Swastyki w Warszawie i śpiewający De Mono aktor-"nazista". Na Placu Piłsudskiego coś poszło nie tak
Byliśmy tam i przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Swastyki w centrum stolicy zrównanej z ziemią przez Niemców, ckliwe piosenki w trakcie wyświetlania filmu z najazdu nazistów na Polskę. W widowisku "Wolność we krwi" zorganizowanym na Placu Piłsudskiego coś poszło nie tak.
Miało być nowocześnie, "świeżo", z mrugnięciem do młodych. Wyszło co najmniej kontrowersyjnie. A tak naprawdę - po prostu słabo. "Twórcy na siłę starali się być fajni, a wyszło fatalnie" - skomentował widowisko "Wolność we krwi" dziennikarz "Faktu" Mikołaj Wójcik. Nie był to odosobniony głos.
Plac Piłsudskiego 15 sierpnia o 20:30 zapełniły tysiące ludzi. Turyści, przyjezdni, mieszkańcy Warszawy - wszyscy oni zebrali się w centralnym punkcie stolicy, by obejrzeć multimedialny spektakl przygotowany pod auspicjami Narodowego Banku Polskiego. Wydarzenie zwieńczyło obchody Święta Wojska Polskiego i 98. rocznicy Bitwy Warszawskiej 1920 roku. Spektakl wyświetlono w 16 miastach Polski podczas patriotycznych pikników, choć zdecydowanie największe wrażenie robił wtedy, gdy oglądało się go na miejscu.
Była VIP-owska trybuna, wydarzenie rozpoczęło się wystąpieniem prezydenta. Pojawili się politycy, celebryci, żołnierze.
"Akcja widowiska Wolność we krwi skupia się wokół losów zwykłej polskiej rodziny, ukazanych w kontekście wybranych wydarzeń historycznych i
ekonomicznych z lat 1918-2018. Pragnienie wolności, walka, marzenia o niepodległej Polsce, praca, zmysł przedsiębiorczy Polaków - to tylko niektóre elementy scenariusza. W tle miłość, rodzina, tragedie nieodłącznie związane z pragnieniem normalnego życia w wolnej Polsce. To wszystko przeżywają bohaterowie widowiska" - zapowiadali spektakl przedstawiciele Narodowego Banku Polskiego.
"Włączamy niskie ceny..."
Pomysł był świetny. W nieoczywisty, oryginalny sposób pokazać tragiczne polskie losy i to, jak bardzo nie chcieliśmy się poddać okupantom. Jak bardzo, jako Polacy, chcieliśmy i chcemy być wolni.
Efekty specjalne, multimedialność, umiejętności aktorskie, opowieść narratora - to wszystko było na najwyższym poziomie.
Niestety, twórcy przedobrzyli. Chwytające za serce sceny przeplatano ckliwymi (w większości) piosenkami znanych celebrytów, jak Ewelina Lisowska (którą trudno, przy całym szacunku, nazwać artystką). Gdy aktorka Katarzyna Dereń (skądinąd świetna) w czasie spektaklu zaczęła śpiewać utwór "W stronę słońca" - a w tle, na wielkich ekranach, mieliśmy pokazane zniszczone i opanowane przez okupantów polskie ulice - na twarzach widzów na Placu Piłsudskiego pojawiła się konsternacja. Zapewne wielu z nich miało przed oczami reklamę popularnej sieci sprzedającej sprzęt elektroniczny, a w uszach dudniało nie do zniesienia hasło: "Włączamy niskie ceny"...
Sprzeciw zespołu
Śpiewano także inne utwory - pod względem muzycznym znacznie lepsze - ale nijak niepasujące do historii ukazanej w widowisku. "Utwór Myslovitz "Długość dźwięku samotności" w tym kontekście (młody żołnierz na barykadzie w 1939 r.) brzmi idiotycznie. Ale dopiero piosenka De Mono "Moje miasto nocą" jako obraz okupacyjnej Warszawy wyczerpał moją cierpliwość (...). Twórcy na siłę starali się być fajni, a wyszło fatalnie" - napisał dziennikarz Mikołaj Wójcik.
Myslovitz nie zgodzili się na odtworzenie ich hitowego utworu. - Żaden z członków zespołu nie wyraził zgody na umieszczenie piosenki w tym widowisku - poinformowali muzycy.
Nikt ich nie posłuchał. A - jak się okazało - to oni mieli rację.
"Swastyka? Chyba kogoś pogięło"
Wielkie kontrowersje wzbudziły swastyki, które pojawiły się podczas widowiska na Placu Piłsudskiego. Wielkich rozmiarów symbole nazistów zostały wyświetlone na gigantycznych ekranach, na kamienicy obok Placu, wywieszone na scenie. Robiło to upiorne wrażenie. W tle bombardowana Warszawa. A na scenie - aktor śpiewający po niemiecku... utwór De Mono "Moje miasto mocą".
Ludzie byli tak zaskoczeni tym, co widzą, że niektórzy z nich - zniesmaczeni - zaczęli opuszczać Plac Piłsudskiego. Co się zobaczyło, nie da się odzobaczyć. Wyglądało to naprawdę fatalnie, wręcz żenująco.
"Swastyki w centrum miasta w ramach "rekonstrukcji" i rozrywki na rocznicę Bitwy Warszawskiej i święta Wojska Polskiego. Chyba kogoś pogięło" - skomentował kandydat na prezydenta Warszawy Jan Śpiewak.
Emocjonalny wpis na ten temat zamieścił Jarosław Marciniak z KOD, a jego post na FB udostępniono kilka tysięcy razy. Zrobiła to między innymi Krystyna Janda. "To nie jest fotomontaż? Bo nie wierzę" - napisała wzburzona aktorka.
"Rzecz, która mnie najbardziej oburzyła, to wyświetlenie hitlerowskiej swastyki na budynku Dowództwa Garnizonu Warszawskiego. To symbol największego koszmaru nie tylko Warszawy, czy Polski, ale całej Europy i Świata (...). Być może gdyby było to potrzebne do artystycznego wyrazu, można by szukać usprawiedliwienia, ja takiego ani wyrazu, ani usprawiedliwienia nie dostrzegłem - stwierdził Marciniak.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Prezydent Andrzej Duda - otwierając wydarzenie - stwierdził, że "Polacy zawsze, niezależnie od okoliczności, dążyli do wolności".
Szkoda, że niektórzy twórcy - chcąc być za wszelką cenę oryginalni - dążą do wolności, ale od myślenia. Nawet, jeśli mają dobre chęci.