Magdalena Adamowicz: poczucie nieomylności prowadzi do klęski. Kościół też je miał
- Jak to możliwe, że dysponując wiedzą o nierozwiązanych aferach pedofilskich wśród innych grup niż księża, nikt nie żądał wszczęcia śledztw? To brzmi jak ukrywanie przestępstwa. I haniebne rozmydlanie odpowiedzialności - mówi Magdalena Adamowicz, kandydatka do europarlamentu KE i żona zamordowanego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza.
Marcin Ręczmin: Film braci Sekielskich "Tylko nie mów nikomu" to trudny temat dla osoby wierzącej?
Magdalena Adamowicz: Tu w ogóle nie chodzi o wiarę. To trudny temat dla każdego. Tu dochodzi przecież do krzywdzenia dzieci.
I nie ma zamachu na Kościół?
- Im szybciej Kościół oczyści swoje szeregi ze sprawców przestępstw seksualnych oraz hierarchów, którzy ich chronili i ukrywali te występki, tym lepiej. To jest ratunek dla kościoła, który przeżywa ogromny kryzys.
- Nie sądzę. Przecież problemem nie jest długość kary. Tylko to, że sprawcy w ogóle nie trafiali przed oblicze wymiaru sprawiedliwości. Od tego trzeba zacząć.
A potem?
- Potem, a właściwie jednocześnie, trzeba zająć się opieką nad ofiarami. To wątek całkowicie pomijany w całej dyskusji. A wiemy przecież, że skrzywdzone seksualnie dzieci często nie potrafią sobie poradzić z tym piętnem nawet jako dorośli. Nie daj jeszcze Boże gdy wie o tym ich środowisko. Są poddawane ostracyzmowi, oskarżane o to, że są sobie winne albo że są kłamcami. A więc sprawców i osoby współpracujące należy łapać i karać, a ofiary otoczyć opieką, a my wszyscy musimy za nimi stać murem.
Jak do tego doprowadzić w praktyce?
- Wyraźnie widać, że nie można tego zostawić Kościołowi, że sobie z tym nie poradzi. Potrzebna jest interwencja państwa. Od twardego egzekwowania prawa i zmuszenia wszystkich instytucji do zgłaszania przypadków pedofilii po stworzenie instytucji wspierających ofiary. Albo takie usprawnienie instytucji, które mamy, żeby ofiary rzeczywiście znajdowały tam pomoc. Widzę wielki obszar działania wykraczający poza podniesienie kar.
Do tej pory Kościół dość konsekwentnie stosował narrację, że pedofilia jest wszędzie, że to nieuczciwy brak szerszego spojrzenia. Teraz hierarchowie – poza pojedynczymi przypadkami – przepraszają. Ale tę narrację kontynuują niektórzy politycy. Dziwi to panią?
- Dziwi. Zagadkowe są rzucane przez przeciwników filmu sugestie o nierozwiązanych aferach pedofilskich w innych grupach społecznych i zawodowych – wśród celebrytów czy nauczycieli. Jak to możliwe, że dysponując wiedzą o takich przestępstwach, nikt nie żądał wcześniej wszczęcia śledztw? To brzmi jak ukrywanie przestępstwa. Politycznie to haniebne rozmydlanie odpowiedzialności, a przede wszystkim pogarda dla ofiar.
Pocieszające jest to, że Polacy uważają ten film za obiektywny i bezstronny. Takie wnioski płyną z badania przeprowadzonego dla WP. Nie podzielił nas?
- No bo jak mógłby podzielić? Na tych, którzy bronią gwałconych dzieci, i tych, którzy bronią gwałcicieli? Po prostu nie można być w tej drugiej grupie. Wszyscy musimy bezwzględnie bronić ofiar.
Za to jesteśmy bardzo podzielni w kwestii oceny strajku nauczycieli. Pani by strajkowała?
- Strajkowałabym, bo chciałabym, żeby moje dzieci były uczone przez ludzi o jak najlepszej motywacji.
Większość społeczeństwa ma nauczycielom za złe strajk.
- Szkoda, bo nauczyciel to nie jest zawód, jak każdy inny. To inwestycja w naszą przyszłość. To ci ludzie kształtują i pomagają wychowywać nasze dzieci. Powinniśmy zrobić wszystko, żeby robili to jak najlepiej przygotowani fachowcy. Przecież na szczęściu i powodzeniu dzieci każdemu zależy najbardziej.
I na czym jeszcze? Koalicja Europejska wierzy, że na dodatkowych 100 mld euro z UE.
- Ludziom zależy nie tylko na tych pieniądzach. Może to moje szczęście, ale na spotkania przedwyborcze przychodzą ci, którzy widzą w Unii nie tylko skarbonkę z pieniędzmi na most przez rzekę, na drogę i dopłaty dla rolników.
Również w Sierakowicach, gdzie PiS ma rekordowe poparcie na Pomorzu?
- Bardzo się bałam tego spotkania. Znajomi namawiali mnie, żeby jechać raczej do Słupska, gdzie jest m.in. prof. Ewa Łętowska, jest już pewna liberalna tradycja związana z prezydenturą Roberta Biedronia. I chociaż obecność na spotkaniu na FB potwierdziły tylko cztery osoby, powiedziałam, że nie mogę zmienić planów, bo jak się umawiam, to się umawiam. I okazało się, że remiza strażacka w Sierakowicach była pełna. Kilkadziesiąt osób. I nikt nie pomstował na Unię, nie twierdził, że kradnie nam suwerenność. Wręcz przeciwnie, rozmawialiśmy, jak Unię uratować.
No ale zdobędziecie te 100 mld euro więcej niż PiS?
- W niedzielę udzielałam wywiadu dziennikarzom New York Tmesa i na koniec zapytali mnie, czym dla moich dzieci jest Europa. Więc ja zapytałam o to Tunię. I usłyszałam to, co sama myślę. Że dla niej Unia to nie jest konkretne miejsce na mapie. To solidarność i wspólnota. Jak wielopokoleniowa rodzina, w której oczywiście każdy ma swoje przyzwyczajenia. Jedna ciotka jest wyjątkowo marudna, dziadek twierdzi, że nosisz za krótkie spódniczki, młodszy brat ciągle ci dokucza, a kuzynka właśnie wyszła za Araba. Ale wszyscy się szanujemy i jesteśmy solidarni. I jeśli Polska nie będzie działała przeciw regułom tej rodziny, nie będzie się separować, będziemy w stanie zdobyć więcej pieniędzy. Foch nie zbliża nas do rodowych sreber.
Foch?
- A co zrobiła premier Beata Szydło, pozbywając się unijnych flag? A co robi rząd, prezydent i większość sejmowa, naruszając zasadę niezawisłości sądów i trójpodziału władzy? Czym jest okłamywanie Polaków, że Unia czyha na naszą suwerenność, że to drugi Związek Radziecki?
Czyli 4 czerwca nie będzie wspólnego świętowania rocznicy wyborów?
- Pewnie nie, chociaż mogłoby być. Jasne, mamy różną ocenę tych 30 lat, ale to nie powód, żeby obrzucać się inwektywami. Można pod białoczerwoną flagą pospierać się o Polskę. To nawet inspirujące. Pod warunkiem, że przestaniemy wierzyć w swoją nieomylność. Kościół też w nią wierzył.