Kamieniołomy. Znój, trzask bicza i krzyki. Najazd kamery na grupkę wychudzonych dzieci. Ich ciężkie kajdany wolno suną po piachu. Publiczność płacze.
Dodajmy do tego jeszcze ponure krajobrazy (puste, nagie pola pod ciężkimi chmurami, wieczny listopad) i jakiś palący problem – choćby wielokulturowość. I już. To mój przepis na najnowszą wersję "Dzieci z Bullerbyn".