Trwa ładowanie...

Jakub Majmurek: Duda dolał benzyny do ognia

Polityczna końcówka roku wygląda, jakby jej scenariusz pisał Alfred Hitchcock. Każdy dzień zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie wyłącznie rośnie.

Jakub Majmurek: Duda dolał benzyny do ogniaŹródło: East News
d41cjv4
d41cjv4

W środę rano Komisja Europejska uruchomiła przeciw Polsce artykuł 7 traktatu o Unii Europejskiej. Po południu Andrzej Duda ogłosił, że podpisze obie kontrowersyjne ustawy o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Te same, które budzą wątpliwości Europy i mogą stać się powodem do nałożenia sankcji na Polskę. Duda miał przez kilka godzin szansę, by zaprezentować się jako mąż stanu, przejąć inicjatywę w kwestii relacji Polski z Europą, zbudować niezależność wobec PiS.

Zamiast tego wrócił do figury Adriana z "Ucha prezesa", przy okazji dolewając benzyny do ognia w relacjach z Europą. Tłumaczenia prezydenta, załamującego ręce nad "niesprawiedliwą krytyką", z jaką spotkały się rzekomo jego ustawy, brzmią nie tylko obłudnie, ale też są głęboko nie na miejscu. Nie odpowiadają bowiem na kluczowe pytanie: co dalej z konfliktem z Europą?

Dwa stracone lata

Pamiętajmy, że ruch KE jest bez precedensu. Nigdy w historii tak drastyczne środki, jak uruchomienie art. 7, nie były konieczne. Od dziś Polska oficjalnie funkcjonuje z etykietką "chorego człowieka" Europy przyklejoną do czoła. Mając coś takiego wypisane na twarzy, naprawdę trudno jest walczyć w Unii o własne interesy, prowadzić skuteczne negocjacje z partnerami, budować koalicje dla swoich pomysłów. Za przyklejenie nam tej naklejki wcale nie odpowiadają knujący przeciw Polsce Niemcy, mszczący się za przegrane wybory PO Tusk czy wroga Warszawie brukselska biurokracja.

Cały ten problem zafundowaliśmy sobie na własne życzenie. Polityczną odpowiedzialność za obecną sytuację ponosił do tej pory jeden człowiek: Jarosław Kaczyński. Właśnie dołączył do niego prezydent Duda. Mamy prawo być wściekli.
Jeszcze dwa lata temu byliśmy krajem spokojnie budującym swoją pozycję w głównym nurcie europejskiej polityki. Gorszą lub lepszą, z większymi lub mniejszymi sukcesami. Czasami w polityce europejskiej poprzednich rządów zbyt wiele było naiwnych haseł, bezrefleksyjnego entuzjazmu dla wszystkiego, co europejskie, brakowało umiejętności wyegzekwowania własnego interesu, czy - szerszej - wizji tego, jakiej właściwie przyszłości Europy chcemy. PiS czasami trafnie punktował te braki.

d41cjv4

Zobacz także: Prezydent podpisze ustawy o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa

Zamiast rozsądnej korekty europejskiej polityki Platformy rząd Szydło zaproponował jednak pozbawiony taktycznej finezji i strategicznego planu kurs na czołowe zderzenie z Brukselą. I to w całym szeregu obszarów: od uchodźców, przez drugą kadencję Tuska, po najważniejszą w kontekście dzisiejszej decyzji KE sprawę reform sądów.

Dwa lata "dobrej zmiany" to w europejskim obszarze czas zupełnie stracony. Nasza pozycja jest po prostu nieporównanie gorsza, niż za późnego PO. Rządom Szydło nie udało niczego konkretnego załatwić. Prezydent Duda i skupieni wokół niego ludzie, nie zrobili nic, by choćby minimalizować skutki niemądrej polityki rządu.

d41cjv4

*Dzisiejszy dzień jest dowodem absolutnej kompromitacji europejskiej polityki Kaczyńskiego i Dudy. *By w ciągu dwóch lat, dysponując wyjściowo całkiem niezłą pozycją, dać się zepchnąć do oślej ławki, trzeba naprawdę wyjątkowej dyplomatycznej nieudolności.

Jak dzieci we mgle

Najgorsze jest to, że w tym wszystkim obóz rządzący zachowuje się jak dziecko we mgle. Nie ma chyba żadnego planu – nawet jakiegoś złowieszczego - na wygaszenie naszego członkostwa w Europie.

Przecież Komisja Europejska i europejscy przywódcy cierpliwie od miesięcy wysyłali Jarosławowi Kaczyńskiemu i Andrzejowi Dudzie sygnały, jakie są ich warunki brzegowe, jakich granic Polska dobrej zmiany nie może przekroczyć. Do Warszawy specjalnie przyjeżdżała Angela Merkel, niemieccy liderzy mówili o konieczności cierpliwości wobec Polski. Eurokraci rzucali kolejne koła ratunkowe.

d41cjv4

Tymczasem PiS sytuacją z KE wydaje się zaskoczony jak polscy drogowcy śniegiem zimą, a władze Warszawy smogiem. Przecież od dawna wiadomo było, że scenariusz z artykułem 7 był możliwy. To z powodu fatalnych stosunków z Europą Kaczyński miał zmienić Szydło na Mateusza Morawieckiego. Widać jednak, że zrobił to co najmniej o kwartał za późno, jakby nie miał żadnego planu gry z Brukselą. Naprawdę tak wytrawny polityk liczył, że sama zrobiona w ostatniej chwili roszada w rządzie rozwiąże jego europejskie problemy? Że wystarczy do Brukseli wysłać kogoś, kto jako tako mówi po angielsku, by narastające od dwóch lat problemy pękły jak bańka mydlana?

Nie wystarczy krzyczeć

Co gorsze, PiS zachowuje się, jakby nie wiedział w jaki sposób działa Unia Europejska. Ta jest nie tylko workiem z pieniędzmi dla krajów takich jak Polska, ale także obszarem gwarantującym pewne wspólne, minimalne standardy praw obywatelskich. Wśród nich prawo do niezawisłego, wolnego od interwencji polityków sądu. Wolne sądy są kluczowe dla najważniejszej instytucji współczesnej Unii – wspólnego rynku. Ten opiera się na zasadzie respektowania umów, a do jej efektywnej egzekucji niezbędne jest niezależne od władzy politycznej sądownictwo.

Oczywiście, PiS twierdzi, że jego reformy uczynią sądy jeszcze bardziej niezawisłymi. Kłopot w tym, że nikogo nie potrafi do tego w Europie przekonać. Z europejskimi przywódcami Kaczyński nie może komunikować się językiem, jakim na co dzień dyscyplinuje podwładnych w partii. Angela Merkel nie będzie dawała rozstawiać się Kaczyńskiemu po kątach – to nie Beata Szydło. Macrona Nowogrodzka nie ustawi do pionu kilkoma gniewnymi wstępniakami w mediach braci Karnowskich. Juncker nic nie będzie sobie robił z pasków „Wiadomości”.

d41cjv4

W Unii nic nie da się ugrać tupiąc nogą i stając okoniem. Nie wystarczy krzyczeć o mandacie od suwerena, czy szantażować moralnie partnerów wojną sprzed pół wieku. Dla każdego posunięcia trzeba budować koalicję, prowadzić negocjacje, pozyskiwać partnerów. Czasem konieczny jest krok do tyłu, by później zrobić półtora do przodu. Czasem trzeba głośno powtarzać coś, w co się zupełnie nie wierzy, by potem móc zrobić swoje. Wie o tym doskonale Orbán, nie rozumie tego Kaczyński.

Orbán sam gra twardo, ale pozwala swoim ministrom miękko negocjować, iść na ustępstwa, dogadywać się. Podobną rolę w obozie władzy mógłby odgrywać Andrzej Duda. Taki scenariusz nigdy jednak nie wszedł w życie. Kaczyński na Dudę w dyplomacji nie miał pomysłu, sam prezydent zachowywał się, jakby obawiał się sięgać po swoje konstytucyjne prerogatywy.

Duda zatrzasnął drzwi

Co najgorsze Duda na razie zatrzasnął drzwi, jakie zostawiła Polsce KE. Nasz kraj miał trzy miesiące na wprowadzenie rekomendacji Komisji w kwestii kształtu trójpodziału władzy. Prezydent Duda mógłby skierować nieszczęsne ustawy o SN i KRS do Trybunału Konstytucyjnego. Mógł odwlekać podpis, do czasu aż Morawiecki zacznie negocjacje z Junckerem. PiS zyskałby czas na negocjacje z Unią i powrót do głównego nurtu europejskiej polityki. Stwarzając sobie w ten sposób przestrzeń mógłby też negocjować akceptowalny dla Brukseli zakres reformy sądów.

Podpisy prezydenta uniemożliwiają taki scenariusz. Z drogi twardego konfliktu z Brukselą, zakończonego sankcjami zawrócić teraz będzie bardzo ciężko. Zwłaszcza, że PiS przez ostatnie miesiące przekonywał swoich wyborców, że to polski rząd, a nie Bruksela ma pełnię racji w tym sporze.

d41cjv4

Po informacji o decyzji KE partia z Nowogrodzkiej uruchomiła swoją zwyczajową retorykę. Decyzja KE jest polityczna. KE nie wie, co się w Polsce dzieje, opiera się na donosach totalnej opozycji, która nie chce się pogodzić z utratą władzy w demokratycznych wyborach. Reformy sądów są zgodne z europejskimi standardami. UE karze nas za to, że w końcu wstaliśmy z kolan. Mści się za to, że nie wpuściliśmy muzułmańskich migrantów w polskie granice.

Żaden z tych argumentów nie ma jakiegokolwiek związku z rzeczywistością i nie rozwiąże problemu z naszą pozycją w Europie. Powtarzana przez czołowych polityków PiS mantra o wstawaniu z kolan od dawna nie robi tam na nikim wrażenia – wzmacnia tylko przekonanie, że być może przyjęcie naszego państwa w unijne szeregi było jednak co najmniej przedwczesne.

Niestety, argumenty te świetnie rezonują na krajowym podwórku. Przemawiają do wyborców PiS, Korwina, narodowców, Kukiza. Do tej części aktywnej opinii publicznej, która podatna jest na narrację o wstawaniu z kolan i daje się zmobilizować wokół obrony rzekomo zagrożonej przez Brukselę polskiej suwerenności.

d41cjv4

Zapłacimy realną cenę

Dlatego decyzja o uruchomieniu artykułu 7, choć jest oczywistą klęską PiS, wcale nie musi przełożyć się na sukces opozycji. Wręcz przeciwnie, stawia ją to przed trudnym zadaniem. Trudnym, a przy tym koniecznym do wykonania. Bo dzisiejszy dzień uruchomił dynamikę, za którą Polsce wystawiony zostanie słony rachunek. W najlepszym wypadku będzie opiewał na zepchnięcie do Europy drugiej prędkości, utratę wpływu na ważne dla nas polityki europejskie (energetyka, wschód), niekorzystną perspektywę budżetową po 2020 roku. W najgorszym grozi nam zaprzepaszczenie tego wszystkiego, co III RP udało się osiągnąć jeśli chodzi o miejsce Polski w świecie.

Jak sytuacja się nie ułoży, dziś widać wyraźnie jeszcze jedną rzecz. Jak nie ocienialibyśmy pozytywnych zmian, jakie PiS przyniósł w polityce społecznej, czy stosunkach pracy, to widać dziś bardzo wyraźnie, że dalsze pozostawanie tej partii u władzy stwarza ryzyko dla naszych najbardziej fundamentalnych, europejskich interesów. I że wbrew nadziejom z lata Andrzej Duda nie będzie w tych kwestiach w obozach władzy głosem rozsądku, czynnikiem chroniącym PiS przed nim samym.

Nasza przyszłość w Europie jest dziś zakładnikiem klinczu między oderwanym od rzeczywistości rządem, a równie pogubioną opozycją. Albo się z niego wyrwiemy albo będzie naprawdę źle.

Jakub Majmurek dla WP Opinie

d41cjv4
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d41cjv4