Historii Mariana Banasia ciąg dalszy - dymisja czy "plan B"? [OPINIA]
Spotkanie Jarosława Kaczyńskiego i szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego z prezesem NIK Marianem Banasiem póki co nie przyniosło rezultatów. Choć wicerzecznik PiS Radosław Fogiel poinformował, że władze partii "wyraziły wobec prezesa Banasia oczekiwanie złożenia dymisji z zajmowanej funkcji", to jednak jest to tylko oczekiwanie, a nie jakiekolwiek narzędzie prawne pozwalające sprawić, aby Marian Banaś faktycznie przestał pełnić swoją zaszczytną funkcję.
Premier Mateusz Morawiecki zapowiada, że "jeżeli Marian Banaś nie poda się do dymisji, mamy plan B". Trudno powiedzieć, co to może być za plan, ale bez wątpienia może on mieć tylko charakter polityczny – prawnych możliwości odwołania prezesa NIK obecnie nie ma. Nawet sugerowana zmiana ustawy o Najwyższej Izbie Kontroli tak, aby Banasia złożyć z urzędu, może nie być skuteczna - nie będzie mieć zastosowania wstecz, do urzędującego wciąż prezesa. Być może rozważana jest opcja postawienia Banasia przed Trybunałem Stanu, ale to długotrwała i politycznie ryzykowna procedura, zresztą bez gwarancji sukcesu.
Banaś nie do ruszenia
Formalnie od października nic się nie zmieniło - Marian Banaś nadal nie zrzekł się posady, nie stał się trwale niezdolny do pełnienia obowiązków na skutek choroby, nie został skazany prawomocnym wyrokiem sądu za popełnienie przestępstwa, nie złożył niezgodnego z prawdą oświadczenia lustracyjnego, ani też Trybunał Stanu nie złożył go z urzędu.
Również raport CBA z kontroli oświadczeń majątkowych prezesa NIK, którego lekturę ma już za sobą premier Mateusz Morawiecki, nie jest (niezależnie od jego zawartości) narzędziem pozwalającym na odwołanie Mariana Banasia. Dokument taki nie jest jednak oczywiście równoznaczny z postawieniem mu jakichkolwiek zarzutów, to w zasadzie tylko opinia Biura na temat majątku prezesa NIK, z którą prezes NIK się zapewne nie zgadza (złożył bowiem do niego swoje zastrzeżenia). – Doszedłem do takiego przekonania, że wnioski z tego raportu powinny skłaniać pana Mariana Banasia do podania się do dymisji – powiedział premier. Ale znowu – to tylko oczekiwanie.
Marian Banaś zrezygnuje? Sławomir Neumann tłumaczy zaostrzenie kursu PiS
Najwyższa Izba Kontroli powinna zachowywać daleko idącą niezależność i autonomię od władzy, skoro ma ją kontrolować. O ile władza powołuje prezesa NIK, o tyle z jego odwołaniem już nie jest tak łatwo i pewnie dobrze, że nie jest – dziwnym byłoby, gdyby partia rządząca mogła według swojego widzimisię usuwać ze stanowiska prezesa instytucji, która z definicji jest dla niej niewygodna. Szkoda jednak, że autor ustawy o NIK nie przewidział nadzwyczajnej możliwości odwołania szefa NIK w sytuacjach zupełnie nadzwyczajnych, a chyba z taką mamy obecnie do czynienia.
Słuszne stanowisko prezydenta
Prezydent Andrzej Duda stwierdził w czwartek: "jeżeli którykolwiek z poważnych zarzutów, które do tej pory pojawiły się w sferze medialnej, okazałby się prawdziwy, to ja sobie nie wyobrażam, żeby ktoś, kto jest takim zarzutem obciążony, mógł sprawować urząd prezesa Najwyższej Izby Kontroli". To jedynie słuszne stanowisko i dobrze, że prezydent zajął je wprost, niemniej nawet on nie ma żadnej formalnej możliwości działania. Andrzej Duda może być tylko biernym widzem, może ewentualnie zaangażować się w czysto polityczne działania mające na celu rozwiązanie problemu.
Choć znowu pojawiają się plotki o możliwej zmianie Konstytucji, uważam to za zły pomysł. Zmiana ustawy zasadniczej nie może odbywać się tylko po to, aby załatwić kwestię personalną, choćby i tak istotną. Jeśli zmiana zostanie uchwalona, pozostanie już na wieki i będzie dotyczyć wszystkich następców Mariana Banasia. Skoro przed jego powołaniem nikt propozycji zmian Konstytucji w tym zakresie nie zgłaszał, widocznie nie była ona tak naprawdę potrzebna. Przez ostatnie cztery lata prawo zostało już tak popsute, że więcej nie potrzeba.