Tomasz Janik: Uchwała Sądu Najwyższego, czyli wojna o sądy wchodzi na wyższy poziom
Sąd Najwyższy stwierdził wczoraj, że sędziowie, w których nominacji brała udział nowa, upolityczniona, Krajowa Rada Sądownictwa, mogą być nieuprawnieni do orzekania, jednak wyroki wydane przez nich do tej pory są ważne. To salomonowe i niezwykle mądre rozstrzygnięcie, jest jak wygrana bitwa, która podczas długiej i wyniszczającej wojny daje nadzieję na ostateczne zwycięstwo - pisze prawnik Tomasz Janik.
Nie pomogły najróżniejsze wybiegi okołoprawne mające na celu powstrzymanie Sądu Najwyższego przed podjęciem wczorajszej uchwały. Nic nie dały ani wydumane spory kompetencyjne, ani zawieszanie przepisów ustawy o Sądzie Najwyższym, ani prośby o odroczenie posiedzenia formułowane przez Rzecznika Praw Dziecka, zatroskanego rzekomo o los dzieci, które będą narażone na powtórne procesy i traumy, jeżeli SN stwierdzi, że należy powtórzyć procesy z ich udziałem.
Władza miała jeszcze pod ręką kilka trików i dziwię się, że z nich nie skorzystała. Może prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych mógł zakazać sędziom orzekania, bo podczas posiedzenia będą przetwarzane dane osobowe (nazwiska sędziów i protokolanta)? A może wystarczyło, aby państwowa elektrownia po prostu odcięła sędziom prąd?
Ale sztuczki prawne nie są prawem. Nie udało się zatrzymać tego, co nieuniknione i w końcu Sąd Najwyższy zabrał głos na temat bałaganu, który powstał w wymiarze sprawiedliwości. Dobrze, że Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego, powodowana troską o bezpieczeństwo prawne obywateli, skierowała pytanie do połączonych trzech "starych" izb SN. Nie może przecież być tak, że podsądny, wychodząc z sądu z korzystnym dla siebie wyrokiem nie jest pewny, czy został on legalnie wydany i czy ktoś go w przyszłości nie podważy.
Wczorajsza uchwała nie jest wcale tak jednoznaczna, jak przedstawiają ją media i absolutnie nie wyłącza automatycznie sędziów, w których nominacji brała udział neoKRS, od orzekania. Niemniej, jej ciężar gatunkowy jest ogromny - odtąd każdy, kto będzie miał uzasadnione wątpliwości co do bezstronności takiego sędziego, będzie miał w ręku potężny oręż w postaci tego dokumentu, a wpisanie uchwały do księgi zasad prawnych oznacza, że muszą ją stosować wszystkie sądy powszechne w kraju.
Zobacz także: Michał Kamiński zdumiony decyzją prezes TK Julii Przyłębskiej
Nie będą już potrzebne wycieczki do Kancelarii Sejmu, takie jak sędziego Juszczyszyna, w celu oglądania list poparcia do KRS aby ustalić, czy sędziowie zostali do niej zgodnie z (i tak ułomną) ustawą wybrani. Zresztą, ten najbardziej tajny i najlepiej strzeżony dokument w Polsce i tak ujrzy kiedyś światło dzienne. Dalsze działania neoKRS w procedurze wyłaniania sędziów będą zatem nie tylko bezcelowe ale i niezwykle szkodliwe, a sama Rada będzie współodpowiedzialna za pogłębianie się zamętu prawnego.
Zdaniem Ministerstwa Sprawiedliwości, jak można było przewidywać, uchwała SN nie wywołuje żadnych skutków prawnych. Moim zdaniem to opinia Ministerstwa nie wywołuje żadnych skutków prawnych. Wymiar sprawiedliwości, zgodnie z polską Konstytucją, sprawują sądy, a nie Sejm czy prezydent. Jeśli ktoś widzi tutaj pole do sporu kompetencyjnego (co miałoby skutkować brakiem możliwości orzekania przez SN) niech napisze o tym doktorat - nagroda w branżowych czasopismach prawniczych murowana.
Nastąpią oczywiście próby zrzucenia winy za ten rozgardiasz na sędziów, to jednak nie oni uchwalili sprzeczną z prawem ustawę o KRS. Bałagan zafundowali nam politycy Zjednoczonej Prawicy razem z prezydentem Andrzejem Dudą i to oni powinni nas od tego uwolnić. Sąd Najwyższy jedynie zdiagnozował problem i udzielił odpowiedzi na pytania z nim związane. Słusznie sędzia Włodzimierz Wróbel stwierdził, że Sąd Najwyższy nie jest w stanie powstrzymać chaosu prawnego, który ma miejsce, ponieważ od tego jest ustawodawca. Może jednak – w ramach swoich kompetencji – chociaż łagodzić skutki tego, co wyczynia władza.
Warto pamiętać, że i bez stanowiska Sądu Najwyższego już wcześniej orzeczenia (?) Izby Dyscyplinarnej SN nie były przez niektórych podsądnych honorowane, tak jak nie było uznawane nawet samo jej istnienie (swojego "odwieszenia" przez ID SN nie uznał choćby sędzia Juszczyszyn, który wrócił do orzekania po prostu po upływie okresu zawieszenia, a nie z uwagi na orzeczenie tej izby). Już zresztą trwa "festiwal" podważania rozstrzygnięć Izby Dyscyplinarnej, która, nie będąc przecież sądem, nie ma prawa nikogo osądzać.
To niezwykle wymowne, że w czasie, gdy Sąd Najwyższy podejmował uchwałę, Sejm przegłosował tzw. ustawę kagańcową. Co do niej jestem jednak dziwnie spokojny, bo wiem, że jej funkcjonowania nie da się pogodzić z członkostwem Polski w Unii Europejskiej, a trudno mi sobie wyobrazić wyjście naszego państwa ze Wspólnoty, nie mówiąc o wyrzuceniu nas z niej. Realniejszym scenariuszem są raczej kolejne wyroki TSUE, być może też zawieszenie Izby Dyscyplinarnej SN przez Trybunał, stwierdzenie wprost nielegalności KRS oraz oczywiście uchylenie haniebnej ustawy represyjnej.
To od dawna nie jest już zwykły spór o kształt polskiego wymiaru sprawiedliwości, to niestety zaczyna przypominać regularną wojnę. Być może jej ofiarami padną także sędziowie SN za to, że mieli odwagę orzec nie po myśli władzy. W normalnych czasach odwaga jest nagradzana, ale dzisiaj wszystko jest przecież "na odwrót". Pięćdziesiąt dziewięć postępowań dyscyplinarnych wobec sędziów Sądu Najwyższego? A dlaczego nie? Papier wszystko przyjmie.
Obecnie, w drugiej kadencji rządów PiS, środowiska prawnicze walczące o praworządność są jeszcze bardziej zdeterminowane i jeszcze lepiej zorganizowane. Obrońcy demokracji okrzepli, a takie dni jak wczorajszy są niezwykle ważne - dają wiarę, nadzieję i poczucie, że walka ma sens. Nie mam wątpliwości, że praworządność wygra, choć cena zwycięstwa już jest wysoka, a będzie niestety znacznie, znacznie wyższa.
Tomasz Janik - adwokat, członek Pomorskiej Izby Adwokackiej w Gdańsku, doktorant Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego. Prowadzi kancelarię adwokacką w Gdyni.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.