CIA zwerbowała kochankę Fidela Castro, aby go zabić
W 1960 r. amerykański wywiad zwerbował do współpracy Maritę Lorenz, kochankę Fidela Castro. Zlecono jej zamordowanie kubańskiego przywódcy. Lorenz miała podać mu truciznę - pisze brytyjski dziennik Daily Mail.
28 lutego 1959 r., dwa miesiące po zakończeniu rewolucji kubańskiej, statek wycieczkowy MS Berlin, na którym 19-letnia amerykanka pochodząca z Niemiec Marita Lorenz, pracowała wspólnie z ojcem - kapitanem, dopłynął do Hawany. Wśród mundurowych, których załoga spotkała w porcie, był 33-letni Fidel Castro. Zaprosili nowego kubańskiego przywódcę na pokład.
- Zapytałam, kim jest. Zaśmiał się i powiedział: "ja jestem Kubą. Commandante Fidel Castro" - wspomina w wywiadzie dla telewizji History Channel.
Dyktator zdobył nowojorski adres i numer telefonu dziewczyny. Kilka dni później, gdy wróciła do Nowego Jorku, Fidel zaczął dzwonić do niej prosząc, aby wróciła na Kubę. Zgodziła się. Do Hawany przyleciała przysłanym specjalnie po nią samolotem. Zamieszkała w hotelu Havana Hilton, w apartamencie należącym kubańskiego przywódcy.
Dwa miesiące później, 19-letnia Marita zaszła w ciążę. To nie spodobało się Fidelowi. Gdy była w szóstym miesiącu ciąży, pewnego dnia straciła przytomność. Obudziła się po kilku godzinach w nieznanym hotelu. Była chora, a jej dziecka już nie było.
Zamach
Wróciła na leczenie do Nowego Jorku. Wtedy zgłosili się do niej agenci CIA, powiedzieli jej, że to co przeżyła, było aborcją zaaranżowaną przez Fidela Castro. Kobieta była załamana. Zgodziła się wziąć udział w zamachu na swojego kochanka. W styczniu 1960 r., amerykański podwójny agent Frank Sturgis, przekazał jej tabletki z trucizną. Marita ukryła je w kremie do twarzy.
Po powrocie do kubańskiego apartamentu, przed spotkaniem z Fidelem, próbowała dodać truciznę do szklanki wody. Bezskutecznie. Pigułki były brudne od kremu, a dziewczyna nie mogła ich doczyścić. - Spanikowałam i próbowałam spłukać je w toalecie, ale nie chciały zniknąć. W tym momencie wszedł Fidel - wspomina Marita Lorenz, cytowana przez Daily Mail.
Dyktator wyciągnął broń. Okazało się, że dowiedział się o spisku. - Myślałam, że mnie zastrzeli, ale podał mi broń i powiedział "zamierzałaś mnie zabić?" - mówi kochanka dyktatora. - Zaciągnął się swoim cygarem i zamknął oczy. Pokazał swoją bezbronność, bo wiedział, że nie mogę tego zrobić. Ciągle mnie kochał, a ja kochałam jego - wspomina.
Lorenz twierdzi, że nie mogła zostać u boku ukochanego "Commandante", ponieważ obawiała się zemsty CIA. Wróciła do Miami i przyłączyła się do kubańskiej opozycji.
Kobieta dyktatorów
W całej historii do dziś jest wiele niewiadomych. Według jednej z wersji, Lorenz sama przyznała się Castro, że zgodziła się go zabić. Jej współpraca z amerykańskim wywiadem zaczęła się prawdopodobnie dużo wcześniej, na dwa miesiące przed aborcją. Nie jest również jasne, w jakich okolicznościach straciła dziecko. Fidel Castro twierdził, że ich dziecko żyje i mieszka na Kubie, a cała sytuacja została zaaranżowana przez CIA.
Rok po powrocie z Kuby, Marita związała się z innym dyktatorem - byłym prezydentem Wenezueli Marcosem Pérezem Jímenezem, który 1958 roku, po tym jak został obalony, przeniósł się do USA. Lorenz spotkała się z nim, aby prosić o wsparcie finansowe dla kubańskiej opozycji. Atrakcyjna dziewczyna spodobała się Jimanezowi. Zaszła z nim w ciążę i urodziła córkę.