbietę Rafalską - ”gdzie są nasze pieniądze? Pierwsza Dama obiecała”. Jest to również problem dla twardego elektoratu prawicowego. "Niech pierwsza dama nie wtrąca się do prowadzonych rozmów ze strajkującymi w Sejmie prowadzonych przez rząd, bo Ona nie ma upoważnienia, kompetencji i instrumentów odpowiedzialności za swoje słowa” - napisał jeden z internautów na Twitterze. "Pierwsza Dama trzymała się z dala od polityki, musi tam się strasznie palić w Pałacu Namiestnikowskim skoro jednak Pani prezydentowa została wysłana w bój. Daremne nadzieje, to środowisko ma swojego Biedronia” - dodał inny komentujący.
Podobne teksty można liczyć w dziesiątkach dosłownie w godzinę po tym, gdy Pierwsza Dama wróciła do Pałacu. ”Najbardziej wkurza mnie to, że Minister Rafalska wypruwa sobie żyły aby poprawić los osób niepełnosprawnych i jest opluwana przez panią Hartwig. Następnie Pierwsza Dama pochyla się z troską nad <
Pytanie, które musi sobie postawić w tej sytuacji zarówno Pałac, jak i Pierwsza Dama brzmi następująco: choć sama wizyta była potrzebna i związana z dotychczasową działalnością Kornhauser-Dudy, jak wybrnąć z pułapki wciągnięcia w doraźną politykę, której prezydentowa unikała do tej pory jak ognia?
Marcin Makowski dla WP Opinie