Strajk nauczycieli 2019. PiS nie czuje, że przegrywa. "Okrągły stół" ma być nowym otwarciem
Strajk nauczycieli w życzeniowym myśleniu opozycji miał być gwoździem do politycznej trumny PiS przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Tymczasem obóz władzy jest przekonany, że protest w oświacie w żaden sposób nie wpłynie na wyniki majowej elekcji. – Strajk traci impet i poparcie. Ludzie są nim zmęczeni – przyznają politycy.
Myślenie części PiS jest takie: opozycja i media jej sprzyjające bronią nauczycieli, bo ci "walą" we władzę. W przekonaniu wielu nauczyciele nie są popularną grupą zawodową, sympatia do nich jest coraz słabsza, autorytet mają coraz mniejszy, a tak w ogóle to rodzice ich nie lubią.
– Wyborcom tzw. centrum, których jest coraz mniej, a już zwłaszcza liberalnym z przysłowiowego "miasteczka Wilanów", awantura wywołana strajkiem się nie podoba. Nauczyciele nie są w tej grupie traktowani z estymą, ludzie generalnie krzywo patrzą na przywileje nauczycieli: długie wakacje, przywileje socjalne etc. Jeśli ich bronią, to tylko dlatego, że nie znoszą nas – tłumaczy czysto polityczne aspekty protestu polityk PiS.
Patryk Jaki dorzuca z kolei, nawiązując do spotkań z wyborcami "poza rogatkami Warszawy": – Jak ogląda się TVN, oczywiście ma się wrażenie, że wszyscy rodzice i wszystkie dzieci popierają strajkujących. Natomiast rzeczywistość jest trochę inna.
Partia rządząca – o czym pisaliśmy już w WP – regularnie w kampanii zamawia badania dotyczące najważniejszych dziś problemów w Polsce i odnoszące się do konkretnych grup elektoratu. Dla PiS to probierz nastrojów społecznych.
Ugrupowanie bada także reakcje swoich wyborców na określone zjawiska (więcej pisaliśmy o tym tutaj). I z badań tych wychodzi, że elektorat PiS jest zdecydowanie przeciwny strajkowi.
Tak wynika również z badania dla Wirtualnej Polski (więcej tutaj).
Odsetek Polaków popierających strajk maleje, pokazuje to każde ważniejsze badanie na ten temat (vide sondaż Kantar).
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Dlatego PiS – jak słyszymy – nie musi się wobec nauczycieli "uginać". Gra przed wyborami do PE – co nieustannie podkreślają politycy PiS – idzie bowiem przede wszystkim o zmobilizowanie własnych elektoratów, w nieco mniejszym stopniu – o zdemobilizowanie elektoratu przeciwnika.
– Prof. Waldemar Paruch [szef rządowego Centrum Analiz Strategicznych - przyp. red.] lansował tezę, że o wyniku wyborów zdecyduje ok. 10 proc. wahających się – zauważamy w rozmowie z wicepremierem Jarosławem Gowinem na spotkaniu-tweetupie z działaczami Porozumienia. – Moim zdaniem, ten odsetek dziś jest mniejszy. Zbyt dużą mamy dziś polaryzację – uważa minister nauki i szkolnictwa wyższego.
– Strajk nauczycieli nie sprawi, że wyborcy liberalni masowo rzucą się do urn wyborczych – twierdzą rozmówcy z kręgów rządowych. Dlatego PiS – przynajmniej dziś – jest przekonane o tym, iż protest nie wpłynie na wyniki wyborów majowych.
Wicemarszałek Senatu Adam Bielan twierdzi jednak dyplomatycznie: "W strajku nauczycieli nie będzie wygranych - spowodował on silne emocje, które trudno będzie szybko uspokoić".
Polityk Broniarz
Nauczycielom – w przekonaniu partii rządzącej – nie pomaga twarz Sławomira Broniarza, szefa ZNP. – Jego kontrowersyjne, skandaliczne wręcz wypowiedzi, np. o zagrożeniu matur czy promocji uczniów, są fatalnie przyjmowane przez wyborców. Pan Broniarz marzy o tym, żeby Platforma Obywatelska wróciła do władzy – powtarzają politycy obozu rządzącego. – On szkodzi nauczycielom – słyszymy.
Adam Bielan uważa, że "wszystkie poważniejsze decyzje pan Broniarz konsultuje z Grzegorzem Schetyną".
Wicepremier Beata Szydło – liderka negocjacji ze związkami – mówiła z kolei niedawno Wirtualnej Polsce: – Sławomir Broniarz angażuje się w działania opozycyjnych partii politycznych, widzieliśmy go na trybunie wśród liderów KOD-u. W ten sposób wyraźnie, po jednej stronie, wpisuje się w działalność polityczną. W czasie zauważyłam jednak, że inni związkowcy to widzą, sami studzą "wrzutki polityczne" pana Broniarza i kierują rozmowy na tematy merytoryczne. Rozumieją, że ostra retoryka w negocjacjach nie pomaga.
Egzaminy sukcesem rządu
W partii rządzącej uważa się, że myślenie liberalnego, mocno antypisowskiego nawet wyborcy jest proste: w pierwszej kolejności dobro dziecka. Tak jak u każdego rodzica. – Jedynie fanatycy widzą w tym wyłącznie plus walki z PiS-em. Rodzice, również antypisowsko nastawieni, są pragmatyczni – słyszymy.
Dlatego tak ważny dla całego obrazu konfliktu rząd-nauczyciele jest udany proces przeprowadzenia egzaminów w szkołach – we współpracy z dyrektorami szkół i samorządowcami. – Gdyby to się zawaliło, wina spadłaby na nas – przyznaje rozmówca z PiS.
Już Michał Gostkiewicz pisał w WP: "Czy rzeczywiście rządzący mogą pozwolić sobie na narrację: 'a widzicie, nauczyciele, daliśmy radę zrobić egzaminy, pamiętajcie, co wam mówiliśmy: strajkować sobie możecie, ale nie kosztem dzieci?'. Będzie to argument celny. Dla milionów rodziców najważniejsze jest, żeby dzieci zdały egzaminy i dostały się na kolejny szczebel edukacji".
– Ludzie protestem są już zmęczeni – twierdzą politycy PiS.
Dobrze zorientowany w nastrojach w obozie władzy publicysta Piotr Zaremba wskazał już kilka dni temu: "Nauczyciele posuwają się zbyt daleko w braniu dzieci na zakładników. Rodzice i reszta społeczeństwa może wkrótce zareagować, już zresztą reaguje, zmęczeniem czy irytacją".
Takie też jest przekonanie w partii rządzącej.
Cały konflikt w najnowszym "Newsweeku" gorzko podsumowuje prof. Janusz Czapiński, bynajmniej niekojarzony z sympatią do PiS: "Partia rządząca umie liczyć i wie, że kilkaset tysięcy nauczycieli, którzy ich nie lubią i na nich nie zagłosują, to jest ułamek obojętnego politycznie polskiego społeczeństwa, które można przywabić dodatkiem do krów, świń, wszystko jedno czym. Nie opłaca im się ulec nauczycielom, nic by na tym nie zyskali politycznie".
"Nie ma dziś nic pozytywnego"
W partii bardzo spodobał się pomysł zorganizowania "okrągłego stołu" przez premiera Mateusza Morawieckiego, do którego zapraszana jest – oprócz związków nauczycielskich – także opozycja.
– My wyciągamy rękę, Broniarz ją gryzie – mówi polityk PiS.
I powołuje się na badanie, wedle którego 70 proc. respondentów popiera ideę "okrągłego stołu" ws. sytuacji w oświacie.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Poseł PO Cezary Tomczyk w rozmowie z WP tonuje optymizm PiS: – Nauczyciele to jest 700 tys. osób. Ale doliczmy do tego ich rodziny i emerytowanych nauczycieli, o których dziś się nie mówi, a którzy w większości popierają strajkujących. Oni będą zmobilizowani przy wyborach.
Polityk PO zauważa jednak, że strajk znacząco faktycznie nie wpłynie na wybory. – Stosunek do protestu dzieli się na pół, tak jak dziś Polska dzieli się na połowę - propisowską i antypisowską – stwierdza nasz rozmówca.
Inny dodaje, że PiS straci jeszcze na czymś: na Świętach Wielkanocnych. – Rodziny będą przy stołach rozmawiać o strajku. Czymś negatywnym dla władzy. Do tego dochodzi jeszcze OFE. Nie ma nic pozytywnego, czym rząd może się dziś pochwalić – stwierdza na chłodno polityk opozycji.
Póki co – twierdzi opozycja i bliscy jej komentatorzy – rząd gra na przeczekanie. I liczy – to już stanowisko rządu – na pozytywny efekt "okrągłego stołu".
Zobacz także: Strajk nauczycieli. Halicki uderza w Zalewską i Szydło
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl