Czy Aleksandra Dulkiewicz wyjdzie z cienia Pawła Adamowicza? [OPINIA]
Dla niektórych jest przysłowiową "szarą myszką". I właśnie dlatego będzie świetnym prezydentem/prezydentką Gdańska.
Słyszałem już takie komentarze: nie wypada zbyt efektownie w TV, ma taką zwyczajną fryzurę. Nie przekonuje mnie! Nie da rady!
Aleksandra Dulkiewicz podjęła się bardzo trudnego zadania. Musi objąć władzę po brutalnie zamordowanym Pawle Adamowiczu: polityku odważnym, natchnionym, a przede wszystkim charyzmatycznym. Musi objąć po nim władzę w świetle kamer. Musi wejść do gabinetu Szefa, w którym otoczą ją dziesiątki wspomnień.
Dulkiewicz nie jest Adamowiczem. Obejmuje stanowisko w momencie żałoby, która wciąż trwa w sercach jego współpracowników, nawet jeśli zdjęcia prezydenta poznikały z witryn sklepów przy ul. Długiej.
Słyszałem już komentarze, że Ola – jak na nią mówią w Gdańsku - nie da rady, bo nie ma jego charyzmy, jego przebojowości, nie wygłasza tak płomiennych mów. W telewizji nie wypada aż tak błyskotliwie - oceniają ludzie, którzy znają ją tylko z przekazów.
Trzeba jednak wiedzieć, że Dulkiewicz przez lata ciężko pracowała dla Adamowicza i Gdańska, m.in. przy organizacji Euro 2012 czy w Gdańskiej Agencji Rozwoju Invest GDA. Negocjowała już wiele umów i kontraktów.
Była asystentką Adamowicza, szefową klubu radnych PO w Radzie Miasta, a od marca 2017 r. zastępcą ds. polityki gospodarczej i pierwszą zastępczynią. W kampanii wyborczej 2018 r. kierowała sztabem Adamowicza w komitecie "Wszystko dla Gdańska". Wygrała razem z nim!
Czy więc ta rzekoma "szara myszka" da radę?
Da. Z kilku ważnych powodów.
Stoi za nią miasto: Dulkiewicz będzie niesiona przez mieszkańców Gdańska, którzy widzą w niej naturalną następczynię zamordowanego prezydenta. Na pewno na początek ma ich ogromy kredyt zaufania. To ogromny kapitał. Zresztą od dawna miała mandat i poparcie mieszkańców, którzy wybierali ją na radną w każdych kolejnych wyborach. I to dużą liczbą głosów.
Stoi za nią mocna ekipa: za plecami Dulkiewicz już wiedzieliśmy wiceprezydentów Gdańska (Borawski, Grzelak, Kowalczuk); widzieliśmy gotowych do pracy pracowników Urzędu Miasta; intelektualistę Aleksandra Halla, Jacka Karnowskiego – mocno stąpającego po ziemi prezydenta Sopotu; Bożenę Grzywaczewską – byłą opozycjonistkę i byłą sekretarkę Lecha Wałęsy. Z takim zapleczem trudno się pomylić.
Jest uczennicą Adamowicza: to on ją od lat uczył polityki i życia miasta, on tłumaczył jej, na czym polega praca w samorządzie. To ona przeprowadziła miasto przez tragiczny okres żałoby, współorganizując w bardzo krótkim czasie uroczystości pożegnania prezydenta. To ona wreszcie była w szpitalu, gdy zdarzył się napad nożownika i ona spędziła przy Szefie ostatnie, najdramatyczniejsze godziny jego życia. Poza tym jej ojciec był działaczem opozycji w czasach PRL, działaczem Ruchu Młodej Polski.
Ma do wykonania testament Szefa: Dulkiewicz nie musi wymyślać Gdańska na nowo, nie musi tworzyć swojej wizji miasta. Wie, jaki Gdańsk budował Adamowicz – miasto zamożne, otwarte, akceptujące, miasto wolności i solidarności z potrzebującymi. Ale też miasto ciągłego rozwoju i nowych inwestycji. Trzeba dokończyć plany Adamowicza: dokończyć budowę ulic i wiaduktów.
Jest kobietą: Gdańsk będzie miał, jeśli Dulkiewicz wygra wybory, panią prezydent, panią przewodniczącą Rady Miasta (Agnieszka Owczarczak), panią skarbnik i panią sekretarz miasta. Adamowicz był za polityką równościową.
Jest odważna: to ona firmowała gdański program dofinansowania in vitro z budżetu miasta. Kiedy państwo PiS wycofało się z dofinansowania procedury in vitro, Dulkiewicz stanęła na czele miejskiego zespołu. Miała przeciwko sobie opozycję z PiS, która na sesjach Rady Miasta przychodziła z modelami płodów; katolickie lekarki, mówiące o zaletach tzw. naprotechnologii; a wreszcie wiernych, odmawiających zbiorowo różaniec przed budynkiem Rady Miasta. I co? Wygrała.
Teraz też wygra.