Spadochrony nad Kampinosem
Dzięki rozpaczliwym staraniom Naczelnego Wodza gen. Kazimierza Sosnkowskiego udaje się przekonać aliantów, żeby zrzucić nad Puszczą Kampinowską niewielki oddział spadochroniarzy, którzy mają wesprzeć walczących w Warszawie powstańców. Desant złożony jest z żołnierzy 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej, która od samego początku była przygotowywana do wzięcia udziału w walkach w ojczyźnie.
Skromny, ale dobrze uzbrojony i wyszkolony oddział spadochroniarzy z powodzeniem ląduje pod Warszawą, a następnie, po połączeniu z lokalnymi oddziałami AK, przebija się na Starówkę. Ten sukces skłania aliantów do zorganizowania wielkiej operacji desantowej, w ramach której w okolice stolicy zostaje przerzucony trzon sił brygady. Polacy doskonale wiedzą, że jest to misja samobójcza, bowiem po zrzucie są zdani jedynie na siebie. Ale to i tak lepsze, niż bezczynne przyglądanie się, jak okupant topi powstanie we krwi.
Łącznie na łąkach w środku Puszczy Kampinoskiej ląduje prawie tysiąc żołnierzy z gen. Stanisławem Sosabowskim na czele. Spadochroniarze razem z miejscowymi partyzantami wiążą walkami część niemieckich sił pacyfikujących insurekcję w Warszawie, a następnie próbują przebić się do oblężonych powstańców. Niestety próba ta zostaje udaremniona przez przeważające siły wroga i po poniesieniu ogromnych strat oddział gen. Sosabowskiego trafia do niewoli.
Jednak pomimo klęski, cel polskiego desantu w pewnej mierze został osiągnięty. Odciągnął ze stolicy część sił niemieckich, pozwalając na dłuższą obronę Starego Miasta, choć całego powstania nie mógł uratować - walki ustają na początku października. Niemniej dzięki zrzutowi spadochroniarzy, którzy walczyli ramię w ramię z lokalnymi oddziałami armii podziemnej, alianci zachodni już w połowie sierpnia uznają żołnierzy AK za integralną część Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i przyznają im prawa kombatanckie.