Marcin Makowski o „Dobrej zmianie” według PiS-u: Nie tak to miało wyglądać
- „Ostatnie lata to bardzo ciężki okres dla wielu z nas. Niech nadchodzący 2016 rok, będzie rokiem spełnienia marzeń i pełnym sukcesów” - mówił w życzeniach świątecznych na YouTube jeden z członków Forum Młodych PiS w Krakowie. No i się ziściło. Świeża kadra, bez konkursów i z partyjnego nadania, zasiadła w ciepłych fotelach spółek Skarbu Państwa. Nie, żeby było w tym coś nowego, w końcu zastąpili swoich kolegów z PO i PSL. Nowe miały być jednak standardy uprawianej polityki – pisze Marcin Makowski dla Wirtualnej Polski.
Wołanie o etos
Nikomu nie trzeba przypominać, pod jakim hasłem i z jakimi ideałami Prawo i Sprawiedliwość szło do zwycięstwa w wyborach parlamentarnych. Obietnica „Dobrej zmiany” potrafiła skusić nawet wyborcę centrowego, zmęczonego aferami, nepotyzmem i aurą bezkarności panującą wokół ośmioletnich rządów PO-PSL. Niestety, coraz więcej wskazuje na to, że zamiast realnej „Dobrej zmiany” w etosie uprawianej polityki, mamy do czynienia w kolejnym odcinkiem niekończącego się przetasowania partyjnego, którego kluczem merytorycznym stała się dewiza: „Dobra, zmiana”. Wystarczyło przecież tylko pobieżnie zbadać preferencje wyborcze ogromnej rzeszy Polaków, żeby przekonać się, jak duże jest zmęczenie nie tyle oglądaniem w telewizji Tuska i Kopacz, co generalnie - stylem uprawianej polityki. Stąd dobry wynik Kukiza, danie szansy postpolitycznej .Nowoczesnej i kredyt zaufania części młodej inteligencji dla partii RAZEM. PiS na czas kampanii również podobne nadzieje podsycało. W tle były polsko-polskie wojny, na pierwszym planie
podniosła atmosfera dźwigania kraju z dusznych układów, partyjnych konotacji, kolesiostwa i braku transparentności.
Przecież właśnie w duchu powrotu surowej moralności, prezes Jarosław Kaczyński odwołał swoich złotych chłopców z „afery madryckiej”. Dziś Adam Hoffman, choć poza polityką, z pomocą partyjnych przyjaciół rozkręca biznes w branży Public Relations. Z kolei Mariusz Antoni Kamiński, po absolutnym wyautowaniu, nagle jak Filip z Konopi wskakuje na fotel szefa Polskiego Holdingu Obronnego (tylko po to, by po dwóch dniach od ogłoszenia nominacji, jak wszystko na to wskazuje, pod presją Jarosława Kaczyńskiego, zrezygnować). Podobnie wygląda sytuacja Marcina Mastalerka, od niedawna dyrektora wykonawczego ds. komunikacji korporacyjnej w Orlenie. Pomyśleć, że raptem dwa tygodnie wcześniej usłyszałem od znajomego z kręgów rządowych, jakoby popularny „Masta” szansy na wielkie pieniądze nie dostał, bo jak głosi tajemnica poliszynela, w towarzystwie kolegów wzgardził telefonem od Jarosława Kaczyńskiego, ostentacyjnie odrzucając połączenie.
Prezes podobno bywa pamiętliwy, i gest ten odczytał jako brak karności oraz pracę w partii motywowaną koniunkturalizmem. Czy zatem z punktu widzenia politycznej pragmatyki jest coś dziwnego w powrocie tych osób do kręgów rządowo-biznesowych? Oczywiście, że nie. Nie tacy ludzie wracali w łaski Kaczyńskiego, po okresie skruchy i medialnej kwarantanny oczywiście. To zrozumiałe, że osoby ambitne i utalentowane, nawet jeśli ze skazą, lepiej trzymać przy sobie na bezpiecznych posadach, niż wypuścić rozżalone i bez niczego do stracenia w ręce opozycji.
„Praca, nie obietnice”
Gdzie w takim razie leży problem? Chodzi o z gruntu naiwną wiarę, że zmieniając władzę, zmienić można również styl rządzenia. A styl właśnie, najwyraźniej widać nie na świeczniku, ale w partyjnych dołach, gdzie instynkt samozachowawczy radnych i działaczy bywa momentami uśpiony. Przykładem niech będzie Kraków, w którym Forum Młodych PiS na swoim Facebooku bez żadnej krępacji życzy koleżance i koledze samych sukcesów w dwóch spółkach Skarbu Państwa. Z dnia na dzień, bez żadnego konkursu, zewnętrznej rekrutacji i weryfikacji kompetencji 31-letnia Małgorzata Popławska została wiceprezesem Krakowskiego Parku Technologicznego, a jej młodszy kolega Łukasz Kmita - szefem krakowskiego KRUS-u. Oficjalne komentarze FM PiS pod artykułami w mediach lokalnych, ogłaszającymi transfery brzmią: „FM jest dumne, że miało takiego członka i taką przewodniczącą !! A niedowiarki i krytycy szybko zmienią zdanie”, oraz „Gratulujemy !! Łukasz Kmita Przewodniczący FM PiS w Olkuszu został szefem krakowskiego KRUS-u. Młody,
wykształcony ale już doświadczony samorządowiec, świetny organizator” (pisownia oryginalna). Popławska i Kmita będą mieli pod sobą ponad 150 pracowników, często z wielokrotnie wyższym stażem. Jak przyznała sama Popławska, „Dostałam propozycję od Jadwigi Emilewicz, wiceminister rozwoju”. Panie poznały się podczas organizacji paneli o kobietach w polityce podczas ostatniej kampanii samorządowej. Wystarczyło.
Czy w przytoczonych przykładach jest coś, czego do tej pory nie widzieliśmy? Jak pokazują reakcje większości identyfikujących się z prawicą internautów, którzy komentowali wymienione awanse - choć wszystko odbywa się zgodnie z literą prawa – niesmak pozostaje. I pozostawać musi. Nie ma innej możliwości w sytuacji, w której wielu wyborców zaufało PiS oczekując zerwania z praktykami uskuteczniania wewnętrznej giełdy pracy z instytucji rządowych. Karygodny przecież nie jest sam fakt, że wszędzie gdzie wchodzą młodzi z PiS-u zastępują starych z PO-PSL, ale że zupełnie bez zażenowania proces ten odbywa się z nadania partyjnego - z wyłączeniem zasady wolnorynkowej konkurencji kompetencji. Ktoś wrzuca sobie informacje na Facebooka, cieszy się z awansu kolegów, jakby objęcie prezesury ogromnej instytucji przez świeżo upieczonego politologa z Olkusza było rzeczą tak oczywistą, jak pustynie na Marsie. W końcu, „praca, nie obietnice”.
Nie idźcie tą drogą
Prawdziwa „Dobra zmiana” była zapowiedzią zmiany stylu i etosu uprawianej polityki. Właśnie dlatego od ludzi, którzy dochodzą do władzy można i trzeba wymagać więcej niż od tych, którzy skompromitowani oddają stery. Właśnie na tym polega oczyszczająca moc demokracji – cyrkulacja elit jest jak mechanizm samoregulujący powstające z czasem patologie. Niestety coraz częściej mam wrażenie, że PiS zachowuje się tak, jakby doszło do wniosku, że chwilową zmiana wizerunku na partię koncyliacyjną i dialogiczną po wyborach należało zrzucić jak sztywny gorset, krępujący ruchy w tańcu. A sam taniec był co najmniej nietaktowny, kiedy dotychczas balujące towarzystwo należałoby rozgonić i zastąpić swoimi, których zaprosi się do stołu.
Tylko chyba nie o to chodziło, nie taki hasła miało się wypisane na sztandarach. Chcę wierzyć, że wymienione przypadki to tylko efekt odwiecznych personalnych roszad, w imię zasady, że nie da się „dołów” i „szczytu” urządzić jak w urzeczywistnionej utopii. Ostatecznie to efekt pracy nowopowołanych osób będzie wiarygodną oceną decyzji władzy, ale myliłby się ten, kto sądzi, że ludzie za kilka lat zapomną o stylu uprawianej polityki. Tak samo sądziła Platforma Obywatelska, a gdzie dzisiaj jest, widzimy wszyscy. Nie każde faux pas da się przykryć socjalem.
Marcin Makowski dla Wirtualnej Polski
Marcin Makowski - dziennikarz, historyk i publicysta. Stale współpracuje z "Do Rzeczy" i "Rzeczpospolitą", "Tygodnikiem Powszechnym". Redaktor portalu Jagielloński24.pl.