Chris Niedenthal: PiS odrzucił ducha Okrągłego Stołu
- Jak można mówić, że rozmowa i kompromis to zdrada? Lepiej, żeby Polacy rzucili się sobie do gardeł? - znany polsko-brytyjski fotograf Chris Niedenthal wspomina porozumienia Okrągłego Stołu.
Sebastian Łupak: Pod koniec lat 80. system komunistyczny się wyczerpywał. Panował marazm, w sklepach pustki. Jak pan zapamiętał ten czas?
Chris Niedenthal: Od czasu stanu wojennego do 1989 roku trwały lata beznadziei. Wszyscy byli zmęczeni i zrezygnowani. Pamiętam strajk w Gdańsku w maju 1988 roku. Na twarzach tych stoczniowców było widać, że oni nie wierzą, że ten strajk coś da. Ja sam nie wierzyłem wtedy, że cokolwiek się zmieni. Tak samo jak oni, byłem zdołowany. Oni nie wiedzieli – siedząc na tej bramie – że to będzie iskra, która doprowadzi do rozmów przy Okrągłym Stole. Oni strajkowali bez nadziei i smutno było na to patrzeć. Ale jednak to zadziałało. Pół roku później były rozmowy przy Okrągłym Stole.
To był dobry pomysł, żeby opozycja siadła do rozmów z komunistami?
To było fantastyczne. Polacy pokazali swoją mądrość: dwie strony mogą się dogadać. Cała Polska czekała na to tyle lat, od czasu kiedy komuniści przejęli po wojnie władzę w Polsce. Każdy Polak czuł chyba wtedy ulgę, że nareszcie jakaś prawdziwa rozmowa między opozycją a partią komunistyczną ma miejsce.
Fotografował pan Okrągły Stół?
Byłem tam tylko pierwszego dnia. Akurat byłem wtedy przez kilka miesięcy w Moskwie i wróciłem na kilka dni do Warszawy, udokumentować ten moment. Tygodnik ”Time” myślał, że wszystkie zmiany będą w nowym Związku Radzieckim i tam mnie wysłał. Trochę się na tym przejechali. Zdecydowali, że chcą zrobić cały numer o nowym ZSRR – „New USSR”. Spędziłem tam kilka miesięcy, a wszystko, co istotne, działo się w Polsce.
I co pan zobaczył po przyjeździe z Moskwy do Warszawy?
Kiszczaka z Wałęsą przy jednym stole. Tego się przedtem nie widziało i nikt nie sądził, że mogą ze sobą kulturalnie rozmawiać.
Dla polskiej prawicy to była zdrada: Solidarność dogaduje się z Jaruzelskim i Kiszczakiem.
To był dowód na mądrość Polaków, że doszli do kompromisu. Co mieli zrobić: rzucić się sobie do gardeł i strzelać do siebie? To było bardzo mądre posunięcie. Jak można mówić, że to była zdrada? Taka przemiana z komunizmu do demokracji nie mogła być łatwa i zawsze można się przyczepić do czegoś. Ale to i tak przeszło w Polsce bardzo gładko. To było świetne posunięcie. Kompromisy polityczne są naturalne w całym cywilizowanym świecie.
Jeździł pan wtedy po całym Bloku Wschodnim. W Polsce był największy ferment?
Tak. I dzięki temu, co się zaczęło dziać w Polsce, zadziałał efekt domino. Oczywiście z punktu widzenia zdjęć i fotografii, najciekawiej było pod murem berlińskim, gdy był obalany. Z kolei Aksamitna Rewolucja w Pradze to była wielka demonstracja, dzień w dzień i noc w noc. Bułgaria – jedna demonstracja i po wszystkim. Najtragiczniejsza była Rumunia – Rumuni odetchnęli po śmierci znienawidzonego dyktatora Caucescu i jego żony. Ich koniec był tragiczny, ale namacalna była radość wśród ludzi, że tych znienawidzonych dyktatorów już nie ma wśród żywych.
Czy próbował pan – przybysz z Londynu - zrozumieć polskich komunistów, albo ludzi, którzy przez lata byli w PZPR czy młodzieżowym ZSMP?
No cóż, korzyści dla nich były duże. Dla kariery i wygody nosili czerwone flagi w pochodach i udawali, że popierają system. To było raczej wydumane, po to, żeby sobie życie ułatwić. W latach 70. te pochody odbywały się trochę na zasadzie wesołego festynu. Ale w latach 80., po stanie wojennym, ludzie już mieli szczerze dosyć. Festyn się skończył. Ciężko było udawać, że to jeszcze kogoś bawi.
Mówi się, że Polacy stali się po 1989 bardziej otwarci, tolerancyjni. Z drugiej strony jest coraz więcej niechęci do uchodźców, do obcych, więcej ksenofobii i nacjonalizmu. Jaka jest prawda o Polakach dziś?
Ja jestem mocno zawiedzony naszym krajem. Nie mogę uwierzyć, że ludzie tak się odwracają od tolerancji. Palenie książek dla dzieci przez księdza? To przeraża. To moim zdaniem wina prawicowego rządu, który przyjaźni się z Kościołem w Polsce. A polski Kościół toleruje takie rzeczy, jak marsze ONR i Młodzieży Wszechpolskiej na Jasnej Górze. To są bardzo niepokojące znaki. Trudno mi to zrozumieć. Tego się po 1989 roku nie spodziewałem. Sporo kroków do tyłu robimy.
Jak pan ocenia przepychankę w Gdańsku o prawo do świętowania 4 czerwca na placu Solidarności?
To bardzo smutne. Chcemy uczcić Okrągły Stół, a obecna Solidarność w tym przeszkadza. Jakaś trucizna jest w powietrzu. Ja myślałem, że u nas są mądrzejsi ludzie. Trochę się zawiodłem.