"Dzieci ulicy" broniły Lwowa
97 lat temu na lwowskich ulicach trwał zacięty bój Polaków z Ukraińcami. Wśród polskich ochotników przeważali młodzi ludzie, a wielu z nich było słynnymi lwowskimi łobuzami, "dziećmi ulicy" - batiarami. W walce brakowało im wojskowej dyscypliny, zdarzało im się grabić ludność cywilną i zabić w odwecie jeńców ukraińskich, ale to oni pod dowództwem "kmicicowych" dowódców obronili Lwów!
"Śp. Drozd miał na plecach kilka kłutych ran bagnetem, ręce obie przebite bagnetem w dłoniach na wylot, trzy rany postrzałowe w brzuch, całą prawą stronę twarzy miał strzaskaną uderzeniem jakiegoś ciężkiego przedmiotu. Drugi trup był to chłopak około 17-18 letni, miał ręce w tyle związane zwykłym drutem, nie kolczastym, obsiniaczony okrutnie i widocznie bardzo zbity, był zapewne żywcem rzucony do grobu, gdyż w jamie dookoła jego głowy było wielkie miejsce wgniecione, że dusząc się poruszał głową. Twarz była cała sina jak u ludzi umarłych z uduszenia. Trzeci trup miał oczy pokrojone bagnetem, czwarty miał całą twarz rozbitą na miazgę i obwiązaną białą chustką, inny jeszcze miał oczy wystrzelone. Wrażenie było takie, że Ukraińcy pastwili się przed śmiercią nad jeńcami" - to nie opis zbrodni ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu w 1943 r., ale we Lwowie w 1918 r. 14 listopada do podmiejskiego Zamarstynowa wkroczyło wojsko ukraińskie. Według zeznań świadków, zostali entuzjastycznie przywitani przez tutejszych
Żydów. Ukraińscy żołnierze wzięli do niewoli 15 polskich jeńców i cywilów, po czym bestialsko ich zamordowali. W zbrodni mieli im asystować również żydowscy milicjanci. Zamarstynów odbił polski oddział pod dowództwem ppor. Wilhelma Starcka, złożony z tutejszych batiarów. Podczas ataku wzięto do niewoli kilku żołnierzy ukraińskich, których ppor. Starck rozkazał powiesić, w odwecie za bestialski mord na Polakach.
Opanować chaos
Lwów w 1910 r. zamieszkiwało 206 tysięcy ludzi. Ponad 105 tys. tworzyło polską społeczność, 57 tys. żydowską, a 39 tys. ukraińską. Polacy nadawali ton życiu miasta i decydowali o jego charakterze. 1 listopada Ukraińcy rozpoczęli działania zbrojne i zajęli Lwów. Z powodu upadku monarchii austro-węgierskiej w mieście panował totalny chaos. Przez miasto przewalały się tysiące byłych żołnierzy austriackich z bronią, którzy wracali do domu. Dodatkowo tuż przed oddaniem władzy Austriacy wypuścili z więzień kilkuset kryminalistów, a wśród nich byli również legendarni lwowscy batiarzy. Po mieście grasowały bandy przestępców. Ciężko było odróżnić żołnierza od szabrownika. Miasto stało się bardzo niebezpiecznym miejscem. Chaos został spotęgowany ukraińskim zamachem. Nieprzygotowani Polacy rozpoczęli organizowanie obrony. Ich trzonem zostały konspiracyjne organizacje wojskowe, które utworzyły Naczelną Komendę Wojska Polskiego pod dowództwem kapitana Czesława Mączyńskiego. W cieniu walk znajdowała się ludność żydowska,
która ogłosiła neutralność. Ich bezpieczeństwa strzegła Milicja Żydowska.
W pierwszych dniach po zajęciu miasta przez Ukraińców zaczęły powstawać - jak grzyby po deszczu - formujące się spontanicznie polskie oddziały organizowane przez rzutkich i samodzielnych dowódców. Garnęła się do nich głównie uniesiona patriotycznym zrywem młodzież. Brano każdego kto miał sprawne ręce i mógł trzymać karabin. Broń wydawano wszystkim, którzy się po nią zgłaszali. W polskie szeregi trafił również przestępczy element, gdyż brakowało chętnych do walki. Oddziały były w większości nieprzeszkolone i panowała w nich słaba dyscyplina. Polska komenda próbowała temu zaradzić, ale ze względu na ich ochotniczy charakter było to niemożliwe i do końca walk w mieście nie udało się tego zmienić.
Niegrzeczne chłopaki lwowskiej ulicy
Oblicze walk miejskich we Lwowie kształtował, jak wspominał jeden z uczestników, niepohamowany temperament najmłodszego pokolenia uczniów ze szkół wszelakich, poza tym batiarów lwowskich. Batiarzy byli nieodłącznym elementem miejskiego folkloru Lwowa. Wywodzili się z najuboższej ludności lwowskich przedmieść. Wykonywali najgorsze i najsłabiej płatne prace. Wielu z nich było bezrobotnymi, co w konsekwencji powodowało konflikt z prawem. Pomimo tego, batiara odbierano zawsze pozytywnie, niemal pieszczotliwie. W swoich oczach batiarzy byli nieustraszonymi "chojrakami" i "kozakami", którzy nie bali się nikogo i niczego. Otaczali kultem swoją osobistą wolność. Mieli wspaniałe poczucie humoru i zawsze dobre samopoczucie. Kochali swoje miasto i w jego obronie mogli pójść walczyć przeciwko każdemu wrogowi.
Do grup złożonych głównie z "dzieci ulicy" należały m. in. grupa porucznika Romana Abrahama, która później dostała nazwę "Straceńców", oddział ppor. Wilhelma Starcka z Zamarstynowa, żołnierze "Czerwonej Gwardii" pod dowództwem por. Jerzego Schwarzenberg-Czernego, czy też ochotnicy ppor. Adolfa Massara. Żołnierze tych oddziałów znali doskonale miasto i podmiejskie zakamarki, lekceważyli niebezpieczeństwa i byli skłonni do brawury. Nie przepadali za wojskowym drylem. Wyspecjalizowali się w prowadzeniu brutalnej partyzantki miejskiej. Wyróżniali się opaskami na ramieniu, które dodawały im aury "elitarności". Czerwone opaski z napisem "Bema" (nazwa od ulicy, którą bronili) nosili żołnierze "Czerwonej Gwardii", a oddział „Straceńców” wybrał sobie za swój symbol trupią czaszkę ze skrzyżowanymi piszczelami.
Każda z grup była waleczna, ale szczególną bezwzględnością wobec Ukraińców wyróżniali się żołnierze ppor. Starcka, których nazywano "Kmicicowymi Barankami". Pisano, że "gdzie kompania Starka uderzy, tam znika opór ukraiński, jak opar". Po mieście krążyły opinie, że żołnierze ppor. Starcka to "oddział dla Rusinów [Ukraińców] wprost krwiożerczy".
"Dzieci ulicy" miały jednak drugą twarz - mniej zaszczytną i bohaterską. Pod pozorem walk, lwowscy batiarzy rabowali i łupili co popadnie. Pod pretekstem budowy barykad potrafili wtargnąć do prywatnych mieszkań i okraść doszczętnie mieszkańców. Jednak szczytem wszystkiego, było zajęcie podczas ulicznych walk budynku poczty i zrabowanie z jego sejfu astronomicznej kwoty ok. 45-50 milionów koron! W tym bandyckim napadzie brał udział oddział por. Adolfa Massara. Część pieniędzy odzyskano, jednak na zawsze zniknęło ok. 20-25 milionów koron. Ten kontrast pomiędzy szlachetną i bohaterską postawą a zachowaniem charakterystycznym dla typów spod ciemnej gwiazdy, był znakiem rozpoznawczym lwowskich batiarów.
Odsiecz i pogrom
22 listopada w zabarykadowanym gmachu teatru hr. Skarbka schroniło się kilkudziesięciu funkcjonariuszy Milicji Żydowskiej. Nie chcieli złożyć broni. Lufy swoich karabinów wycelowali w stronę żołnierzy porucznika Abrahama z trupimi czaszkami na ramieniu. Walki o budynek trwały kilka godzin. Polscy obrońcy walczyli bezwzględnie - wiedzieli, że milicjanci uczestniczyli razem z Ukraińcami w mordzie polskich jeńców kilka dni wcześniej na Zamarstynowie. "Straceńcy" w końcu zdławili opór, wpadli do środka i rozbroili milicjantów. Incydent ten stał się początkiem krwawej rozprawy z ludnością dzielnicy żydowskiej we Lwowie. W dniach 22-23 listopada zginęło ok. 50 osób. Podpalono 38 budynków, doszczętnie spłonęły 28 z nich, w tym synagoga. Straty materialne wyceniono na 35-40 milionów koron.
Przyczyny tych zajść były złożone. 20 listopada do miasta przybyła upragniona odsiecz. Ukraińcy obawiając się okrążenia, 21 listopada w nocy opuścili miasto. Nie poinformowali o tym Milicji Żydowskiej. Polacy wkraczający do dzielnicy żydowskiej zostali powitani salwami z karabinów. Sytuacja ta podgrzała napiętą atmosferę między obiema stronami. Wcześniej dochodziło do licznych incydentów między nimi, gdyż Milicja Żydowska bojowo wspierała Ukraińców. Podjudzeni polscy żołnierze przystąpili do bezwzględnej walki. W międzyczasie do zamieszek dołączyły się różne grupy bandyckie, które rozpoczęły grabież i mordy na ludności cywilnej. Oddziały polskie 22 listopada zajęły całe miasto. Jeszcze tego samego dnia wydano rozkaz o powołaniu Straży Bezpieczeństwa, która miała pilnować porządku i dyscypliny w mieście. Było już jednak za późno. Sytuacja wymknęła się spod kontroli. Rozruchy od razu potępił rząd Rzeczypospolitej.
Wprowadzenie pod koniec dnia 23 listopada rozkazu o sądach polowych powstrzymało pogrom i przywróciło porządek. Władze natychmiast wszczęły śledztwo. Powołano Nadzwyczajną Rządową Komisję Śledczą, która miała zbadać te wydarzenia i przedstawić raport polskiemu rządowi. Komisja wyjaśniła i wykryła wielu sprawców. Śledczy doszli do wniosku, że zadecydowały następujące przyczyny, o których pisze Leszek Kania: "gdy tylko zawierucha wojenna, rewolucja czy klęska naturalna chociażby przejściowo eliminuje parasol ochronny służb policyjnych, wówczas biedota i ludzie marginesu korzystają z każdej nadarzającej się okazji, aby wzbogacić się kosztem bogatszych od siebie. Każdy pretekst będzie wtedy wygodnym uzasadnieniem popełnienia niegodziwości, zbrodni i aktów przemocy". Należy dodać, że w zajściach z pewnością czynny udział wzięli lwowscy batiarzy, zarówno jako żołnierze polskich oddziałów, jak i członkowie band rabunkowych.
Rozwiązanie problemu
Po zakończeniu walk w mieście rozpoczęto reorganizację oddziałów obrony, które utworzyły tzw. "Brygadę Lwowską". Największy problem był z usunięciem z szeregów uczniów i batiarów lwowskich. Uczniów załatwiono w bardzo prosty sposób - zmuszono ich do powrotu do szkolnych ław. Natomiast batiarów spacyfikowało to, czego najbardziej nienawidzili - dyscyplina. Wojskowy dryl zmusił ich do opuszczenia szeregów. Dodatkowo rozpoczęły działać sądy polowe, które powstrzymały bezprawne łupienie ludności cywilnej.
Zakończę słowami dowódcy Powstania Wielkopolskiego, generała Józefa Dowbor-Muśnickiego, który Obronę Lwowa skwitował następująco: "Ku wstydowi dorosłych, dzieci broniły Lwowa". Wypadałoby dodać - "dzieci ulicy".
Podczas pisania korzystałem m.in. z książki Leszka Kani "W cieniu Orląt Lwowskich", oraz zbioru relacji "Obrona Lwowa" t.1.
###Mateusz Staroń dla Wirtualnej Polski