Jacek Żakowski: Andrzej Duda pomylił pastorał z buławą [OPINIA]
Prezydent Rzeczypospolitej sprawuje władzę państwową. A mówi, jakby miał władzę duchową. Nie mam już cierpliwości do tego pustosłowia, wodolejstwa, paplania, gadulstwa - uprawianego ze sztucznie smutną miną - komentuje wywiad Andrzeja Dudy dla Wirtualnej Polski Jacek Żakowski.
Dociskany przez Marcina Makowskiego prezydent Andrzej Duda wezwał wszystkich do rachunku sumienia w związku z zamordowaniem prezydenta Pawła Adamowicza i eskalacją mowy nienawiści. Nie jestem tutorem Pana Prezydenta, ale jako obywatel, więc jeden z jego pracodawców, muszę mu przypomnieć, że jest Prezydentem RP, a nie Prymasem Polski, Naczelnym Rabinem albo Wielkim Muftim. Prezydent ma działać, a nie tylko gadać. Powinien proponować konkretne rozwiązania, a nie pustosłowne wezwania.
Przepraszam, że powiem to wprost. Gdy w Polsce dzieją się takie rzeczy, nie mam już cierpliwości do tego pustosłowia, wodolejstwa, paplania, gadulstwa uprawianego ze sztucznie smutną miną. Sytuacja stała się zbyt poważna, cena stała się już zbyt duża, żebyśmy się na to godzili i grzecznie udawali, że wierzymy w takie tandetne gadanie. Nasza cierpliwość, a raczej obojętność, musi mieć swoje granice. Dlatego jednak zachowam się jak tutor i powiem, jak wobec tragedii, jaka zdarzyła się w Gdańsku, widzę odpowiednią reakcję prezydenta, który sam czuje się prezydentem, a nie biskupem, rabinem czy muftim.
Prezydent czujący się prezydentem państwa powinien niezwłocznie po takiej traumatycznej tragedii (a minął już ponad tydzień) porozumieć się z liderami całej opozycji i powierzyć powszechnie szanowanej osobie misję stworzenia zespołu, który przygotuje narodowy program obniżenia poziomu agresji i nienawiści. Psychologia, socjologia, pedagogika znają takie sposoby, z których można korzystać od przedszkoli po sejm i media publiczne. Po gdańskim przemówieniu ojciec Ludwik Wiśniewski jest kandydatem chyba oczywistym.
Ale, by uniknąć kolejnych partyjnych dąsów, może to być wybitny obcokrajowiec albo wybitny polski uczony pracujący daleko od Polski. Są takie osoby. Mogę je polecić. Taki zespół powinien mieć dwa-trzy miesiące na opracowanie wstępnego raportu i drugie tyle na publiczną debatę oraz dopracowanie szczegółów. A potem prezydent, który chciałby być prawdziwym prezydentem mającym i demonstrującym poczucie odpowiedzialności za Polskę, powinien przeprowadzić konieczne legislacje i potrzebne reformy. Taki prezydent zasłużyłby na mój obywatelski szacunek.
Panie Prezydencie Szanowny, jeżeli ma Pan dalej topić nasze narodowe dramaty i traumy w oceanie słów bez praktycznego znaczenia, to proszę lepiej milczeć lub zostać kaznodzieją. Od prezydenta mającego prawo zatrudniania ekspertów i zamawiania ekspertyz, oraz mogącego wywierać skuteczną presję na rząd i parlament, oczekuję konkretnych i kompetentnych merytorycznych ocen rzeczywistości. Na przykład, gdy dziennikarz grzecznie zadaje bardzo proste pytanie o to, czy po ekscesach TVP związanych z zabójstwem Pawła Adamowicza, Jacek Kurski powinien stracić posadę prezesa publicznej telewizji. Co w takim przypadku miało znaczyć powtórzenie wezwania do powszechnego rachunku sumienia - także w mediach? Czy Pan Prezydent nie ma wyrobionej opinii? Czy nie zastanawiał się nad tym? Czy nie pytał ekspertów o to, jak odrzucone przez większość społeczeństwa "narodowe media" spełniają swoje obowiązki?
Władza w Polsce nie odpowiada za media. Odpowiada tylko za media państwowe, których działanie szczegółowo reguluje prawo. Od pierwszej osoby w państwie, odpowiadającej na takie proste pytanie dziennikarza, jako obywatel oczekuję kompetencji, uczciwości i poważnego traktowania widzów oraz pytającego. Nie rozbrajających uśmiechów. Nie tandetnych uników i porad duchowych, żebyśmy robili sobie rachunki sumienia. Proszę nie zabierać chleba duszpasterzom. Proszę robić to, za co jako urzędnik państwowy dostaje Pan od nas pieniądze. Podoba się Panu sposób sprawowania funkcji przez Kurskiego, to proszę go pochwalić. Nie podoba się, to proszę się domagać, by odpowiednie władze go zmieniły. Przecież przysięgał Pan "stać na straży" itd.
Oglądając rozmowę Marcina Makowskiego i Andrzeja Dudy miałem przyjemne wrażenie, że rozmawia ze sobą dwóch miłych facetów. Różnica między nimi polegała na tym, że jeden zadawał bardzo ważne i trudne pytania, a drugi odpowiadał na nie niepoważnie. Nieszczęście polega na tym, że ten drugi, rozbrajająco uchylający się od odpowiedzialności, jest prezydentem państwa, na czele którego beztrosko dryfuje z uśmiechem, który niczego dobrego nie wróży.