Koziński: "Ukraina wybiera prezydenta. Byłoby może śmiesznie, ale nie jest" (Opinia)
Ukraińskie marzenie narodziło się na Euromajdanie. Pięć lat później nadchodzi jego weryfikacja. Ukraina chętnie porównuje się z Polską, Ukraińców irytuje, że nam się udało to, co oni sami chcieliby osiągnąć. W niedzielnych wyborach pokażą, jak bardzo są zdeterminowani, by nas gonić.
Z perspektywy Polski niedzielne wybory prezydenckie mogły wyglądać dużo gorzej. Z kampanii przed wyborami prezydenckimi na Ukrainie nasz kraj wychodzi jednak bez szwanku.
A przecież nie trzeba mieć wybujałej wyobraźni, żeby odmalować scenariusz, w którym kandydaci zaczynają w kampanii grać kartą antypolską. Robił tak choćby Wiktor Juszczenko w 2010 r. Na całe szczęście tym razem nic takiego nie miało miejsca.
Najgorszego uniknęliśmy. Ale czy po wyborach Ukraina dalej będzie państwem o aspiracjach proeuropejskich? Istnieje duże ryzyko, że stanie się inaczej.
To ryzyko ma nawet swoje imię i nazwisko: Wołodymyr Zełenski. Aktor, gwiazda popularnego serialu "Sługa narodu". Pod względem politycznym ten sondażowy faworyt wyborów to czysta, niezapisana karta.
Kompletnie nie wiadomo, czego się po nim spodziewać. Ryzyka, że Ukraina zacznie się od Polski i Zachodu odwracać, wykluczyć też nie można.
Między Macronem a Breżniewem
Czy Zełenski ma szansę wygrać ukraińskie wybory? Wszystkie sondaże bez wyjątku pokazują, że prowadzi w prezydenckim wyścigu. Trudno się spodziewać, żeby zabrakło go w drugiej turze. W niej zmierzy się obecnym prezydentem Petro Poroszenko lub z byłą premier Julią Tymoszenko.
Nie można też wykluczyć, że w drugiej turze będą walczyć ze sobą Poroszenko i Tymoszenko – ale taki wynik oznaczałby, że z jakością badań opinii publicznej na Ukrainie jest jeszcze gorzej niż w Polsce.
Do tego, że ukraińska polityka działa jak wahadło, zdążyliśmy się przyzwyczaić. Po każdym zrywie, w którym Ukraińcy artykułowali swoje proeuropejskie ambicje (Rewolucja na Granicie z 1990 r., Pomarańczowa Rewolucja 2004-2005, Euromajdan 2014-2015), następowało wychylenie w kierunku wschodnim.
W latach 90. symbolizował je prezydent Leonid Kuczma, w tym wieku Wiktor Janukowycz. Tak wygląda wektor, po jakim to wahadło się porusza.
Ten drugi przejął władzę dokładnie pięć lat po Pomarańczowej Rewolucji. Teraz jesteśmy równo pięć lat po Euromajdanie. Czy Wołodymyr "sługa narodu" Zełenski jest kopią Janukowycza?
Na pewno nie wierną. Janukowycz wyglądał jakby w młodości przeżył głęboką fascynację sekretarzami Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego i uznał, że tamte wzory przeniesie w XXI wiek – i pod względem formy, i treści.
Pod tym względem Zełenski jest diametralnie inny. Młody, noszący modne garnitury idealnie dopasowane do jego smukłej sylwetki. Aparycją zdecydowanie bardziej przypomina Emmanuela Macrona niż Leonida Breżniewa.
Jego retoryka jest mocno antyrosyjska. Ale dziś na Ukrainie się inaczej nie da. Janukowycz mógł wygrać wybory, robiąc sobie zdjęcia z Putinem. Dziś to niemożliwe, pod tym względem cała Ukraina (nie tylko jej zachodnia część) mocno się zradykalizowała. Efekt zajęcia Krymu i wojny w Donbasie, którego Putin nie uwzględnił w swoich planach.
Ukraiński Tymiński
Wiadomo, że za Zełenskim stoi ukraiński oligarcha Ihor Kołomojski. To człowiek, który ma na pieńku z Poroszenką, który – będąc prezydentem – odciął go od wielu interesów robionych na styku biznesu i państwa. Ma więc powód, żeby chcieć się na nim odegrać. Wykreowanie Zełenskiego ("Sługa narodu" powstał w telewizji należącej do Kołomojskiego) może być sposobem na pozbycie się niewygodnego przeciwnika.
Wiadomo, że Kołomojski swoje miliardy dolarów zarobił w sektorze energetycznym. Nie da się być Ukraińcem i prowadzić biznesów w tej dziedzinie bez związków z Kremlem. I właśnie ten trop jest bardzo niebezpieczny.
Retoryka u Zełenskiego jest zaprzeczeniem Janukowycza – ale jego wygrana w wyborach może sprawić, że ukraińskie wahadło po raz kolejny wychyli się na wschód. W polityce zawsze liczy się praktyka działań, a nie słowa wypowiadane na wiecach.
Poroszenko nie jest prezydentem z polskiego snu. Widać wyraźnie, że nie udało mu się znaleźć wspólnego języka z ekipą rządzącą w Polsce. Jak to się mówi w dyplomacji: nie ma chemii.
Jednak on próbuje odwracać Ukrainę w kierunku zachodnim. Długo można by wymieniać wady jego prezydentury i ewidentne słabości, ale z polskiej i zachodniej perspektywy jest lepszym kandydatem niż Zełenski czy Tymoszenko.
Dlatego warto jednak trzymać kciuki za to, żeby Zełenski okazał się jedynie ukraińską wersją Stana Tymińskiego – i zanotował taki jak on wynik wyborczy.
W 1991 r. gospodarki Polski i Ukrainy były na mniej więcej tym samym poziomie (z lekkim wskazaniem na Kijów). Dziś Polska dla milionów Ukraińców jest ucieczką przed brutalną prozą życia w ich kraju. Jeśli teraz Ukraińcy zatrzymają się w połowie procesu reform, znów stracą szansę na choć częściowe dorównanie Europie Zachodniej.
A my za jakiś czas będziemy musieli obserwować kolejny Majdan w Kijowie.