Koziński: "Macron w Polsce. Przełomu nie będzie, ale może będzie choć trochę normalniej" [OPINIA]
Emmanuel Macron przyjeżdża, żeby pokazać, że nie jest "polakożercą". Ale jego wizyta wiele w relacjach Polski i Francji nie zmieni. Szczyt oczekiwań to stan niestabilnego zawieszenia broni.
- Przybywając do Polski, pragnąłem dać wam dowód przyjaźni, zamierzałem zobaczyć wielkie zmiany, jakich dokonali u siebie Polacy, po przezwyciężeniu, z podziwu godną odwagą, niesłychanych cierpień wojennych - mówił Charles de Gaulle podczas słynnej wizyty w Polsce w 1967 r.
Ówczesna czterodniowa wizyta francuskiego prezydenta była autentycznym świętem przyjaźni polsko-francuskiej. De Gaulle autentycznie lubił Polskę (mówił nawet po polsku), chciał z nią dobrych relacji, miał na nią swój pomysł – chciał ją inspirować do sprzeciwu wobec ZSRR. Polacy to doceniali i gorąco go oklaskiwali podczas czterech dni w naszym kraju. Emmanuel Macron nie ma najmniejszych szans wzbudzić choć ułamka entuzjazmu, który uruchomił de Gaulle. A na co szanse ma?
Łączy nas wiele
Biorąc pod uwagę pat polityczny, w jakim kontakty Warszawy i Paryża znajdują się od kilku lat, łączy nas zaskakująco dużo. Francja to trzeci największy inwestor zagraniczny w Polsce. Wartość polskiego eksportu do Francji to blisko 50 mld zł, czyli 2,5 proc. polskiego PKB. Import to ponad 34 mld zł. Do tego sporo francuskich firm, które odgrywają ważną rolę w polskiej gospodarce.
Zobacz też: Najnowszy sondaż prezydencki. Andrzej Duda ma poważnego konkurenta
A jednak na płaszczyźnie politycznej entuzjazmu (pisząc eufemistycznie) nie ma. Po tym, jak rząd Beaty Szydło zrezygnował z kupna Caracali, Francuzi stanęli do nas bokiem. Macron po objęciu władzy kilka razy mocno skrytykował nasz kraj. Ostatni raz we wrześniu, gdy Polska nie zgodziła się na to, by UE ogłosiła plan neutralności klimatycznej do 2050 r.
O jego wizycie w Polsce mówiło się od dawna, była niemal pewna w pierwszym półroczu 2019 r. Dochodzi jednak do niej dopiero teraz, Polska będzie dopiero 21. krajem należącym do UE, w którym Macron się pojawi. Ale za to przyjazd do Warszawy to jego pierwsza zagraniczna wizyta w 2020 r., co powszechnie się tłumaczy jako przyjazny gest.
To wrażenie wzmacnia jeszcze fakt, że wizyta będzie dość długa. Nie tak długa jak wcześniej wspomniany przyjazd de Gaulle’a, ale dwa dni oraz pobyty w Warszawie i Krakowie pokazują, że Macronowi zależy na tym, by zamanifestować chęć poprawę relacji z Polską, aby pokazać, że nie jest z definicji do Polski uprzedzony. Cały czas jednak nie ma pewności, czy to ma być tylko manifestacja lepszych relacji, czy autentyczna chęć ich poprawy.
Tylko biznes, czy też polityka?
Na pewno Macron liczy, że znajdzie w Polsce partnerów do rozmów o kontraktach energetycznych i wojskowych. Paryż ma do sprzedania technologię budowy elektrowni atomowych oraz okręty podwodne, a my potrzebujemy jednego i drugiego. W agendzie rozmów znajdują się też tematy związane z nowym budżetem europejskim oraz polityką energetyczną.
Oddzielna sprawa, że Polska grając w jednej drużynie z Francją mogłaby naprawdę dużo. Jeśli Andrzej Duda wygra wybory prezydenckie (jest faworytem), w naszym kraju przez trzy kolejne lata rządzić będzie stabilna większość. Podobnie jak we Francji i w Niemczech. Biorąc pod uwagę słabość politycznych innych dużych krajów UE (Włochy, Hiszpania), te trzy kraje mogłyby wziąć na siebie ciężar stabilizowania politycznego rozchwianej Unii. Mogłyby, gdyby się dogadały.
Pytanie tylko, czy Macron tego będzie chciał. Bo na razie w zapowiedziach jego wizyty dominuje pytanie: uderzy w PiS w czasie wizyty czy nie – z powodu praworządności, oczywiście. Nikt wizji budowy stabilnego fundamentu UE nie kreśli. Mówi się głównie o gospodarce (atom) oraz polityce – klimatycznej i związanej z praworządnością.
Obserwując politykę Macrona to nie dziwi – w końcu to on niedawno mówił o "śmierci mózgowej NATO" i wzywał do ocieplenia relacji z Rosją. Choćby te dwa tematy pokazują, jak wiele nas dzieli. I jak trudno będzie to przełamać.
Dlatego dziś wydaje się, że szczytem oczekiwań wobec wizyty Macrona jest ogłoszenie stanu zawieszenia broni między naszymi krajami, sytuacji, gdy Paryż i Warszawa przestaną się nawzajem podszczypywać. Dobre i to.
Ale jednak żal niewykorzystanej szansy. Bo potencjał współpracy Polski i Francji jest ogromny. Od dawna – ale też od dawna nikt nie umie znaleźć klucza, by go efektywnie wykorzystać.
Autor tekstu jest współautorem książki „Jarzmo wielkości Francji” (wyd. Dialog)