Kataryna: Witaj szkoło ministra Czarnka! [OPINIA]
Na uroczystej inauguracji roku szkolnego w Branicy Radzyńskiej, minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek nie mógł się nachwalić, jak fantastycznie przygotował polską szkołę do pierwszego po pandemii roku szkolnego, skrupulatnie wyliczając, jakie środki ochrony osobistej i za jakie pieniądze do szkół dostarczono. Nie mam wątpliwości, że akurat tę najłatwiejszą część przygotowania szkoły na nowy rok szkolny minister zrealizował bardzo dobrze – wszak wymagała tylko sprawdzenia zapotrzebowania i zrobienia zakupów.
Sądząc po wypowiedziach ministra, jest on też przekonany, że nadchodzący rok szkolny uczniowie spędzą wyłącznie w szkole i nie będzie konieczności powrotu do nauki zdalnej.
Trudno powiedzieć, na czym opiera taki optymizm, ale wypada mocno trzymać kciuki, żeby tak było. Bo do powrotu do nauki zdalnej ponad rok po wybuchu pandemii polska szkoła wcale nie jest przygotowana dużo lepiej, niż była. A to ministrowi jakoś umyka. Bo czy słyszał ktoś, żeby czas przygotowań do nowego roku szkolnego poświęcono na przygotowanie nauczycieli i szkół do ewentualnego powrotu do pracy zdalnej? Mam tu na myśli przede wszystkim metodologię nauczania. Oraz zadbanie o tysiące dzieci, które jeszcze podczas poprzedniej fali "wypadły z systemu", bo nie miały sprzętu, ani rodziców umiejących o edukację dziecka w warunkach specjalnych zadbać.
"Czarnek zabrał mi radość z pracy"
"To jest pierwszy rok szkolny, do którego w ogóle się nie przygotowuję. Przed 1 września nie robię żadnych papierów i nie planuję lekcji. I jest mi z tym źle, że Czarnek zabrał mi radość z pracy, że działam z dnia na dzień i mam z tyłu głowy pytanie: co jeszcze?" – napisała na Twitterze @Jud_czyta – sądząc po jej profilu, nauczycielka z powołania i pasji. Czy szkoła ma doła? Nie wiem, ale faktem jest, że ciągle aktualne jest blisko 10 tysięcy ogłoszeń pracy dla nauczycieli, głównie języków obcych i przedmiotów ścisłych, bo trudno znaleźć chętnych, którzy za 3 000 zł brutto zechcą przyjść do szkoły.
Nietrudno się domyślić, że ze szkoły odchodzą (lub do niej nie przychodzą), ci wystarczająco młodzi i kreatywni, żeby znaleźć satysfakcjonującą pracę gdzie indziej. Szkoła jest miejscem coraz mniej przyjaznym nie tylko dla uczniów, ale i dla nauczycieli, których własny minister szanuje dwa razy w roku – na uroczystej inauguracji roku szkolnego i w Dzień Nauczyciela. Dzisiaj jest jeden z tych dwóch dni. Cytowana pani Judyta, która na Twitterze recenzuje przeczytane przez siebie książki, nie będzie miała zapewne żadnego problemu, żeby ułożyć sobie życie zawodowe poza szkołą, w której nie jest z konieczności, tylko z pasji. A to tacy nauczyciele są w stanie nauczyć i wychować. Wiem, bo sama niewielu takich miałam, a ci, którym się nie chciało, potrafili zniechęcić nawet do najciekawszych przedmiotów.
Ten "powrót do normalności" powinien niepokoić każdego
"Po wakacjach poprzedzonych miesiącami zdalnej edukacji do szkół wrócili uczniowie. Inni, niektórzy nie do poznania - zagubieni, zdekoncentrowani, pozbawieni motywacji. Z badań wynika, że czytają gorzej, niż powinni, liczą jakby wolniej, najmłodsi zapomnieli, jak trzymać ołówek. Wszyscy coś stracili, najwięcej ci, którzy "wypadli z systemu", ci bez obecnych rodziców i porzuceni przez państwo" – pisała rok temu najlepsza dziennikarka od edukacji Justyna Suchecka. Jeśli przez ten rok coś się zmieniło, to wyłącznie na gorsze i nie wiadomo, jaki jest pomysł na rozwiązanie problemu, którego nie da się rozwiązać, kupując więcej środka odkażającego. Dzisiaj minister mówił, że "wracamy do wspólnoty szkolnej, wracamy do normalności".
I właśnie ten "powrót do normalności" powinien niepokoić każdego, kto wie, jak wygląda szkoła pod rządami ministra Czarnka, i jak będzie wyglądać, gdy na dobre zacznie wdrażać swoje pomysły. Jestem z pokolenia, które przymusowo uczono języka rosyjskiego i wmawiano mu polsko-radziecką przyjaźń. Jedyny długofalowy efekt tej indoktrynacji to wstręt do języka rosyjskiego wtedy i ogromny żal dzisiaj, że idiotyczna polityka tak skutecznie zniechęciła do uczenia się jednego z piękniejszych języków. Podobny los wróżę planom indoktrynacji religijno-patriotycznej w wykonaniu obecnej władzy, która – jak tamta – jest przekonana, że miłość można wdrukować.
Zaplanowane w programie "wycieczki patriotyczne" będą zapewne tylko okazją do pozyskania środków na wyjazd do Warszawy, gdzie ostatecznie wizyty w obowiązkowych miejscach będzie można pominąć, a one same podzielą los lektur obowiązkowych, które rzadko stają się ulubioną lekturą i zachętą do zagłębiania się.
Gdyby minister Czarnek miał choć trochę otwarty umysł, umiałby dostrzec, że w zmierzeniu się ze wszystkimi popandemicznymi wyzwaniami ma wielu potencjalnych sojuszników – choćby organizacje pozarządowe, których misją i pasją jest wspieranie dzieci i młodzieży w radzeniu sobie nie tylko z nauką, ale także z życiem i jego problemami. Ale i to wsparcie odrzuci, żeby utrzymać pełną kontrolę nad każdym aspektem szkolnego życia.
Ja się w takiej szkole uczyłam. Nie polecam.
Zobacz również: Przyspieszone wybory? Giertych przedstawił swoją wizję
Czytaj też: