Tomasz Wróblewski: Konfederacja plebsu wdziera się do narodowych parlamentów
Kpili, straszyli nawrotem wojen i dyktatur, pukali się w głowę, ale ta bezrefleksyjna masa rosła, rośnie i głosuje. To już nie flash mob - to ruch społeczny. Konfederacja plebsu wdziera się do narodowych parlamentów, sięga po Biały Dom, wystawia na test europejską lojalność ogłaszając kolejne referenda. Brytyjczycy, Węgrzy i nawet Polacy myślą o głosowaniu nad wpuszczaniem imigrantów do swoich kraju. Obowiązkowe kwoty imigrantów? Ludzie, rozejrzyjcie się wokół. Na granicy Grecji z Macedonią trwa już regularna wojna. Calais wygląda jak meksykańskie shanty town. Ateny za chwilę będą przypominały Liban - pisze Tomasz Wróblewski dla WP.
Nazwijcie ich jak chcecie. Prostakami, miernotami, niech będzie, że to prymityw podnosi głowę. Zawistny i nienawistny motłoch wyziera wszędzie od Portland przez Londyn po Budapeszt i Warszawę. Plebs Kaczyńskiego, eurofoby Camerona, nacjonaliści Orbana i obłąkańcy Trumpa. Jeszcze rok temu sądzono, że to jakiś żart, happening. Nieszkodliwy flash mob. Krzykną, tupną, zabłysną w wyborach, a potem dadzą się uwieść uznanym autorytetom, piewcom niedomówień i wyznawcom trzeciej drogi. Nie oni pierwsi i nie ostatni. Zwykle wystarczyło przypiąć im kilka psychologizujących łatek - prostych ludzi szukających prostych odpowiedzi na złożone problemy świata; zagubionych w XX lub XXI wieku, nienadążających za procesem transformacji. Ośmieszyć, odciąć od mediów, zawstydzić i zadeptać protekcjonalną narracją.
Absolwentom najlepszych uczelni, bywalcom ambasadorskich koktajli i gali na własną cześć, ludziom przesiąkniętym atmosferą "ever closer union", w głowie się nie mieści powierzanie losu Europy rozchwianym emocjonalnie politycznym rozrabiakom. Wszystkim siorbiącym swoje narodowe piwa i owijającym się w historyczne flagi. Wcześniejsze rebelie Francuzów czy Holendrów, którzy w referendum sprzeciwili się konstytucji UE, po prostu zlekceważono. Kiedy w 2008 roku Irlandia odrzuciła Traktat Lizboński, kazano "tępakom" jeszcze raz powtarzać głosowanie. Po doświadczeniach greckiego referendum, unijne autorytety zaczęły zachodzić w głowę, czy nie czas już skończyć z tą populistyczną hucpą. Uwolnić Brukselę od szantażu motłochu i tych irytujących wolnych wyborów. Jeszcze rok temu poważnie rozważano wytyczanie sztywnych ram narodowym rządom, tak żeby budżety i podatki były akceptowane przez unijnych komisarzy niezależnych od głosów wyborców.
Kpili, straszyli nawrotem wojen i dyktatur, pukali się w głowę, ale ta bezrefleksyjna masa rosła, rośnie i głosuje. To już nie flash mob - to ruch społeczny. Konfederacja plebsu wdziera się do narodowych parlamentów, sięga po Biały Dom, wystawia na test europejską lojalność ogłaszając kolejne referenda. Brytyjczycy, Węgrzy i nawet Polacy myślą o głosowaniu nad wpuszczaniem imigrantów do swoich kraju. Obowiązkowe kwoty imigrantów? Ludzie, rozejrzyjcie się wokół. Na granicy Grecji z Macedonią trwa już regularna wojna. Calais wygląda jak meksykańskie shanty town. Ateny za chwilę będą przypominały Liban. Unijny nadzór nad polską demokracją, Trybunał Konstytucyjny zagrożeniem dla europejskiej praworządność? Czy my czytamy te same gazety? Prostaczki od Paryża po Sztokholm wolałyby porozmawiać o odpowiedzialności za napady imigrantów na kobiety, o ruinie przygranicznych miast i campingach w parkach.
Brukselskie pięknoduchy bronią świata który już sami pogrzebali. Ciężko zapracowali na kryzys zaufania, ale uczą się powoli. Zdegustowani ludycznym patriotyzmem, ideowym zacietrzewieniem, mogą godzinami rozprawiać o swoich krzywdach, utraconych posadach, zniewolonych mediach czy koniach pozbawionych ulubionego hodowcy, co tak pięknie pozwalał mądrym ludziom zarobić. Oburza ich historia, że taka zrobiła się niełaskawa dla Wałęsy, oburzają się, gdy zmiany postępują za szybko i kiedy postępują za wolno. Bronią wolnych mediów, ale nie bronią podsłuchiwanych dziennikarzy. Załamują ręce nad rozpadem służby cywilnej, ale co zrobili z urzędowym kumoterstwem i nepotyzmem?
Z miesiąca na miesiąc trudniej będzie bronić intelektualnej twierdzy niedorzeczności. Narastająca fala migracji, rosyjska agresja od Syrii po Ukrainę i kolejna runda upadłości państw południa coraz szybciej będą odsłaniać jałowość tych wszystkich tęgich euro-umysłów i ich szczytów ostatniej szansy.
Nazywajcie to jak chcecie - wyborczym zamachem, zemstą plebsu, ale oni idą po was i to idą ze wszystkich stron. Z tą swoją nieokrzesaną energią, bez tolerancji dla kłamstwa, które miało być wyższą koniecznością. Bez zrozumienia dla trudnej doli bankierów i ich szwajcarskich kredytów. Bez litości dla ekologicznej troski, rujnującej ich życie. Nadciągają. Umęczeni protekcjonalnym traktowaniem, relatywizowaniem każdego świństwa, pouczaniem jak na czarne mówić białe, na białe czarne a na dyktaturę elit - demokracja. Nie trawią świata, gdzie słowa "mama" i "tata" są politycznie niepoprawne. Gdzie Europa jest projektem a nie historią narodów, a wstyd za własny naród ma być wartością wyższą niż duma i patriotyzm. I wiecie co... ten plebs ani myśli rozumieć, dlaczego jeszcze raz miałby wam coś wybaczać.
Tomasz Wróblewski dla Wirtualnej Polski