Amon Göth - komendant obozowy, który zabijał ludzi dla rozrywki
Takich jak on było z pozoru wielu. Różnica polegała na tym, że komendant Amon Göth nie uważał się za urzędnika, czerpiąc satysfakcję z zadawanego cierpienia. W obozie koncentracyjnym urządzał rutynowe ''polowania'' na ludzi.
Takich jak on było z pozoru wielu. Różnica polegała na tym, że komendant Amon Göth nie uważał się za urzędnika, czerpiąc satysfakcję z zadawanego cierpienia. W obozie koncentracyjnym urządzał rutynowe ''polowania'' na ludzi - pisze Adam Gaafar w artykule dla WP.
Komendant Amon Göth dopił ostatni łyk czarnej kawy, po czym prześledził wzrokiem nagłówki w najnowszym wydaniu ''Krakauer Zeitung''. Tematem numeru było uwolnienie Mussoliniego przez niemieckich komandosów. Göth czytał artykuł w bardzo dużym skupieniu. Po porannym przeglądzie prasy przystąpił do kolejnej czynności, która była częścią jego codziennego rytuału.
Przeciągnął się w fotelu i dogasił niedopałek papierosa, który tlił się w szklanej popielniczce. Chwilę potem stał już na balkonie, z którego widać było dokładnie teren obozu w Płaszowie. Podniósł leżący w pobliżu karabin i bez namysłu strzelił prosto w przypadkowego więźnia. Miał dziś jeszcze w planach potrenować swoje umiejętności strzeleckie w bardziej brawurowy sposób - celując do Żydów podczas jazdy samochodem. Włożył na nogi świeżo wypastowane oficerki i udał się w kierunku drzwi wyjściowych. Towarzyszyły mu dwa wielkie psy. Wyszkolił je tak, by na jego komendę od razu rzucały się więźniom do gardeł.
Zagorzały zwolennik nazizmu
Był rówieśnikiem i rodakiem Otta Skorzeny'ego - oficera Waffen SS, który wsławił się wspomnianą wyżej akcją odbicia Duce. Urodził się w 1908 r. w Wiedniu, jako jedyne dziecko Berthy i Amona Franza Göthów. Od najmłodszych lat inspirował się ideologią faszystowską - jako nastolatek należał do młodzieżowych organizacji o charakterze nacjonalistycznym. W wieku 23 lat był już członkiem NSDAP. Można przypuszczać, że gdy w marcu 1938 r. Hitler ogłosił Anschluss Austrii, Amon - jak przystało na oddanego admiratora nazizmu - przyjął tę informację z dużym entuzjazmem. Dwa lata później - już jako członek Waffen-SS - był w drodze do okupowanej Polski.
Wkrótce trafił pod zwierzchnictwo Odilona Globocnika, dowódcy SS i policji w Dystrykcie Lublin. Powierzono mu nadzór nad budową obozu pracy przymusowej na tym obszarze. 11 lutego 1943 r. otrzymał nowe rozkazy: miał zbudować obóz dla Żydów z Krakowa na terenie Płaszowa. Oznaczało to w konsekwencji likwidację miejscowego getta. Göth niezwłocznie przystąpił do realizacji zadania. Akcję przeprowadził z polecenia Sturmbannführera SS Wilhelma Haasego w dniach 13-14 marca 1943 r. W jej wyniku do obozu w Płaszowie przewieziono około 10 tys. osób zdolnych do pracy. Reszta została zabita.
Doceniany przez esesmanów Austriak został od razu mianowany komendantem powstającego obozu. Do września tego samego roku Göth zlikwidował też getto w Tarnowie oraz obóz pracy w Szebniach. Wiele osadzonych w nich osób zostało zamordowanych na miejscu lub wywiezionych do Auschwitz. Niedługo po tych wydarzeniach Göth przemienił nadzorowany przez siebie obóz pracy w obóz koncentracyjny. Miejsce kaźni dla tysięcy Żydów i Polaków miało być w przyszłości systematycznie rozbudowywane - okresowo przebywało tam nawet 20 tys. więźniów. Nad obozowym terenem wzniesiono willę, z której komendant miał dla zabawy strzelać do ludzi.
Göth znaczy śmierć
''Jestem waszym bogiem'' - powiedział do więźniów w Płaszowie nowo mianowany komendant. ''W dystrykcie lubelskim wykończyłem 60 tys. Żydów, teraz kolej na was'' - dodał. Osadzeni w obozie wnet przekonali się, że Göth nie żartował. Bez skrupułów mordował niezdolnych do pracy starców, jak również przerażone matki oraz ich małoletnie dzieci. Jego zbrodnie poprzedzały zwykle brutalne tortury. Göth nie przejmował się specjalnie tym, że będący pod jego nadzorem obiekt stanowił jedynie punkt tranzytowy przed dalszą deportacją więźniów do Auschwitz. Według szacunków, które wykonano po wojnie, własnoręcznie zabił przynajmniej 500 osób. Egzekucje wykonywał nierzadko przy akompaniamencie muzyki najwybitniejszych kompozytorów niemieckich i austriackich.
Likwidacja getta w Krakowie, marzec 1943 r. fot. Wikimedia Commons
Wystarczył byle pretekst, by stać się ofiarą Götha. Z zimną krwią zabijał wygłodniałych więźniów, przy których znajdywał ziemniaki lub pajdę chleba. Stosował odpowiedzialność zbiorową - za ''przestępstwo'' jednej osoby mordował całe grupy. Wyrywał matkom niemowlęta i uderzał nimi o ściany baraków. W jednym z pomieszczeń jego willi miała znajdować się tabliczka z napisem: ''Kto pierwszy strzela, ten ma więcej z życia''. Göth w istocie prowadził coś w rodzaju polowania na ludzi, traktując obóz jak teren łowiecki. Stenograf obozowy Mieczysław Pemper twierdził, że komendant zostawiał przy życiu jedynie te osoby, które mu się spodobały. Jeśli ktoś nie przypadł mu do gustu - szedł na śmierć.
Göth dość szybko przekonał się, że kierowana przez niego fabryka śmierci może mu przynieść dodatkowe korzyści. W zamian za darowanie życia mógł liczyć na pokaźną łapówkę od zamożnych więźniów. Wkrótce zwrócił się też do niego Oskar Schindler, który zaoferował pieniądze w zamian za osadzenie wskazanych Żydów w podobozie o łagodnym rygorze.
Po wojnie Leopold ''Poldek'' Pfefferberg, jedna z osób, które znalazły się na liście Schindlera, wypowie znamienne słowa, opisujące komendanta z Płaszowa: ''Kiedy widziałeś Götha, widziałeś śmierć''. Kolejna z ocalałych, Helen Jonas-Rosenzweig wyzna natomiast: ''On był potworem. Śmiał się i gwizdał, gdy zabijał. (…) Gdy tylko widzieliśmy go z daleka, każdy z nas chował się, wchodził do latryn, ukrywał się gdzie tylko mógł. Nie jestem w stanie opisać tego, jak ludzie się go bali''.
''Wynaturzona jednostka zbrodnicza''
Nacierająca kontrofensywa radziecka wymusiła na Niemcach likwidację obozu w Płaszowie i zatarcie wszelkich śladów zbrodni. Od lata 1944 r. esesmani rozpoczęli akcję otwierania grobów ofiar i masowego palenia ciał. Amerykanie zatrzymali Götha na początku maja 1945 r. Były komendant przebywał wtedy w uzdrowiskowej miejscowości Bad Tölz. Pomimo podjętych przez Götha prób ukrycia swojej tożsamości, śledczym udało się ustalić, że mają do czynienia z hitlerowskim zbrodniarzem. Rok później został przewieziony do Krakowa, gdzie miał stanąć wraz z byłym komendantem Auschwitz Rudolfem Hössem przed polskimi prokuratorami.
Sprawą Götha zajmował się od 27 sierpnia 1946 r. Najwyższy Trybunał Narodowy w Krakowie. Po odczytaniu wyroku śmierci oskarżony napisał wniosek o ułaskawienie, w którym prosił o zmianę kary na dożywotnie więzienie. 5 września sędziowie pod przewodnictwem dr. Alfreda Eimera wydali opinię, w której stwierdzili: ''Indywidualne i masowe mordy, jakich dopuszczał się na bezbronnej ludności, wyrafinowane okrucieństwo, jakie przy tym okazywał, wskazują niezbicie na to, że jest wynaturzoną jednostką zbrodniczą, zaczem eliminacja jego ze społeczeństwa jest bezwzględnie wskazana i uzasadniona''.
Austriak został oskarżony o spowodowanie śmierci około 8 tys. osób internowanych do podległego mu obozu oraz bliżej nieokreślonej liczby więźniów, którzy zginęli w wyniku wydawanych przez niego rozkazów. Zdaniem prokuratorów w czasie likwidacji getta w Krakowie miały zginąć 2 tys. ludzi, natomiast likwidacja getta w Tarnowie pozbawiła życia i zdrowia nie mniej niż 8 tys. istnień. Na długiej liście zarzutów stawianych Göthowi znalazły się też informacje o przywłaszczeniu przez niego kosztowności należących do jego ofiar. Dla sędziów szczególnie istotny był jednakże fakt, że oskarżony działał poza kontrolą władz centralnych, które dały mu pełną dowolność w zarządzaniu obozem.
Wyrok - śmierć przez powieszenie - wykonano 13 września 1946 r. po godzinie osiemnastej. Jak na ironię - Amon Göth do ostatnich chwil wymykał się jeszcze przeznaczeniu. Dwie pierwsze próby jego uśmiercenia nie doszły do skutku, ponieważ kat źle odmierzył długość sznura. Dopiero za trzecim razem lina złamała kark skazańcowi i lekarz więzienny stwierdzenił jego zgon. Göth nie okazał skruchy. Ostatnie wykrzyczane przez niego słowa brzmiały: ''Chwała Hitlerowi!''.
''Dziadek by mnie zastrzelił''
Co kierowało Amonem Göthem, który od samego początku istnienia obozu w Płaszowie dopuszczał się brutalnych zbrodni, okazując przy tym niebywałą pogardę dla ludzkiego życia? Wskazówkami, które mogą pomóc w odpowiedzi na to pytanie są wnioski wyciągnięte przez jego wnuczkę Jennifer Teege.
''Działanie mojego dziadka manifestowało się w okrucieństwie, było zaspokajaniem własnej przyjemności zabijania i dręczenia ludzi. Myślę, że można to wytłumaczyć skłonnościami sadystycznymi'' - mówiła w wywiadzie udzielonym miesięcznikowi ''Pamięć.pl'' (nr 9/2014). W przejmującej książce ''Amon. Mój dziadek by mnie zastrzelił'' pisała natomiast: ''Mój dziadek był psychopatą, sadystą. Uosabia wszystko, co ja odrzucam (...)''. Szokujący tytuł tej pozycji nie był wyłącznie marketingowym chwytem. Teege była bowiem owocem romansu Moniki Göth (córki Amona) z nigeryjskim studentem. Według rasistowskich kryteriów jej dziadka był to wystarczający powód, by zabić je obie.
Obóz koncentracyjny w Płaszowie fot. Wikimedia Commons
Jennifer, która tuż po urodzeniu została oddana przez Monikę do domu dziecka, dowiedziała się, że jest wnuczką obozowego kata dopiero w wieku 38 lat. Doszło do tego podczas jej pobytu w Centralnej Bibliotece w Hamburgu. Na jednym z regałów zobaczyła wówczas książkę o intrygującym tytule: ''Historia Moniki Göth, córki komendanta obozu koncentracyjnego z 'Listy Schindlera'''. O ile nie wiedziała dotąd nic o swoim dziadku, o tyle jej matka - znając dokładnie tożsamość Götha (choć nie poznała go nigdy osobiście) - przez długi czas twierdziła, że był on dobrym człowiekiem.
W 2010 r. Monika Göth przyznała w rozmowie z dziennikarką ''Gazety Krakowskiej'', że o tym, co jej ojciec robił w czasie wojny, dowiedziała się przypadkiem w latach 60. Stało się to za sprawą właściciela małej restauracji w Monachium, w której często bywała. Pewnego dnia zauważyła na jego ręce wytatuowany numer obozowy. W trakcie rozmowy okazało się, że był on więziony w Płaszowie. Kobieta była dotąd przekonana, że ojciec traktował osadzone tam osoby bardzo łagodnie. Dopiero nerwowa reakcja mężczyzny na wieść, że jest córką byłego komendanta tego obozu sprawiła, że zaczęła miewać wątpliwości. Z czasem poznała straszliwą prawdę. Od tej pory Monika jawnie mówi o zbrodniach ojca. Jak twierdzi - to jedyne, co może zrobić dla ludzi bestialsko przez niego zamordowanych.
W 1983 r. zabiła się jej matka, Ruth Irene Göth, dawna sekretarka Oskara Schindlera. W rzeczywistości nazywała się Kalder. Nazwisko zmieniła tuż po egzekucji Amona. Mieszkała z nim w jego willi na terenie Płaszowa. Ruth odebrała sobie życie niedługo po rozmowie ze Spielbergiem, który zbierał materiały do filmu o jej byłym pracodawcy z Krakowa. Amon miał być w nim przedstawiony jako główny antybohater. Kobieta do samego końca utrzymywała, że jej dawny konkubent nie zrobił niczego złego.
###Adam Gaafar dla Wirtualnej Polski