Koziński: Tusk i "wypierpol". Czy naprawdę chce, by jego nazwisko zestawiać z tym słowem? (Opinia)
Donald Tusk przyzwyczaił się do tego, że ciągle słyszy oklaski. Gdy nagle zaczęły dochodzić do niego gwizdy, ma problem z reakcją na nie.
"Słowo rodzi się z dźwięku. Dźwięk przed słowem" - mawiał Fryderyk Chopin. Nie wiemy, jaki dźwięk usłyszał Donald Tusk, zanim zaproponował neologizm "wypierpol". Możemy się jednak zastanowić, jaki dźwięk miał w głowie.
Tak naprawdę wybór nie był wielki. W grę wchodzą tylko dwa: oklaski i gwizdy.
Brawa dla państwa, brawa dla państwa
Tak było w Zagrzebiu, gdzie pod koniec listopada Tusk został wybrany przewodniczącym Europejskiej Partii Ludowej. I to nie były zdawkowe, rytualne oklaski. On był autentycznie fetowany.
Nie tylko przez Polaków z Platformy i PSL-u. Także przez przedstawicieli innych europejskich partii chadeckich. Widać było, że on jest w Europie autentycznie lubiany, szanowany.
To nie jest tak, że on został przyniesiony w teczce na to stanowisko, że coś trzeba było mu dać po tym, jak przestał być szefem Rady Europejskiej - i wymyślono, że zastąpi Josepha Daula. Tusk jest postrzegany jako polityk z krwi i kości. I jego europejska rodzina polityczna rozkręci cały EPL, doda mu wigoru.
Stąd oklaski - niczym w piosence Kasi Nosowskiej "Brawa dla państwa". Brawa w Europie Tusk słyszy od dawna. I to właściwie jedyny dźwięk, który do niego dociera.
Gwizdy wymierzone w ciebie
"Hej panie dygnitarzu/poeto piosenkarzu w domu na ołtarzu/ Mamy butelki z benzyną i kamienie wymierzone w ciebie!" - śpiewali Cool Kids of Death. Stara to piosenka nagrana w 2002 r., a więc jeszcze przed erą Tuska w polskiej polityce.
Ale faktem jest, że w Polsce coraz częściej to właśnie on staje się uosobieniem dygnitarza z piosenki. To już nie jest teflonowy Tusk, który jako pierwszy polityk po 1989 r. wywalczył jako premier reelekcję.
Dziś żartów i drwin z niego nie brakuje. Jak choćby przy premierze jego pamiętnika "Szczerze". Zanim jeszcze jego zwolennicy zdążyli zacząć cmokać z zachwytu nad tym, jaka książka jest mądra i głęboka, została ona w mediach społecznościowych mocno obśmiana.
Oczywiście, dla wielu Polaków "Szczerze" to cały czas lektura obowiązkowa, w środowiskach KOD-u i osób z nimi sympatyzujących pewnie będzie najbardziej wyczekiwanym prezentem na Gwiazdkę.
Ale równolegle do braw, których w Polsce Tusk słyszy cały czas bardzo dużo, coraz częściej słychać dźwięk, do którego nie jest przyzwyczajony: śmiech i gwizdy.
Aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa
O co chodziło Tuskowi z "wypierpolem"? Bo że to neologizm jest jasne - podobnie jak jego sens. Ale - co ważniejsze - neologizm utworzony na bazie wulgaryzmu.
To już występującemu publicznie politykowi nie przystoi. A już tym bardziej politykowi, który należy do polskiej elity politycznej, który ciągle myśli o starcie w wyborach prezydenckich (sam powiedział, że nie wyklucza startu w 2025 r.).
Pytanie, dlaczego sobie Tusk na to pozwolił. Bo wiedział, że i tak usłyszy brawa? "Słowo rodzi się z dźwięku" - a on uznał, że tym słowem wyrwie swoich zwolenników ze sztampy i pokaże im, że jeszcze potrafi - a oni go za to nagrodzą gromkimi oklaskami. O to chodziło?
A może to słowo narodziło się z gwizdu? Bo Tusk musi widzieć, jak jego czar w Polsce oddziałuje coraz słabiej. Musiał boleśnie przeżyć 18 maja - demonstrację przed eurowyborami, na której przemawiał, a na którą przyszło dużo mniej osób niż na pewno zakładał. Musiał dostrzec, że jest coraz ostrzej atakowany.
Zobacz też: Joanna Mucha zgadza się z Donaldem Tuskiem. Deklaruje: "Chcę być premierem"
Ale takie ataki to elementarz w szkole przetrwania polityka, który mierzy w najwyższe zaszczyty. W tej sprawie uderza coś innego. Tusk zawsze słynął ze świetnego słuchu społecznego. Mówił to, co Polacy chcieli usłyszeć. Przez lata świetnie się to sprawdzało - dlatego gwizdów nie słyszał.
Natomiast teraz wyraźnie rozmija się z oczekiwaniami. Stracił lekkość narzucania agendy politycznej, wrzucania tematów do dyskusji. Przestał być podmiotem, stał się przedmiotem politycznej rozgrywki.
To się zdarza, trudno przez dekadę z okładem być nieustannie liderem. Ale zaskakuje reakcja. Bo Tusk się żali. Przede wszystkim na media publiczne, że dorabiają mu gębę. Oczywiście, że mu dorabiają, tylko że on - jako profesjonalista - musi z tym żyć. I próbować odwrócić trend, a nie się użalać.
Ten "wypierpol" to pierwsza od dawna próba Tuska reakcji pozytywnej, wrzucenia własnego pomysłu do debaty. Tyle że ocierająca się u wulgarność. Jeśli rzeczywiście tak chciał powiedzieć (a pewnie tak), to sygnał wyraźny, że frustracja wywołana gwizdami bierze u niego górę.
W ten sposób w polskiej polityce nie odbuduje swojej pozycji - dostarczy tylko amunicję tym, którzy żyją z wyśmiewania się z niego.