Makowski: "Najgorsza kampania w historii III RP" [OPINIA]
Najpierw prowadzona w cieniu koronawirusa, sporów o sposób głosowania, z kryzysem rządowym w tle. Później rozpoczęta na nowo, z wymianą kluczowego kandydata. Agresywna, bez polotu, z trudnym do zniesienia stężeniem propagandy i absurdu oraz kulminacją w postaci dwóch równolegle prowadzonych "debat korespondencyjnych". Kampania prezydencka 2020 r. była być może najgorszą w historii III RP.
Po pierwsze niemiłosiernie długa, dla niektórych kandydatów jak Władysław Kosiniak-Kamysz, rozpoczęta już w listopadzie ubiegłego roku. Po drugie im dalej, tym głupsza, z Małgorzatą Kidawą-Błońską występującą w prowadzonej przez posłankę PO "Kidawa TV", Andrzejem Dudą mówiącym, że "nie szczepi się na grypę, bo nie", Rafałem Trzaskowskim niepamiętającym, kiedy był posłem i jak głosował ws. wieku emerytalnego, "menelowym +" Stanisława Żółtka, i tak dalej. Po trzecie - mimo, że kampanie to nie czas dla estetów - prymitywna ponad miarę. Z TVP przekraczającą wyznaczone przez siebie dawki propagandy i mediami prywatnymi, które jak "Gazeta Wyborcza" - przestały już nawet zachowywać jakiekolwiek pozory - zamieniając się w biuletyny jednego kandydata, w skrajnej wersji dołączające do wydania jego plakat wyborczy.
Miałem znaleźć jakieś plusy obecnej kampanii prezydenckiej, i jedyne jakie znajduje to te, że się już kończy. Skala dezinformacji, która towarzyszy jej w mediach społecznościowych jest porażająca. Publikowano fotomontaże z kartą do głosowania, na której rzekomo dwukrotnie wydrukowano nazwisko obecnie urzędującego prezydenta. Wyciągano sprawy osobiste i obyczajowe. Andrzeja Dudę mieszano w "obronę pedofilii", a Rafała Trzaskowskiego przedstawiano niemal jako dilera narkotykowego, który zaopatruje warszawskich kierowców autobusów. Najbardziej absurdalne i możliwe do zweryfikowania w kilkanaście sekund oskarżenia, doczekiwały się tysięcy polubień i setek retweetów. Zalały Facebooka i Twittera, tworząc równoległą rzeczywistość, podlewaną dodatkowo społeczną izolacją i niepewnością związaną z pandemią.
To kampania rzeczy, o którym najstarszym dziennikarzom się nie śniło. Z banerem wyborczym Andrzeja Dudy powieszonym na krzyżu na Giewoncie i spotkaniem Rafała Trzaskowskiego z dwójką wyborców, którzy zachwycają się i dziwią jego wysokiemu wzrostowi, bo telewizja publiczna mówiła, że jest niewiele wyższy od Jarosława Kaczyńskiego. Ostatecznie, była to kampania, która okazała się porażką nie tylko demokracji, ale również mediów. Największych telewizji, które nie potrafiły się dogadać odnośnie wspólnej debaty kandydatów przed II turą. W ten sposób po raz pierwszy od 1995 r., wyborcy zostali pozbawieni realnej szansy na demokratyczną weryfikację obydwu kandydatów, którzy spotkaliby się w retorycznym starciu. Bo to, co zaserwował przed I turą Jacek Kurski, z pytaniami o przygotowanie do komunii świętej i ślubami osób LGBT, debatą nazwać nie można.
Intensywne miesiące kampanii prezydenckiej to również czas zajadłej ponad miarę pogardy i agresji. Często pozbawionej merytorycznych podstaw i empatii kłótni o status mniejszości seksualnych w społeczeństwie, uznawanie starszych wyborców spoza większych miast za osoby głupie i zacofane, zakłócanie wieców wyborczych. Ten poziom rozedrgania emocjonalnego nie jest przypadkowy. Podkręcano go konsekwentnie od 2015 r. narracją o maratonie wyborczym, w którym każde następne głosowanie jest plebiscytem z jednej strony "za albo przeciw demokracji", lub "za albo przeciw Polsce" z drugiej. W tej logice 12 lipca jaki się jako ogólnonarodowe katharsis, które siłą rzeczy dla połowy społeczeństwa oznaczać będzie całkowite rozczarowanie i frustrację. Bezalternatywność dwóch wizji naszej ojczyzny, którą coraz trudniej posklejać, to grzech koronny polityki ostatnich pięciu lat. I nie zanosi się, aby coś w tej kwestii miało zmienić się na lepsze.
Politycy i właściciele największych mediów zaszli już w tej drodze za daleko. Jedyne osoby, które mogą jeszcze cokolwiek zmienić to Wy, wyborcy. Ludzie, którzy wbrew intencjom tych pierwszych, potrafią myśleć samodzielnie i nie dostrzegać w osobie która głosowała inaczej śmiertelnego wroga.
Marcin Makowski dla WP Opinie