Marcin Makowski: Mierność i bierność. Po co nam w ogóle Polska Fundacja Narodowa?
PFN dysponuje budżetem około 250 mln zł, na który zrzuciły się spółki z udziałem skarbu państwa. To z niego setki tysięcy złotych trafiają do amerykańskiej firmy lobbingowej. Co za to dostaliśmy, gdy wybuchł skandal wokół planowanego usunięcia pomnika katyńskiego w New Jersey? Cztery tweety po angielsku. Jeśli fundacja wykazuje się taką niemocą, to po co w ogóle istnieje?
Polska Fundacja Narodowa znowu na tapecie. Tym razem chodzi o Pomnik Katyński w New Jersey, ale sprawa równie dobrze mogłaby dotyczyć po prostu wizerunku Polski w USA, który przekłada się na skuteczność w lobbowaniu korzystnych dla naszego kraju interesów. A ta po uchwaleniu ustawy o IPN jest więcej niż fatalna.
Niedawno po wizycie w Stanach wicepremier Jarosław Gowin przyznał nawet, że od dalszych losów ustawy uzależniona jest wielkość kontyngentu amerykańskich wojsku stacjonująych nad Wisłą. Chyba nigdy w historii III RP, to jak nas postrzegano, nie miało równie bezpośredniego wpływu na bezpieczeństwo narodowe. Dlatego właśnie Polska Fundacja Narodowa, instytucja z budżetem liczonym w setkach milionów złotych oraz misją dbania o tenże wizerunek, nie może sobie pozwolić na błędy, bierność i opieszałość w komunikacji.
Gaszenie własnych pożarów
Oczywiście teoretycznie "nie może", bo w praktyce właśnie te przymiotniki stały się synonimami działalności PFN, której symbolicznym zwieńczeniem było wynajęcie zewnętrznej agencji PR-owej do ugaszenia medialnego pożaru, który sama wywołała. Póki co bez widocznych sukcesów.
O tym, że PFN właściwie nie kiwnęła palcem w najgorętszym okresie kryzysu dyplomatycznego na linii Polska-USA-Izrael, napisano już dziesiątki felietonów. Mało która sprawa potrafiła połączyć publicystów z różnych opcji tak, jak indolencja fundacji kierowanej przez Cezarego Jurkiewicza i Macieja Świrskiego, ludzi utrzymujących się na stanowisku dzięki tajemniczej politycznej sile, broniącej ich nietrafionych decyzji z uporem godnym lepszej sprawy.
Przespana majówka PFN
Na przełomie kwietnia i maja nie szło jednak o zagadnienie tak szerokie, że skapitulowała przed nim cała polska dyplomacja. Rzecz dotyczyła jednego pomnika, kłamstw jednego burmistrza miasta wielkości Częstochowy i pokazania "soft power" Polski, która umie zorganizować liderów opinii, lokalne media, stanowych polityków oraz Polonię wokół obrony monumentu katyńskiego w New Jersey. Co w tym czasie, gdy konsul w Nowym Jorku i ambasador w Waszyngtonie dwoili się i troili zrobiła PFN, aby ich wesprzeć?
Właściwie całą majówkę przespała. Od początku wybuchu kryzysu i słów burmistrza Jersey City nazywającego marszałka Senatu "białym nacjonalistą i negacjonistą Holokaustu", a Polskę krajem, "który chce napisać historię na nowo", anglojęzyczne konto fundacji opublikowało na ten temat cztery tweety. Powiedzieć, że pies z kulawą nogą się nimi nie przejął, to jak obrazić tego Bogu ducha winnego psa. Biorąc pod uwagę ile miesięcznie kosztuje utrzymanie Fundacji, czy nie były to najdroższe tweety świata?
Setki tysięcy na niewidocznych lobbystów
Aby było jeszcze ciekawiej, warto przypomnieć, że Polska Fundacja Narodowa korzysta przecież z sowicie opłacanych amerykańskich lobbystów w postaci firmy doradczej White House Writing Group, która pobrała już 135 tys. dolarów zaliczki, a dodatkowo inkasuje 45 tys. dolarów za każdy miesiąc pracy + 10 proc. na bieżące wydatki. Jako dyrektor zarządzający grupy sprawami polskimi miał się zająć osobiście Clark Judge, były doradca m.in. prezydenta Ronalda Reagana.
Na co w takim razie idą pieniądze polskiego podatnika? Co konkretnie i namacalnie zrobiła Fundacja i wynajęci lobbyści w sprawie przenosin pomnika, odbywających się w aurze skandalu? Bo przecież nie idzie o sam fakt zmiany jego lokalizacji, co o sposób, w jaki chce się to zrobić. Agresywny i pokazujący miejsce w szeregu. Nie ma się co łudzić, że podobnych problemów nie będzie w przyszłości. Rząd musi zebrać burzę, którą sam zasiał nierozsądnym forsowaniem ustawy o IPN, której nie chce obecnie egzekwować. Skoro mleko się już rozlało, a gotówka została wydana, wypada, aby zrobić z niej użytek. Bo jeśli instytucja do tego powołana składa broń, warto się zastanowić po co w ogóle istnieje.
Marcin Makowski dla WP Opinie