Ciężarówka rozjechała multi-kulti. Czy Szwedzi zmienią swoje postępowanie?
Zamachowiec, który staranował przechodniów w Sztokholmie, nie tylko zamordował i ranił kilkanaście osób, ale także rzucił wyzwanie krajowi, który w walce z radykałami stawiał na wielokulturowość i integrację zamiast siły. Czy atak wytrąci Szwedów z równowagi i zmusi do wyzbycia się „siły spokoju”?
W piątkowe popołudnie kradziona ciężarówka zmiotła przechodniów ze sztokholmskiego chodnika. Samochód wbił się w wejście do domu handlowego. Premier Szwecji Stefan Lofven szybko uznał to za atak terrorystyczny.
Szwedzi nie przywykli do terroru. Od dawna skarżą się na spadek poczucia bezpieczeństwa, ale do tej pory wynikało to z rosnącej przestępczości i porachunków gangów. Wybuchały granaty a bandyci potrafili strzelać do siebie w centrach handlowych. Zamachy i organizacje terrorystyczne wydawały się odległym i niezbyt realnym zagrożeniem.
Co prawda w grudniu 2010 r. Sztokholmem wstrząsnęły eksplozje, ale terrorysta samobójca zdołał zabić tylko siebie. Urodzony w Iraku Taimour Adulwaha al-Abdaly został okrzyknięty pierwszym terrorystą–samobójcą w krajach skandynawskich.
Policja i wywiad tropią potencjalnych islamistów i wiadomo, że Szwecja jest nie tylko źródłem finansów, ale także krajem pochodzenia kilkudziesięciu dżihadystów walczących w szeregach Państwa Islamskiego. Władze obawiają się ich powrotu, jednak za największe zagrożenie nadal uważa się grupy skrajnie prawicowe, neonazistowskie, a nie islamistyczne. Najpoważniejszym atakiem terrorystycznym w krajach skandynawskich pozostaje zamach dokonany przez norweskiego, prawicowego fanatyka Andersa Breivika, który w 2011 r. zamordował 77 ludzi i ranił 319.
Multi-kulti przeciw ekstremizmowi
Zamach w Sztokholmie jest szczególnie ciekawy dlatego, że stanowi wyzwanie dla niezwykłego podejścia do wzywań imigracji i wielokulturowości. Szwedzi powoli i metodycznie rozwiązują problemy. W zwyczaju mają powoływanie komisji eksperckich, które najpierw stawiają diagnozę, a następnie proponują długofalowe, metodyczne rozwiązania.
Byłem szczerze zdziwiony, gdy usłyszałem jak władze Malmo zamierzają poradzić sobie z Rasmusgatan, uliczką uważaną za najniebezpieczniejszą w mieście. W oparciu o polskie doświadczenia należałoby zalać okolicę policją. Szwedzi co prawda zamontowali kamery i wysłali niewielkie patrole w cywilu, ale jednym z pierwszych posunięć było zatrudnienie kilkunastu ludzi do sprzątania okolicy. Następnie wzięli się za odnawianie elewacji i modernizację kanalizacji. Twierdzą, że przestępczość tam już spada i spodziewają się, że po zakończeniu niemal trzyletniego programu Rasmusgatan niczym nie będzie różnić się od pozostałych części miasta o opinii najnudniejszego w Skandynawii.
Przypuszczam, że podobnie będzie i tym razem. Najpierw popadną w zadumę, której rezultatem będzie PLAN, bez którego w Szwecji niczego nie uda się zrobić. Na realizację czas przyjdzie później. Kłopot w tym, że terroryści nie będą czekać i jeżeli jest ich więcej, to Sztokholm może znaleźć się w tarapatach zwłaszcza, że nawet policja narzeka na zbyt łagodne prawo, które nie pozwala skutecznie ścigać złoczyńców.
W Szwecji zbliżają się wybory parlamentarne i nasila się przekonanie, że kraj musi dostosować się do groźnych realiów początku XXI wieku. Bardzo możliwe, że atak w Sztokholmie przyspieszy ten proces i doprowadzi do zaostrzenia przepisów i da nowe możliwości organom ścigania.
Możliwe, że kraj jeszcze bardziej ograniczy pomoc dla nowych imigrantów, choć to nie oni są problemem. Zagrożenie stanowią radykalizujący się obywatele kraju, których rodzice, a czasem dziadkowie przyjechali z Bliskiego Wschodu. Ci ludzie zazwyczaj nie mówią po arabsku, są obywatelami kraju, ale nie do końca się nimi czują.
Tak jak w innych krajach Europy Zachodniej, wysyłani przez Państwo Islamskie specjaliści od rekrutacji w szczególności poszukują sfrustrowanych, młodych ludzi, którzy weszli już w konflikt z prawem bądź mają inne problemy osobiste czy zawodowe. Potrafią wzmocnić i wykorzystać każdą słabość lub rysę na charakterze.
Uczmy się zamiast pouczać
Szwedzi chętnie podkreślają sukcesy wielokulturowego eksperymentu. Malmo, sztandarowy przykład sukcesów i porażek takiego podejścia, w latach 90. ubiegłego wieku znalazło się na krawędzi upadku z powodu likwidacji stoczni i fabryki samochodów. Teraz działają tam setki firm należących do ludzi, którzy nie urodzili się w Szwecji. Równocześnie władze i mieszkańcy miasta wskazują na szklane sufity i segregację, z którą spotykają się ludzie nienależący do „szwedzkiej większości”.
Najłatwiej jest krzyczeć o potrzebie zamknięcia drzwi, ograniczenia praw czy wręcz deportacji ludzi innego wyznania czy koloru skóry. Z perspektywy racjonalnych do bólu mieszkańców Sztokholmu nie jest to ani proste, ani oczywiste. Największe problemy stwarzają obywatele chronieni przez prawo, a niebezpieczne są jednostki i niewielkie grupy żyjące na marginesie większych społeczności.
Kluczowe dla walki ze skandynawskimi ekstremistami i terrorystami będą nie tylko wyniki badań speckomisji, ale także reakcja społeczności, z których pochodzą. Paradoksalnie zamach w Sztokholmie stwarza szansę dla muzułmańskich liderów w Szwecji, aby odciąć się od fanatyków i przekonać ludzi, którzy ich słuchają, do odrzucenia radykałów i współpracy z władzami. Takich przykładów w Europie zachodniej nie brakuje.
Z kolei my możemy obserwować i wyciągać wnioski. Na szczęście Polski terror jeszcze nie dotknął, ale nie znaczy to, że jesteśmy bezpieczni. Dzięki temu mamy czas, aby bacznie obserwować i uczyć się na doświadczeniach Francuzów, Niemców, Brytyjczyków, a teraz Szwedów. Fakt, że w Polsce do ataków nie dochodzi nie oznacza, że mamy receptę na problem. Miejmy nadzieję, twierdzenie to nie zostanie zweryfikowane w praktyce, a równocześnie wykorzystajmy czas, by uczyć się na błędach innych.
Jarosław Kociszewski dla WP Opinie