Na szczycie tego stosu ciał leżała jego żona, zastrzelona, z maleńkim syneczkiem na rękach. On wziął włosy odstrzelone z głowy żony i przyszedł z nimi do naszej wioski, to było 7-8 km. To już pamiętam, jako dziesięcioletni chłopak. On stał, jakby stracił rozum, jakby był nieprzytomny. Trzymał w rękach te zakrwawione włosy - wspomina swojego wujka ks. Jan Bagiński, biskup senior z diecezji opolskiej, który przeżył rzeź wołyńską dzięki pomocy ukraińskich sąsiadów. Po latach dowiedział się, jak ginęła jego rodzina. - Musieli kilka razy wbić jej nóż w brzuch. Bo szkoda kuli dla Polaka - wspomina biskup.