W okrutnej rzezi dzików niby chodzi o epidemię ASF. A naprawdę o coś zupełnie innego
Masowej rzezi dzików chce ministerstwo środowiska i rolnicy. Tłumaczą to ochroną domowych świń przed zarazą ASF, ale dzik to nie jedyny winowajca. A jeśli masakrze na taką skalę przeciwni są nawet myśliwi, to znaczy, że chodzi tu o coś zupełnie innego.
Nie, nie chodzi o pieniądze, choć te też są w grze. Ale po kolei.
W święta do kół łowieckich przyszedł SMS o potrzebie organizacji wielkoobszarowych polowań na dziki. Powód? Ministerstwo Środowiska twierdzi, że to wszystko po to, żeby zatrzymać przesuwanie się na zachód wirusa afrykańskiego pomoru świń, który przyszedł do nas zza wschodniej granicy. Na ten pomysł nie wpadli myśliwi, ale Główny Lekarz Weterynarii, a Polski Związek Łowiecki nie był przeciw.
Z planów rządu na pewno ucieszyli się rolnicy. "Sławomir Izdebski, szef związku zawodowego rolników indywidualnych proponował użycie do polowań dronów z kamerami termowizyjnymi” – pisał nasz reporter Tomasz Molga. To zrozumiałe, że rolnicy nie chcą, by dziki niszczyły im zasiewy, a w ciągu ostatnich pięciu lat musieli wybić ogromną część swoich trzód, żeby ograniczyć rozprzestrzenianie się ASF. Chodzi zatem zdecydowanie o pieniądze. I głosy elektoratu, o który PiS walczy z PSL.
Tyle, że jest pewien problem. A nawet trzy problemy.
WIELKIE POLOWANIA ZACHWIEJĄ RÓWNOWAGĄ W PRZYRODZIE
Problem pierwszy: już do 30 listopada ubiegłego roku 126 tysięcy polskich myśliwych wykonało 90,7 proc. założonego rocznego planu strzelania do dzików, co się przekłada na około 168 tys. zabitych zwierząt. Kolejne, wielkie strzelanie nie ma nic wspólnego z kontrolą populacji, a więcej z trzebieniem gatunku i zachwiania równowagi i tak niszczonego przez człowieka ekosystemu. OkoPress cytuje Paulinę Marzęcką, rzeczniczkę prasową PZŁ, według której do końca lutego 2019 roku myśliwi mogą zabić "maksymalnie 210 tysięcy dzików". W TOK FM z kolei Marzęcka mówiła o planie opiewającym na 185 tys. dzików.
A ile jest dzików w Polsce obecnie? W styczniu 2018 r. było ich około 229 tysięcy. Resztę policzcie sobie sami.
"Mój" Facebook – nie da się ukryć: miejsko-liberalna bańka – zawrzał z oburzenia. Ludzie publikują zdjęcia profilowe z motywem dzika, apelują o podpisywanie petycji przeciwko polowaniom. Poparło ją już ponad trzysta tysięcy ludzi. Zaangażowała się fundacja Viva, protestuje aktor Marcin Dorociński, który nazwał pomysł rządu haniebnym i okrutnym. Na wręczeniu Paszportów "Polityki" jedna z artystek, Diana Lelonek, wprowadziła na scenę swoją koleżankę w stroju dzika. Tygodnik opublikował ich zdjęcie na Twitterze z wyraźnym sprzeciwem wobec polowań.
Tymczasem po drugiej stronie bańki, czyli na forach rolniczych, zrzeszających – co oczywiste – osoby z mniejszych miast i wsi, kipi od kpin z durnych "miastowych", którzy płaczą nad biednym małym dziczkiem, za to mają gdzieś małą świnkę, a w efekcie nie zjedzą ani pasztetu z dzika, ani szyneczki ze świnki, bo jednego i drugiego nie będzie.
Problem drugi – problem i rządu, i rolników – tkwi jednak w tym, że nie tylko dziki przenoszą ASF. Przypomnijmy: do 3 grudnia ubiegłego roku potwierdzono 2232 przypadków ASF u dzików. Za rozprzestrzenianie wirusa odpowiedzialni są też sami… rolnicy – na przykład, gdy nie przestrzegają reguł sanitarnych we własnych gospodarstwach. Co więcej, do Polski wciąż importowana jest – bez kontroli – wieprzowina z… Litwy. Tak, z kierunku, z którego przychodzi do Polski groźny dla dzików i świń wirus.
Problem trzeci ma samo ministerstwo. Otóż przeciw planom wyrzynania dzików zaprotestowali… myśliwi.
MYŚLIWI NIE CHCĄ MASOWEGO MORDU DZIKÓW
Miałem zacząć ten tekst tak: w dniach 12-13, 19-20 i 26-27 stycznia 2019 r. lepiej nie idźcie do lasu – możecie tam spotkać mężczyzn (głównie) ze strzelbami, psy i nagonkę. I przerażone zwierzęta lub to, co z nich zostanie. Tymczasem wygląda na to, że wcale tak być nie musi.
Przeciwko strzelaniu do dziczych samic w ciąży zaprotestowała, przypominając odpowiednie przepisy, Diana Piotrowska, rzeczniczka Polskiego Związku Łowieckiego, przypominając, że strzelanie do loch na 11-12 dni przed porodem i 48h po nim jest przestępstwem (swoją drogą to, że już 48 godzin po porodzie można pruć kulami do młodej dziczej matki, jest przerażający). "To nie ma być odstrzał, to nie ma być pozyskanie, to nie ma być redukcja populacji, to ma być masakra" - ocenił pomysł resortu środowiska Marek Porczak, członek Koła Łowieckiego Ostoja w Jarosławiu (apel opublikował na Facebooku jego syn Bartłomiej).
A Urszula Pasławska, wiceprezes PSL i szefowa Klubu Polskich Dian, czyli zrzeszenia kobiet-myśliwych, w TOK FM mówiła wprost: "Nie ma zgody wśród myśliwych na eksterminację tego gatunku. Ale przede wszystkim oburzenie budzi fakt kuszenia myśliwych srebrnikami, strzelania do prośnych loch czy loch prowadzących (warchlaki). U etycznych myśliwych, którzy wiedzą, czym jest łowiectwo i ochrona przyrody, nie ma zgody na takie zachowanie" – podkreślała.
Jako zdecydowany przeciwnik strzelania do zwierząt w jakimkolwiek innym celu niż zdobycie pożywienia, nie jestem - tak, ja, mięsożerca - pewien, czy ktoś taki jak "etyczny myśliwy" w moim rozumieniu w ogóle istnieje. Bliższy ideału etycznego myśliwego jest jednak z pewnością ktoś, kto poluje zgodnie z prawem, w ramach limitów, a następnie zabite zwierzę wykorzystuje do przygotowania posiłku, a nie morderca strzelający do zwierzaków dla "sportu" i okupionej cierpieniem i śmiercią zwierzaka adrenaliny. Ale wróćmy do słowa "etyka", bo ono tu jest kluczem.
JEST 2019 r. NIE MOŻEMY MYŚLEĆ O ZWIERZĘTACH JAK O RZECZACH
W sporze o dziki nie chodzi o ASF, o straty rolników, o żądzę mordu katów udających myśliwych, o oburzenie "młodych wykształconych, z wielkich miast", co życia nie znają i wstawiają profilową fotkę z dzikiem. Chodzi o to, że mamy – od osiemnastu lat – dwudziesty pierwszy wiek, a nadal nie potrafimy zrozumieć, że biblijne "czyńcie sobie ziemię poddaną", którym to passusem usprawiedliwiał polowania i wycinki drzew były minister środowiska Jan Szyszko, to idea, której miejsce jest na śmietniku.
W 2019 roku nie możemy – my, ludzie – myśleć o Ziemi i jej zasobach jako o czymś, co jest dane na zawsze i brać z ich, ile nam się żywnie podoba. Nie możemy traktować zwierząt dzikich i oswojonych jako naszej własności, z którą możemy zrobić wszystko, w tym zabić w mniej lub bardziej okrutny sposób. Naprawdę źle to świadczy o polskim państwie, jeśli jedynym sposobem tego państwa na ograniczenie epidemii jest wybijanie zwierząt. W 2019 roku musimy zrozumieć, że za wszystkie szkody, które wyrządzimy przyrodzie, zapłacimy rachunek. Nie, my go już płacimy.
Bój o życie dzików to walka nowego ze starym. To kolejna odsłona sporu o to, czy uważamy się za panów i władców Ziemi, czy za jej mieszkańców. Jednych z wielu.