Karolina Głogowska: Psu buda się należy, ale Kukizowi mieszkanie nie
Bycie politykiem ma to do siebie, że oprócz wielu „plusów dodatnich”, jak np. dieta, immunitet, a czasem własna obstawa BOR czy możliwość podróżowania do domu CASĄ, wiążą się z tym również pewne niedogodności. Jedną z nich jest pewność, że opinia publiczna z wielkim zainteresowaniem będzie się przyglądać liście naszych dóbr materialnych. Najlepiej gdyby polityk zarabiał, jak przystało na porządnego Polaka, średnią krajową, jeździł dziesięcioletnim golfem i mieszkał w ciasnym M-2. Koniecznie na kredyt, jak wszyscy. Tylko wtedy będzie można go nazwać uczciwym człowiekiem.
Dziś przekonał się o tym za sprawą „Super Expressu” Paweł Kukiz. „To musiała być transakcja życia. Okazuje się, że w 2010 roku Paweł Kukiz nabył na własność na warszawskim Mokotowie 37-metrowe dwupokojowe mieszkanie komunalne za jedyne 25 tys. złotych” – grzmi tabloid i już samym nagłówkiem wywołuje stan przedzawałowy u przeciętnego obywatela. Na to zresztą liczył redaktor naczelny „Super Expressu”, Sławomir Jastrzębowski, który już w wieczór poprzedzający wydanie wieścił na Twitterze, że oto nadchodzi „showtime”.
Co ciekawe, ten sam Sławomir Jastrzębowski kpił dzień wcześniej, że „najważniejsza informacja to ta wymyślona”, odnosząc się do afery wokół nagrania rozmowy Marine Le Pen z dziennikarzami. Wróćmy jednak do afery mieszkaniowej z udziałem Pawła Kukiza. Polityk, nieodporny najwyraźniej na specyfikę artykułów tabloidowych, wziął sobie zarzuty do serca i poczuł w obowiązku je wyjaśnić. Jego zdaniem sprawa jest prosta:
„To nie była transakcja życia. To się należało jak psu buda. Przez 65 lat moja rodzina płaciła czynsz. Babcia, mama były najemcami tego mieszkania od 05.05.1945 roku. Od 1982 roku byłem w tym mieszkaniu zameldowany. W latach 90. zostałem najemcą. Całe studia, okres pracy z AYA RL, początki małżeństwa mieszkałem non stop w Warszawie. Potem - ze względu na pracę - stała się moim drugim domem. Kiedy pojawiła się możliwość wykupu za 10 procent wartości - wykupiłem”. Podobnie jak tysiące Polaków, którzy dokonali podobnej inwestycji, jeśli tylko mieli taką możliwość zagwarantowaną przepisami. Jednak co uchodzi szaremu obywatelowi, politykowi najwyraźniej już nie bardzo.
„Kukiz kupił mieszkanie w Warszawie za 25 tys.? Cholera, gdybym wiedział, że na tym polega antysystemowość, to bym został antysystemowcem” – napisał na Twitterze Tomasz Lis. „Hipokryta!”, „Co innego mówi, a co innego robi!”, „Rozkradanie, kolesiostwo” – zaczęli dokładać Kukizowi internauci.
Bo wiadomo, że antysystemowiec, a kiedyś jeszcze punk i anarchista, powinien spędzić resztę życia jeśli nie pod mostem, to przynajmniej mieszkając kątem u babci. Tymczasem były muzyk buduje z żoną dom, co tam dom – willę, która, jak donosi „Super Express”, prezentuje się okazale i jest warta 1,5 miliona złotych. I chyba to najbardziej w oczy kole. Bo przecież są w Warszawie bardziej potrzebujący, którym mieszkanie za 25 tysięcy złotych z pewnością by się przydało. Co z tego, że to rodzina Kukiza mieszkała tam od czterech pokoleń i, jak wynika z dokumentów, spełniała wszystkie niezbędne warunki wykupu. Konia z rzędem temu, kto nie skorzystałby z takiej okazji.
Karolina Głogowska dla WP Opinie