Wystarczyło kilka słów arcybiskupa, by rozpętało się piekło
"Bardzo boleśnie powróciły wypowiedzi, że w Polsce rządzi Konstytucja, a nie Ewangelia" – tylko tyle, a może, aż tyle, powiedział na Jasnej Górze arcybiskup Wacław Depo. Wypowiedź już podzieliła polityków, a wkrótce może podzielić Polaków. Na pewno już podzieliła publicystów WP: Marcina Makowskiego i Michała Gostkiewicza.
Marcin Makowski: Ewangelia zawsze będzie miała pierwszeństwo nad jakąkolwiek konstytucją
Wystarczyło jedno zdanie abpa Wacława Depo, aby wywołać prawdziwą wściekłość w środowisku lewicowo-liberalnym, które z pozycji ”uczonych w Piśmie”, zaczęło instruować katolików, co im wolno, a czego nie. Tak, drodzy państwo, dla ludzi wiary Ewangelia zawsze będzie miała pierwszeństwo nad jakąkolwiek konstytucją.
Konflikt na linii państwo-Kościół jest tak stary, jak chrześcijaństwo. Właśnie na tej płaszczyźnie faryzeusze próbowali wykazywać niespójność doktryny moralnej Jezusa z Nazaretu, pytając go o stosunek do płacenia podatków cezarowi oraz instytucji niewolnictwa. W końcu tak radykalne przesłanie, jak nakaz "miłowania nieprzyjaciół", nie pasowało do brutalnej rzeczywistości okupowanego Izraela i nieustannych wojen na granicach Imperium Romanum. Jezus rozstrzygnął ten pozorny paradoks słynnym stwierdzeniem, o oddaniu ”cezarowi co cesarskie, a Bogu co boskie”, nie wyłączając jednak chrześcijan z przestrzeni kształtowania życia społecznego.
Mieli oni bowiem obowiązek nauczać o Dobrej Nowinie (Ewangelii), oraz zmieniać świat w duchu miłości do bliźniego (bez rozróżniania na niewolnika, wolnego, Greka, poganina czy Rzymianina). W ten sposób, choć wczesny Kościół nie wszczynał rewolucji i nie obalał istniejącego ładu, po niespełna trzystu latach od ukrzyżowania Chrystusa, doprowadził do przyjęcia wiary przez rządzącego Imperium Konstantyna Wielkiego i ustanowienia edyktu mediolańskiego.
Dzisiaj tę samą swobodę, a co za tym idzie możliwość przekształcania rzeczywistości społecznej w zgodnie z wyznawaną przez siebie religią i światopoglądem, gwarantuje nie tylko Ustawa Zasadnicza (art. 31, 31, 63), ale również Europejska Konwencja Praw Człowieka (art. 10, 14). W przypadkach, w których prawo stanowione wchodzi jednak w konflikt z Ewangelią, katolik nie ma obowiązku ślepo respektować tego drugiego. I nikt nie może mu tego prawa odmówić.
Właśnie o tym mówił na Jasnej Górze podczas święta Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny abp Wacław Depo. W kontekście wygranej Bitwy Warszawskiej, wyraził nadzieję, że tak jak w 1920, również dzisiaj uda się odbudować jedność Polaków, którzy muszą wygrać nie tyle zbrojnie, co moralnie.
- W takim zwycięstwie nie ma wygranych i pokonanych, chyba że ktoś czuje się pokonanym poprzez prawdę i miłość do Ojczyzny i jej dziejów, gdyż bardzo boleśnie powróciły w ostatnim czasie wypowiedzi, że w Polsce rządzi Konstytucja, a nie Ewangelia, że Konstytucja ma iść przed Ewangelią - stwierdził hierarcha.
I wywołał prawdziwą wściekłość wśród lewicy i liberałów, którzy uważają się za ekspertów w interpretowaniu doktryn wiary, ale są w tej kwestii co najwyżej amatorami.
- Mam dla arcybiskupa wiadomość: średniowiecze się już skończyło - oświadczył błyskawicznie Adrian Zandberg z partii RAZEM. - W Polsce żyją ludzie, którzy są katolikami i tacy, którzy katolikami nie są. I państwo należy do wszystkich, państwo nie jest własnością Kościoła katolickiego, państwo powinno być świeckie - dodał, mówiąc przy okazji, że mamy XXI, a nie XI wiek. W jego słowach dźwięczy echo słynnej wypowiedzi Leszka Millera z 2012 roku, który orzekł, że: "Konstytucja musi być ważniejsza niż Ewangelia", a "religii nie powinno się uprawiać w instytucjach państwowych".
Jaki mam z tymi wypowiedziami problem? Polemizują one z tezą, której nie wygłosił abp Depo, ani nie jest istotą nauczania Kościoła. Dla każdego katolika jest bowiem jasne, że porządku prawnego nie narzuca się siłą, a jeśli prawo ludzkie nie łamie zasad Dekalogu - należy mu okazywać posłuszeństwo i stosować się do jego zapisów. Chrześcijanie wierzą jednak, że w momencie, w którym jakakolwiek konstytucja wchodziłaby w konflikt z Ewangelią, prymat ma ponadczasowe prawo, ustanowione przez Boga.
I nie tyczy się to wszystkich Polaków, ale jedynie tych, którzy żyją w zgodnie z Ewangelią. Gdyby było inaczej, nie mogliby oni sprzeciwić się żadnemu zbrodniczemu prawu, ustanowionemu przez panującą władzę. Czy muszę w tym kontekście wymieniać III Rzeszę, ZSRR, Koreę Północną, Kubę, Chiny Ludowe, Kambodżę, etc.? Prawo stanowione przez człowieka bywa omylne, dlatego katolik ma obowiązek podążać za wyższymi nakazami moralnymi, jeśli uzna, że obie te płaszczyzny wchodzą ze sobą w konflikt. Nie mam pojęcia, gdzie Adrian Zandberg i jemu podobni widzi ingerencję Kościoła w politykę?
Jeśli ktoś nie jest katolikiem, może sobie oprawić konstytucję i przestrzegać jak dekalogu - jego sprawa. Niech nie zabrania jednak ludziom wiary podążania inną drogą.
Michał Gostkiewicz: Słowa arcybiskupa to skandal i bezczelność. To bunt przeciw świeckiej Polsce
Sto tysięcy ludzi przed ołtarzem. Stulecie Bitwy Warszawskiej i święto wniebowzięcia Maryi, matki Chrystusa. Stulecie niepodległości Polski. A arcybiskup częstochowski Wacław Depo w tak ważny dzień wypowiada słowa, których nie można nazwać inaczej, jak po prostu buntem przeciw Rzeczypospolitej i jej prawu.
Wspominając zwycięstwo nad bolszewicką Rosją, ksiądz arcybiskup ocenił, że w dzisiejszej Polsce "chodzi przede wszystkim o zwycięstwo moralne, triumf prawdy i miłości".
A teraz pora na kluczowy cytat:
"W takim zwycięstwie nie ma wygranych i pokonanych, chyba że ktoś czuje się pokonanym poprzez prawdę i miłość do ojczyzny i jej dziejów, gdyż bardzo boleśnie powróciły w ostatnim czasie wypowiedzi, że w Polsce rządzi Konstytucja, a nie Ewangelia, że Konstytucja ma iść przed Ewangelią”.
Przepraszam, czy ja się przesłyszałem? „Boleśnie powróciły wypowiedzi, że w Polsce rządzi Konstytucja, a nie Ewangelia”?
Księże arcybiskupie, jak to powróciły? Czy dobrze rozumiem, że ksiądz uważa, że w Polsce Ewangelia ma mieć prymat nad Konstytucją? Nie, ja bardzo proszę, przywróćmy właściwe proporcje.
Wypowiedź księdza arcybiskupa z Jasnej Góry to nie tylko absurdalna pomyłka. To także nieprawdopodobny skandal i bezczelność.
Oto w dwudziestym pierwszym wieku w świeckim państwie związany jego prawami obywatel tego państwa, przypadkiem biskup katolicki, ośmiela się podważać hierarchię źródeł prawa. W niezwykle trudnym dla państwa okresie, gdy Konstytucję łamie mający stać na jej straży prezydent, polski biskup katolicki, obywatel Rzeczypospolitej, wykorzystując swoją pozycję do wywierania wpływu na zebrany tłum wierzących, otwarcie kwestionuje to, że Konstytucja jest najwyższym źródłem prawa w Polsce. A przypomnę – taka właśnie jest hierarchia owych źródeł: Konstytucja – umowy międzynarodowe – ustawy. Nie widzę nigdzie w tych źródłach Pisma Świętego czy to Starego, czy Nowego Testamentu.
Katolicki arcybiskup najwyraźniej nie rozumie, że jednostką organizacyjną, w której żyje, i której jest obywatelem, i której prawu podlega, jest po pierwsze państwo jako wspólnota obywateli, a dopiero potem Kościół jako wspólnota wiernych. I nie rozumie, że także on ma obowiązek stawiać konstytucję i prawa świeckiego państwa ponad wyznawaną przez siebie religię, ponieważ w polskim prawie nie zapisano prymatu prawa kościelnego czy prawa naturalnego nad prawem stanowionym.
Ach, zapewne ma ksiądz arcybiskup w pamięci dyrektywę z "Konstytucji Kościoła Katolickiego” (2242), która brzmi: "Obywatel nie jest zobowiązany w sumieniu do przestrzegania zarządzeń władz cywilnych, jeśli są one sprzeczne z wymaganiami porządku moralnego, z podstawowymi prawami osób lub wskazaniami Ewangelii”?
Tak, to prawda, istnieje taka dyrektywa, która po prostu urąga praworządności każdego państwa, w którym Kościół jest obecny jako osobowość prawna.
Ale pamiętajmy, mówimy o słowach księdza, który kiedyś stwierdził, że „rozdział spraw Kościoła od narodu i państwa jest niemożliwy”. Zaraz, zaraz, księże biskupie. To przez ostatnich 30 lat, więcej, sto lat, ba, zaryzykuję, że nawet od Konstytucji 3 Maja, rządziła Ewangelia, a teraz nagle, za rządów konserwatywnej, katolickiej prawicy, świeckie państwo nieśmiało wyjrzało zza winkla i wyszeptało "przepraszam, to ja tu rządzę"?
Księże biskupie, wyznaję miłość do Ojczyzny i jej dziejów, do tego miłuję prawdę i jakoś nie przypominam sobie, by od 1794 r - a i wcześniej podobnie - jakikolwiek papież rzymski był królem Polski, albo wymogiem do bycia posłem na Sejm było kapłaństwo.
Przypomnę księdzu, do kogo należy w Polsce władza. Otóż według art. 4.1 ustawy zasadniczej "władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu". Naród zaś – to wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, w tym również nie-katolicy, których losem Ewangelia nie ma prawa rządzić w jakikolwiek sposób. Dalej, czas na art. 8.1.: "Konstytucja jest najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej".
Koniec. A nie, jeszcze art. 10, w którym wymienione jest, kto ma prawo tworzyć prawo w Polsce. Otóż tworzą je (sami związani prawem) przedstawiciele narodu, czyli Sejm i Senat, a nie katolicki bóg i ludzie, którzy mianowali się jego ziemskimi przedstawicielami.
A jakby tego było mało – stosunki RP z Kościołem określa konkordat. A w pierwszym przepisie konkordatu z 1993 r. stoi, że Rzeczpospolita Polska i Kościół katolicki są – każde w swojej dziedzinie – niezależne i autonomiczne. Dziedziną Kościoła, z tego, co mi wiadomo, jest sprawowanie kultu religijnego, a nie stanowienie prawa w państwie.
Tak, księże arcybiskupie. W Polsce rządzi jeszcze – katolik powiedziałby „Bogu dzięki” – Konstytucja. Choć władza robi wszystko, by zamiast Ustawy Zasadniczej rządziło ustawowe bezprawie, ta Konstytucja wciąż trwa.
I w jej myśl Ewangelia rządzić w Polsce nie ma prawa. Rzeczpospolita Polska jest bowiem dobrem wspólnym wszystkich obywateli, nie tylko katolików.