Marcin Makowski: Kijowskiego sposób na komornika
Istnieją w historii narodów książki przełomowe. Takie, które definiowały znacznie społecznego buntu na całe pokolenia. Książki ludzi wielkich, wyprzedających swoją epokę i wiodących lud na barykady. Takim dziełem niewątpliwie zostanie "Buntownik" Mateusza Kijowskiego. A że poza nim niewiele osób go przeczyta - trudno. Oto cena bycia w awangardzie walki z reżimem.
Jeśli ktoś miał jeszcze wątpliwości, w jakim miejscu swojej opozycyjnej kariery znajduje się "lider" Komitetu Obrony Demokracji Mateusz Kijowski, nie powinien się dalej łudzić. Gdy nie porywa się tłumów i przychodzi na dworzec powitać Donalda Tuska jak jeden z wielu, trzeba się łapać każdego zajęcia, które poprzez odcinanie kuponów od sławy pozwoli zgarnąć nieco grosza. Właśnie tak - niczym zrealizowany z ogromnym tupetem skok na kasę - wygląda próba heroizacji swojego życia w postaci książki, którą Mateusz Kijowski wydaje na Wyspach. Książki-reportażu, rzecz jasna o nim. Jej tytuł brzmi jak rozprawa filozoficzna. "Buntownik. Kijowski o KOD, Polsce, Europie i Demokracji". Ponieważ, jak informuje sam zainteresowany na specjalnej stronie internetowej: "Publikacja powstaje w niezależnym wydawnictwie w Londynie i będzie dostępna w Polsce jedynie poprzez prywatne i niezależne kanały dystrybucyjne", specjalna jest również jej cena. 6 funtów szterlingów za kopię z autografem na okładce, 250 za specjalną edycję 15 książek, które zostaną wzbogacone o imię i nazwisko darczyńcy na początku dzieła.
Rozpoznawalny hipster spod Warszawy
O czym dokładnie ono opowiada, zdradza rodzaj nęcącej potencjalnych czytelników zapowiedzi, która ewidentnie roi się od błędów interpunkcyjnych, a trafiają się nawet ortograficzne. Nie one są jednak istotą przedsięwzięcia, ale los "Buntownika". Mateusz Kijowski widziany własnymi oczami to bohater, który w pojedynkę rzuca wyzwanie "populistycznej rewolucji, która za cel ataku obrała liberalne państwo prawa i jego obywateli". Jak zaznacza, nie wszyscy chcieli jednak biernie patrzeć, jak Polska stacza się w odmęty szaleństwa, ciągnięta na dno przez Jarosława Kaczyńskiego. Tak też po założeniu grupy facebookowej Komitetu Obrony Demokracji. "Z dnia na dzień skromny informatyk, borykający się z trudnościami życia codziennego hipster z pod Warszawy stał się postacią rozpoznawalną na całym świecie. Przywódcy Unii Europejskiej, szefowie partii opozycyjnych w Polsce, dziennikarze zarówno krajowych jak i światowych mediów – wszyscy zabiegali o kontakty z ‚buntownikiem’ Kijowskim" (pisownia oryginalna - przyp. M.M.) - czytamy i chyba jednocześnie przecieramy oczy ze zdumienia.
"Na przekór oportunistom i uzurpatorom"
Jednym z ciekawszych fragmentów zapowiedzi jest ten, w którym lider mazowieckiego KOD-u odnosi się do stawianych mu przez opinię publiczną zarzutów. Tak spektakularnego przykładu odwrócenia kota ogonem nie widziałem od lat. "Na początku próbowano zrobić z niego ‚oderwanego od koryta ubeka’. Następnie, w efekcie hackerskiej prowokacji propagowano insynuacje, że przechowuje i rozpowszechnia dziecięcą pornografię. Niebawem "wytropiono" również i podano do publicznej wiadomości jego zadłużenie alimentacyjne. Buntownika starano się zniszczyć na wiele sposobów" - brzmi narracja, która układa się w cykl niesłusznych szykan i drogi przez mękę, na której ostatecznie "buntownik" doznaje odkupienia w samotnej walce z tyranią PiS. Tyranią tak potężną, że ostatecznie w jej szeregi wstępują nawet niedawni sojusznicy. "W końcu ‚wybuchła afera fakturowa’. Grupa aktywistów stowarzyszenia powstałego przy Komitecie Obrony Demokracji dołączyła do obozu populistycznej władzy w atakach na lidera KOD‑u" - żali się Kijowski. Poetycką klamrę stanowi natomiast rodzaj deklaracji wierności ideałom demokratycznym, który równie dobrze może służyć jako przykład samouwielbienia, do tej pory osiągalny jedynie dla Lecha Wałęsy i Ryszarda Petru. "Pomimo znalezienia się pod medialnym pręgierzem, wbrew całej machinie opresji populistycznego reżimu w Polsce, na przekór oportunistom i uzurpatorom Buntownik nie pozwolił się złamać".
Sposób na komornika
Mateusz Kijowski chyba tak mocno wierzy w swoją dziejową misję i nagonkę na jego osobę, że prewencyjnie zapowiada, iż jego dzieło nie ukaże się w Polsce i nie będzie dostępne w żadnej sieci sprzedaży. Myliłby się jednak każdy, że oto wraca cenzura, która jak w latach PRL zmusza działaczy opozycji do publikowania w drugim obiegu. Wyjaśnienie tego stanu rzeczy jest o wiele bardziej proste - gdyby Kijowski wydał "Buntownika" nad Wisłą, zyski z jego sprzedaży zająłby komornik na poczet spłaty zadłużenia alimentacyjnego. Ot i cała tajemnicza oraz represjonowanie.
Marcin Makowski dla WP Opinie