Eugeniusz Noworyta: Fort Trumpa i fundusz Trumpa
Ta hipotetyczna warownia, obok zdjęcia stojącego prezydenta Andrzeja Dudy z rozpartym w fotelu Donaldem Trumpem w chwili podpisywania wspólnej deklaracji w Gabinecie Owalnym, zdominowały przekaz z wizyty polskiego prezydenta w USA.
Zdjęcie jest ewenementem niespotykanym w praktyce protokołu dyplomatycznego i posłuży w przyszłości jako przykład nierównego potraktowania stron. Pierwsza sprawa jest o wiele poważniejsza, bo dotyka kwestii bezpieczeństwa i samej istoty polsko-amerykańskich stosunków.
Ważne, co o bazach powie Kongres i Pentagon
Znaczenie tej wizyty polega na przywróceniu normalnych kontaktów z USA po okresie ostracyzmu w stosunku do polskich polityków, spowodowanym niefortunną nowelizacją ustawy o IPN. Przykre jest tylko to, że Waszyngton nie potraktował w podobnych kategoriach łamania praworządności i pogwałcenia niezawisłości sądów w Polsce, przechodząc wobec tych spraw do porządku dziennego w myśl zasady business as usual. Potwierdzałoby to marginesowe potraktowanie demokracji, wolności i innych wartości jako spoiwa polsko-amerykańskich stosunków w we wspólnej deklaracji podpisanej w trakcie wizyty.
Sama deklaracja, politycznie ważna, jest zbiorem intencji i nie ma mocy prawnie obowiązującej. Jej znaczenie zweryfikuje dopiero praktyka i konkretne działania w przyszłości. Zwraca uwagę, że jej zapisy są mniej konkretne od podobnej deklaracji z 2008 r., do której nawiązuje.
Istotne jednak, że potwierdza dotychczasowe zaangażowanie USA w utrzymanie bezpieczeństwa Polski i wyraża wolę rozważenia wariantów wzmocnienia w tym celu militarnej roli Stanów Zjednoczonych, przy czym sam Trump nie wykluczył możliwości powstania stałych amerykańskich baz wojskowych w Polsce.
Jednak decyzja w tej sprawie zależeć będzie przede wszystkim od Kongresu, a także od konkluzji raportu, przygotowywanego przez Pentagon w sprawie efektów i zakresu zaangażowania amerykańskich sil zbrojnych w Europie. W każdym razie, co do przyszłości brakło jakichkolwiek konkretów, wiążących deklaracji, a nawet obietnic.
Kompletnie zapomnieliśmy o Rosji
Ostrożność Waszyngtonu w kwestii bezpieczeństwa Polski i regionu wskazywałaby na respektowanie przez USA porozumienia podpisanego w 1988 r. z Rosją przez NATO, które wykluczyło umieszczanie na terytorium nowych państw członkowskich z Europy Środkowo-Wschodniej stałych instalacji i znaczącą obecność wojskową Sojuszu.
To prowadzi do pytania, czy i na ile na rezultatach wizyty polskiego prezydenta w USA zaważył wzgląd na interesy Rosji (russian factor) obecny, z różnym nasileniem, w amerykańskiej polityce. Przyczyną niepokoju może być brak reakcji Trumpa na krytyczne uwagi Dudy o agresywnej polityce Rosji i wypowiedź amerykańskiego prezydenta, że USA nie wprowadzą sankcji dla firm zaangażowanych w budowę gazociągu Nord Streem 2.
Trump, niestety przy akceptacji Dudy, nie szczędził natomiast krytyki Unii Europejskiej, której wytoczył wojnę celną i, bez uzasadnienia, przypisywał osiąganie nienależnych profitów z handlu z Ameryką.
W ogóle, Unia Europejska, a nawet NATO nie zaistniały we wspólnej deklaracji, co może potwierdzać kurs obecnej amerykańskiej administracji na dwustronne porozumienia i marginalizację wielostronnych umów, a przy okazji, wskazuje na refleks takiej orientacji również w polskiej polityce. Istotne, aby takie podejście nie prowadziło do relatywizacji zobowiązania w ramach NATO do kolektywnej obrony.
Duda kusił ego amerykańskiego prezydenta mirażem zbudowania za polskie pieniądze Fortu Trumpa (Fort Trump), wywołując nawet, w opinii specjalistów od mowy ciała, u rozmówcy gest zadowolenia, a ponowił tę taktykę z koncepcją Trójmorza, która, otwarta na amerykańskie inwestycje, według prezydenckiego doradcy, profesora Zybertowicza miałaby być alternatywą wobec obecnej integracji europejskiej; zwłaszcza, jeśliby amerykański prezydent zechciał być inicjatorem jakiegoś funduszu (Trump Fund) na wzór dawnego planu Marshalla.
W rezultacie 12 państw Trójmorza urosłoby w siłę, a Niemcy by zrozumieli, że sojusz Polski z USA to nie jest tylko nasza fanaberia. Rzecz w tym, że transakcyjne podejście Trumpa do polityki zagranicznej i wycofywanie się z wszelkich zobowiązań (również umownych ) związanych z finansowymi świadczeniami USA z góry przekreślało sens tej zagrywki i sprowadzało go do kategorii księżycowych pomysłów.
Bo rzeczywistość mówi za siebie: rola Stanów Zjednoczonych na początkowym etapie polskiej transformacji była kluczowa, ale obecnie to głównie na współpracy z Unią Europejską opiera się cywilizacyjny awans Polski m.in. dzięki wielomiliardowym unijnym funduszom pomocowym, jak i korzystnej wymianie handlowej.
Udział UE w polskim eksporcie wynosi 81 proc., a w imporcie – prawie 60 proc., natomiast Stanów Zjednoczonych – odpowiednio – w eksporcie oraz imporcie po niecałe 3 proc. Niemcy są najważniejszym partnerem handlowym Polski z udziałem 28 proc. w eksporcie i prawie 23 proc.w jej imporcie. Udział krajów Europy Środkowo-Wschodniej, na których opiera się koncepcja Trójmorza, wynosi około 5 proc. w eksporcie i nieco ponad 9 proc. w imporcie w całości obrotów handlowych Polski z zagranicą.
W świetle tych danych nie trudno wyobrazić sobie turbulencje, jakie mogą pojawić się w polskiej gospodarce i nie tylko, w rezultacie konfrontacyjnej polityki polskich władz w stosunku do Unii Europejskiej i generalnie antyeuropejskiego kursu ich polityki zagranicznej.
Mocarstwem przecież nie zostaniemy
Z instytucjonalnych struktur transatlantyckiej współpracy akcent przenosi się na strategiczne sojusze Trumpa z wyselekcjonowaną grupą państw, jak Wielka Brytania, Izrael, Korea Południowa czy Polska. Niektórzy eksperci sądzą jednak, że charakter współpracy, w odróżnieniu od innych sojuszników, przybliża nasz kraj raczej do modelu transakcyjnego sojuszu USA z Arabią Saudyjską, opartego głównie na handlu, bez wspólnych badań i kooperacji w zakresie wytwarzania zaawansowanej technologii, co stanowi nieodzowny element stabilności we wzajemnych relacjach i zmniejsza ryzyko ich jednostronnego psucia.
W istocie chodzi tu o miejsce Polski w amerykańskiej polityce zagranicznej, wśród jej priorytetów. Będąc krajem o średnim potencjale gospodarczym i wojskowym możemy liczyć na dodatni efekt w stosunkach z USA ze względów historycznych, licznej amerykańskiej Polonii, czy racji geostrategicznych.
Wszystko razem nie czyni z nas jednak mocarstwa, z którym, niezależnie od sympatii, należy się liczyć, toteż transakcyjny model stosunków, jaki praktykuje Donald Trump, na dłuższą metę skazuje Polskę na asymetryczny sojusz i klientystyczne zależności.
Niezbędne są wspólne demokratyczne normy i zachodnie wartości, a nie tylko zdolności płatnicze, które zapewnią niezawodność zawieranych sojuszów, a Polskę uchronią od powrotu na Wschód.