Brexit: Jest nowa umowa. Johnson skapitulował, choć ogłasza zwycięstwo
Mimo szumnych zapowiedzi, Boris Johnson nie uzyskał znaczących ustępstw od Unii. Sam za to ustąpił w kluczowej sprawie specjalnego statusu Irlandii Północnej. Nie przeszkodzi mu to jednak w odtrąbieniu zwycięstwa. Wciąż nie wiadomo, czy to wystarczy, by ostatecznie wyprowadzić Wielką Brytanię z UE.
Jeszcze nie tak dawno temu porozumienie uzgodnione w czwartek przez brytyjskich i unijnych negocjatorów zostałyby przez Borisa Johnsona-posła odrzucony z oburzeniem. Ale Johnson jest dziś premierem, więc wynegocjowana przez niego umowa jest wielkim triumfem.
"To nowe porozumienie daje nam z powrotem kontrolę. W ramach poprzednich negocjacji, to do Brukseli należała ostateczna kontrola. Mogła zmusić Brytanię do zaakceptowania praw UE i podatków na zawsze" - ogłosił szef rządu na Twitterze.
Przeczytaj również: Brexit. Boris Johnson i Jean-Claude Juncker dogadali się
Przyjaźni premierowi publicyści zaznaczają z kolei, że Johnsonowi udało się zrobić to, co wydawało się niemożliwe - zmusić Unię do zmiany tekstu poprzednio wynegocjowanej umowy. To prawda - ale nie cała prawda. Niemożliwe stało się możliwe nie ze względu na ustępstwa unijnej 27-ki, ale ze względu na ustępstwa Londynu. Dlaczego?
Irlandia Północna jako ciało obce
Krótko mówiąc, konserwatywny rząd zgodził się na to, by Irlandia Północna miała specjalny status i została odgrodzona od reszty Zjednoczonego Królestwa.
Kwestia granicy między Irlandią i Irlandią Północną była przez ostatnie kilkanaście miesięcy, główną przeszkodą na drodze do brexitu. Niewzruszonym priorytetem Unii było zapewnienie, by wyspy nie podzieliła twarda granica wraz z kontrolami celnymi - przede wszystkim ze względu na duże ryzyko powrotu do przemocy znanej z dekad przed porozumieniem pokojowym z 1998 roku.
Dlatego początkowo proponowano Londynowi, by Irlandia Północna pozostała w unii celnej z UE do czasu uzgodnienia ostatecznego porozumienia handlowego po brexicie. Rząd Theresy May odrzucił tę opcję, bo nie chciał by jedna z części Wielkiej Brytanii miała osobny status.
Nowa umowa jest właściwie powrotem do tej pierwotnej propozycji. Granicy na Szmaragdowej Wyspie nie będzie, a Irlandia Północna zostanie objęta innymi regulacjami, co reszta Zjednoczonego Królestwa. Różnice są dwie: uzgodniony stan nie będzie tymczasowy, a północnoirlandzki parlament będzie mógł teoretycznie wycofać się z porozumienia. Szanse na to są jednak niemal zerowe.
Z perspektywy Irlandii i całej UE to nawet lepsze rozwiązanie niż pierwotne - zwłaszcza, że Unii udało się również zapewnić handlowe ustępstwa. Największa korzyść z perspektywy Borisa Johnsona to zastosowany w nowej umowie prawny trik, dzięki któremu formalnie Irlandia Północna pozostanie częścią brytyjskiego obszaru celnego. W praktyce zmienia to niewiele poza tym, że daje możliwość ogłoszenia sukcesu.
To jeszcze nie koniec
Od ostatecznego sukcesu i spełnienia obietnicy wyjścia z UE przed 31 października, rząd Johnsona dzieli jeszcze jeden, ale bardzo ważny krok: głosowanie w brytyjskim parlamencie, które wyjątkowo odbędzie się w sobotę w Izbie Gmin. To na tym polu trzykrotnie poległa Theresa May. I całkiem możliwe, że tu polegnie też Johnson.
Jego sytuacja jest o tyle trudna, że głosowanie przeciwko umowie już zapowiedział koalicjant Torysów, północnoirlandzka Demokratyczna Partia Unionistów (DUP), która uznała porozumienie za zdradę irlandzkich lojalistów. To oznacza, że aby umowa została zatwierdzona, Boris Johnson będzie potrzebował poparcia części opozycji. Nie jest to wykluczone, ale może być bardzo trudne. Według jednych szacunków, na chwilę obecną do akceptacji umowy może brakować 9 głosów.
Przed Halloween nie wyjdą
Co więcej, lider Partii Pracy Jeremy Corbyn zapowiedział, że jego ugrupowanie zagłosuje w sobotę za zorganizowaniem ponownego referendum, w którym wyborcy mieliby do wyboru brexit w wersji Johnsona lub pozostanie w UE. Podobna propozycja zgłoszona przed wakacjami została odrzucona, ale brakowało jej 12 głosów. Opcja ta nie miała wówczas jednak poparcia Corbyna.
Niezależnie od tego, jak zagłosują brytyjscy posłowie, do brexitu prawdopodobnie nie dojdzie przed wyznaczoną datą 31 października. Jeśli umowa zostanie przyjęta, potrzebny będzie dodatkowy czas na dopełnienie formalności i ratyfikację. Jeśli nie, czas będzie potrzebny na zorganizowanie referendum lub nowych wyborów. Widmo najgorszej z opcji - brexitu bez umowy - wciąż jeszcze nie jest wykluczone.
Teoretycznie uchwalone niedawno prawo nakazuje premierowi złożenie wniosku o przedłużenie negocjacji do stycznia przyszłego roku. Ale nie jest pewne, czy Johnson zastosuje się do tego prawa. W rezultacie widmo "twardego" brexitu i związanego z nim chaosu wciąż jeszcze nie zostało zażegnane.
Przeczytaj również: Twardy brexit, czyli wszechogarniający chaos. Wyciekły tajne dokumenty
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl