Bartłomiej Biskup: "Wybory parlamentarne 2019. Frekwencja będzie szalenie istotna" (Opinia)
Polscy politycy jak jeden mąż przekonują nas, jak ważna jest frekwencja wyborcza. Robią to również publicyści i eksperci. Od frekwencji zależy wiele, ta zaś zależy od wielu czynników, w tym także tak banalnych, jak pogoda.
Sprzyjająca aura powoduje, że chce się wyjść z domu na głosowanie. Deszczowa i zimna spowoduje, że część wyborców zostanie w domach. A może to być akurat ta część brakująca komuś do jakiejś politycznej układanki w przyszłym sejmie.
Komu sprzyja frekwencja? Wysoka frekwencja generalnie sprzyja partiom, które mają bardziej stabilne elektoraty. Jeszcze kilka lat temu wysoka frekwencja sprzyjała partiom centrolewicowym. Działo się tak dlatego, że wyższa ona była w większych miejscowościach, w których partie takie miały swój naturalny elektorat. Wyższa frekwencja sprzyjała więc Platformie Obywatelskiej i partiom lewicowym.
Obecnie również mieszkańcy mniejszych miejscowości i wsi równie często chodzą do głosowania. Można więc powiedzieć, że wysoka frekwencja sprzyjać będzie zarówno Koalicji Obywatelskiej, jak i Prawu i Sprawiedliwości. Ale są jeszcze inne czynniki.
Debata w TVP. Ostre spięcie między liderem PSL a wicepremierem PiS
Partie, które prowadzą w sondażach i mają duże poparcie, mają też bardziej skłonnych do demobilizacji wyborców, niż te, które pretendują do przejęcia władzy. W ostatnich badaniach okazało się właśnie, że najbardziej zmobilizowanych wyborców ma Lewica, która notuje stabilne dwucyfrowe wyniki. Najmniej zmobilizowany jest elektorat Koalicji Polskiej, która walczy o jak najlepszy wynik ponad progiem, co nie zachęca wyborców do oddania głosu w sytuacji małej, ale jednak niepewności co do jego przekroczenia.
Koalicja Obywatelska jest gdzieś pośrodku – mobilizacja jej wyborców obecnie nie jest bardzo wysoka. Co ciekawe, jednak następuje demobilizacja wyborców Prawa i Sprawiedliwości. To właśnie reguła dotycząca dużych partii, posiadających znaczną przewagę nad politycznymi konkurentami, których wyborcy myślą, że skoro i tak wygramy, i skoro jest tak dobrze, to można sobie "odpuścić" i nie iść na wybory.
Warte analizy jest to przede wszystkim dlatego, że Prawo i Sprawiedliwość miało do tej pory najbardziej zmobilizowany elektorat. Ale przy poparciu powyżej 40 proc. to są również wyborcy napływowi, którzy mogą nie być tak zmobilizowani, jak wyborcy stali.
Można powiedzieć zatem, że sytuacja się odwróciła. Dzisiaj mobilizacji wyborców, potrzebuje bardziej Prawo i Sprawiedliwość niż Koalicja Obywatelska. Trzeba jednak dodać, że mobilizacja ta będzie miała wpływ na końcowy wynik w niewielkim stopniu. Nie przesądzi o tym, która partia wygra, a która przegra. Ale może zdecydować o rozmiarze zwycięstwa i konieczności zawierania koalicji lub układzie sił w przyszłym rządzie.
O ile ten pierwszy wariant jest możliwy, ale mało prawdopodobny – niewiele wskazuje na to, by PiS musiał zawierać koalicję, to wynik i różnica pomiędzy 230 a 250 mandatami będą ważne wewnętrznie dla Zjednoczonej Prawicy i rozgrywek wewnątrz tego ugrupowania. Przy lepszym wyniku bowiem działacze PiS będą mogli troszkę mniejszą uwagę zwracać na współkoalicjantów. I być może część działań tych mniejszych partii tworzących Zjednoczoną Prawicę jest również ukierunkowana na to, żeby być w przyszłości "języczkiem u wagi" i być stale potrzebnym do rządzenia, co daje lepszą pozycję negocjacyjną.
Tak czy owak widzimy, że walka o mobilizację będzie trwała do ostatniej chwili. Na ostatniej kampanijnej prostej obserwujemy coraz więcej przekazów emocjonalnych oraz negatywnych wobec politycznych konkurentów. Mają one za zadanie nie tyle zniechęcić wyborców konkurencyjnych partii politycznych, co właśnie zmobilizować swoich wyborców, by poszli do urn i nie dali sobie czegoś odebrać lub nie stali za długo w kolejce do lekarza. Frekwencja wyborcza będzie zatem dla wszystkich większych ugrupowań szalenie istotna.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl