Koziński: To ważne, co powie premier. Równie istotne: jak uda mu się zarządzić emocjami Polaków (OPINIA)
Przed nami wystąpienie nowego szefa rządu. Jaki pomysł na expose ma Mateusz Morawiecki? Bez nowych pomysłów, które przyciągną uwagę Polaków, premier może mieć problemy z kolejnymi latami rządzenia krajem.
Już teraz widać, że wtorkowe wystąpienie szefa nowego rządu to moment ważniejszy niż ktokolwiek spodziewał się w chwili ogłoszenia wyników wyborów 13 października. Przede wszystkim z powodu dynamiki politycznej.
PiS po tym, jak po raz kolejny zdobył samodzielną większość w Sejmie, zapadł w pewną ospałość. Niby obóz rządzący wybory wygrał, ale co chwila musi się z czegoś tłumaczyć. Expose to moment, kiedy ma szansę ten trend odwrócić. Czego się możemy spodziewać?
PiS chce łączyć
W skrócie: będzie dużo słów w o państwie dobrobytu. Prawo i Sprawiedliwość zapowiedziało jego budowę w czasie kampanii wyborczej. Teraz pewnie Morawiecki zarysuje ścieżkę dojścia do tego celu.
Powrócą więc zapewne wyliczenia kalendarza podwyżek pensji minimalnej, kolejne uwagi o rozwoju polskiej klasy średniej, wspieraniu przedsiębiorczości, rozwoju polskiej kapitału.
Sporo miejsca poświęci pewnie służbie zdrowia czy zapaści demograficznej w Polsce. To wszystko, do czego premier przyzwyczaił wyborców w swoich kluczowych wystąpieniach do tej pory.
Nie chodzi tylko o słupki
Ale nawet najbardziej ambitne założenia i próby realizacji ”planu Morawieckiego” premierowi nie wystarczą. Bo rolą lidera politycznego nie jest jedynie pilnować, żeby się słupki zgadzały. On nie jest rozliczany tylko z tego, czy uda mu się zrealizować przedstawione założenia – choćby były one najbardziej szczytne i ambitne.
Polityka to w dużej mierze zarządzanie emocjami. Bardzo trudna umiejętność, tym bardziej że mówimy o emocjach zbiorowych.
Sposób, w jaki obóz władzy się tym zajmie, przesądzi o jego przyszłości – o tym, czy zdoła doprowadzić do reelekcji Andrzeja Dudy i o tym, czy utrzyma władzę po 2023 r.
Zadanie tym trudniejsze, gdyż mowa o grupie liczącej ponad 8 mln osób. W ostatnich wyborach PiS zdobył 8,1 mln głosów. Duda w drugiej turze w 2015 r. otrzymał 8,6 mln głosów – ale pewnie w przyszłym roku będzie ich potrzebował do zwycięstwa ponad 9 mln, bo wyraźnie w Polsce rośnie frekwencja wyborcza.
To najlepiej pokazuje skalę wyzwania.
Nie można wykluczyć, że ten marazm, w który wpadł PiS na początku roku, to właśnie konsekwencja tych wielkich liczb. Partii rządzącej wyraźnie zależy na unikaniu kontrowersji. Nie zawsze to działa (patrz: nominacje do Trybunału Konstytucyjnego), ale już w wymiarze ustrojowym na razie to się udaje.
Widać to po tym, że z agendy zniknęły kontrowersyjne reformy i po tym, że PiS poparł kandydata Lewicy na szefa sejmowej komisji rodziny. Wyraźnie partia chce łączyć, a nie dzielić. Pewnie też w tym kierunku pójdzie Morawiecki w swoim expose.
Zarządzanie emocjami
Tyle że wyciszanie emocji może się okazać pułapką. Przekonała się o tym Platforma Obywatelska po tym, jak uzyskała reelekcję w 2011 r. Rok wcześniej Donald Tusk w wywiadzie przedstawił formułę "ciepłej wody w kranie". Po wyborczym zwycięstwie zaczął tę formułę realizować.
Szybko się okazało, że doktryna ciepłej wody stała się początkiem końca rządów PO. Właśnie z powodu zarządzania emocjami. Rząd, który skupiał się na administrowaniu krajem, szybko stał się łatwym celem ataku.
Każdy problem, jak choćby afera z Amber Gold, rezonował głośniej niż pewnie przewidywali partyjni sztabowcy. A rezonował, bo sztabowcy, nie wzięli poprawki na istotę mediów. Dziennikarze muszą o czymś pisać. A skoro rząd nie dostarcza tematów, to zaczęło dostarczać ich życie.
Stąd szybko zaczęło narastać wrażenie, że Platforma koroduje od środka. I że potrzebna jest wymiana na szczytach władzy. Grunt pod dojście PiS do władzy został przygotowany. A gdy wybuchła afera taśmowa, Jarosław Kaczyński mógł na poważnie zacząć się zastanawiać, kto powinien znaleźć się w nowym gabinecie po wyborach w 2015 r.
Chleb i igrzyska
Ten przykład najlepiej pokazuje, że nawet najsprawniej administrujący rząd świata (swoją drogą Platformie na etapie administrowania też nie szło najlepiej) nie jest w stanie utrzymać władzy. Bo wyborcom obok chleba trzeba też dostarczyć igrzysk, czytaj: emocji politycznych.
Tylko jak to zrobić, żeby jednocześnie nie wprowadzać podziałów i zachować poparcie na poziomie 8-9 mln wyborców?
Morawiecki jeszcze w poprzedniej kadencji zapowiedział zrównoważony budżet w 2020 r. Pewnie teraz przez cały rok będziemy obserwować jego zmagania o to, by wszelkie poważne decyzje rządu (typu składka na ZUS) doprowadziły do celu: budżetu bez deficytu.
Na pewno jest to pomysł, o którym można mówić i pisać. Tylko czy jest w Morawieckim wciąż na tyle dużo emocji, by zatrzymać przy sobie wyborców. Bo bez kolejnych pomysłów, które znów przyciągną uwagę Polaków, prawicy będzie teraz rządzić trudniej.
Liczy się balans
Każda sprawa typu spotkanie Beaty Szydło z ludźmi o proweniencji gangsterskiej będzie rezonowała echem. Głośniejszym niż w sytuacji, gdy obóz władzy sam potrafi pokazać, że o coś walczy, że ma swoją agendę.
Chodzi o utrzymanie pewnego balansu: władza nie może generować za dużo emocji, ale nie może też zanudzać. Rządzi ten, kto jest najbliżej złotego środka między dwoma skrajnościami.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl