Wynik wyborów w USA to policzek dla Trumpa. I instrukcja dla polskiej opozycji, co robić
Wstępne wyniki wyborów do Kongresu USA wskazują, że czas, gdy Donald Trump mógł przepchnąć każdy swój pomysł, właśnie się skończył. Dla Polaków kluczowe jednak jest, dlaczego tak się stało.
Demokraci odbili z rąk Republikanów niższą izbę Kongresu USA – Izbę Reprezentantów. Izba wyższa - Senat – według wstępnych wyników tzw. midterm elections, czyli wyborów odbywających się w połowie kadencji prezydenta – pozostała w rękach Republikanów.
Prezydent USA ma potężne uprawnienia. Większość inicjatyw ustawodawczych w amerykańskim systemie politycznym pochodzi w praktyce od administracji prezydenta. Jednak wymagają one zatwierdzenia przez obie izby Kongresu. Izba Reprezentantów kontroluje też budżet. To A to oznacza, że opozycja w USA uzyskała możliwość skutecznego blokowania pomysłów prezydenta Donalda Trumpa oraz szansę na skuteczniejsze niż do tej pory forsowanie własnych inicjatyw (choć zapewne większość z nich odrzuci Senat). Czyli wywalczyła coś, za co opozycja w Polsce zrobiłaby prawie wszystko.
Prawie, bo na razie nic nie wskazuje, by potrafiła zrobić to, co dało amerykańskim Demokratom sukces.
Wśród zwycięzców walki o fotele w Izbie Reprezentantów są między innymi:
- urodzony w Polsce Amerykanin Tom Malinowski. Pochodzący ze Słupska mężczyzna jako sześciolatek wyemigrował do USA wraz z mamą, która wyszła za Amerykanina. Malinowski zrobił karierę w dyplomacji za czasów Baracka Obamy. W wyborach odbił 7. dystrykt New Jersey z rąk Republikanów – pierwszy raz od 1981 r.
- czarnoskóry Antonio Delgado, były raper, który pokonał republikańskiego konkurenta w dystrykcie 19. Nowego Jorku, który w ostatnich latach przechodził z rąk do rąk – w 2008 i 2012 r. wygrał tam Obama, ale ostatnio zwycięzcą okazał się tu Donald Trump.
- 28-letnia Alexandria Ocasio-Cortez, do niedawna barmanka. Mogąca się pochwalić portorykańskimi korzeniami Ocasio-Cortez będzie najmłodszą kobietą w Kongresie. Nie należy do liberalnego establishmentu, jej poglądy są lewicowe nawet jak na Partię Demokratyczną. Nie boi się być nazywana socjalistką – a trzeba wiedzieć, że słowo "socjalizm” do niedawna uchodziło w USA za wyklęte do tego stopnia, że nawet dziś progresywni politycy nazywają się tam "demokratycznymi socjalistami", żeby nikt ich przypadkiem nie uznał za wierzących w totalitaryzm komunistów.
- 37-letnia Ilhan Omar, pierwsza kobieta-kongreswoman z Minnesoty, pierwsza, która w Kongresie będzie nosić hidżab, pierwsza uchodźczyni (z Somalii), która została wybrana do Kongresu. Wraz z 42-letnią Raszidą Tlaib będą pierwszymi muzułmankami wybranymi do amerykańskiego parlamentu.
- Deb Haaland i Sharice Davids, pierwsze rdzenne Amerykanki wybrane do Kongresu. Sharice Davids jest też pierwszą wyoutowaną osobą LGBT, która została wybrana w stanie Kansas.
Z osób, które wymieniłem, jedynie Tom Malinowski jest białym mężczyzną. Tyle, że do tego jest znanym ze swojego nieprzejednania w kwestii przestrzegania praw człowieka imigrantem z wówczas komunistycznego kraju.
To na takich ludzi otworzyła się liberalna Partia Demokratyczna. Na mniejszości etniczne i seksualne, na młodych, na kobiety, na osoby o innym niż biały kolorze skóry, na imigrantów, na rdzennych Amerykanów, na ludzi uboższych, na osoby innego niż chrześcijańskie wyznania. Poczesne miejsce w tak zwanej Blue Wave – niebieskiej fali świeżych twarzy Demokratów (niebieski to tradycyjny kolor partii), zajęli progresywiści – politycy, dla których liczyły się przede wszystkim sprawy społeczne: ochrona zdrowia, prawa mniejszości, prawa człowieka, równość płci, zakaz dyskryminacji ze względu na kolor skóry czy orientację seksualną.
Innymi słowy tradycyjnie liberalna partia wzmocniła swoje lewe skrzydło, zagospodarowując autentyczny entuzjazm, determinację, oraz złość i wolę zmian, które w najbardziej liberalno-lewicowych wyborcach i aktywistach wyzwoliła prawicowo-populistyczna prezydentura Donalda Trumpa.
Wstępnie szacowana dziewięcioprocentowa przewaga Demokratów w tzw. popular vote – czyli w porównaniu sum wszystkich głosów oddanych na daną partię – to żółta kartka dla obecnego lokatora Białego Domu. Impeachmentu raczej nie będzie – do tego Demokraci musieliby odbić też Senat. Ale rezultat wyborów w USA pokazał ścieżkę wygrywania z politykami populistycznymi w typie Trumpa, Viktora Orbana czy Jarosława Kaczyńskiego. Ścieżka ta, droga polska lewico i drodzy polscy liberałowie i drodzy polscy ludowcy, nazywa się "razem", a nie "osobno".