Sprzed bloku z wielkiej płyty do szklanego smart city. Patryk Jaki czaruje wizją "Dzielnicy Przyszłości"
Sześć tygodni przed wyborami samorządowymi kandydat PiS na prezydenta Warszawy zaprezentował rewolucyjny projekt "Dzielnicy Przyszłość". To najbardziej ambitna wizja rozwoju stolicy od 1989 roku. Pytanie, na ile możliwa do realizacji.
Patryk Jaki niczym coach energicznie przechadza się na scenie, zagrzewa do boju wpatrzoną w niego publikę. Mały mikrofon przy uchu, żadnej kartki w dłoni. Teatralnym gestem i gromkim okrzykiem zachęca zgromadzonych w Palladium gości: "Weźcie w ręce smartfony, od teraz zacznijcie używać hashtagu #DzielnicaPrzyszłość!".
Tak rozpoczął się najważniejszy etap w kampanii kandydata PiS na prezydenta Warszawy.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Smart City nad Wisłą
Patryk Jaki zaprezentował w niedzielę na konwencji wyborczej projekt stworzenia dziewiętnastej dzielnicy Warszawy. Nazwał ją "Dzielnicą Przyszłość" - miejscem, w którym swoje ambicje będą mogli realizować najbardziej przedsiębiorczy Polacy, a które zachęcić ma największych zagranicznych biznesmenów do inwestowania nad Wisłą. To ma być strefa najniższych podatków dla innowacji w tej części Europy. Technologiczne i ekologiczne "serce Warszawy". Otwarta i przyjazna dla mieszkańców stolicy przestrzeń, nadająca miastu prawdziwy charakter "smart city" na miarę XXI wieku. Łącząca architektoniczną nowoczesność, opartą na ekologicznej infrastrukturze z zielenią przyjazną dla łaknących relaksu mieszkańców.
Nowa dzielnica - wzdłuż Wisły - miałaby zająć obszar 800 hektarów.
Kandydat z pasją mówił o swoim trzymanym do końca w tajemnicy największym kampanijnym projekcie.
- Warszawa zasługuje na wielkie projekty. Bo odważne projekty, odważne wizje, zmieniają świat. Niech świat nas zobaczy. Niech Warszawa będzie najnowocześniejszym miastem na świecie! - zachęcał kandydat. - Niech wszyscy przyjeżdzają do Warszawy realizować swoje innowacyjne projekty. Nigdzie na świecie nie będzie takiej przestrzeni dla innowacyjnych technologii - przekonywał Jaki na konwencji. Zapewniał, że "mieszkańcy Warszawy nie są zwykli, są wyjątkowi", a więc zasługują na wyjątkową i ambitną wizję rozwoju ich miasta.
Jaki mówił językiem start-upowców, brzmiał jak amerykański self made man z Doliny Krzemowej. Słowa klucze: "innowacje", "projekt", "aspiracje", "ambicje". Co prawda do Steve'a Jobsa kandydatowi nieco brakowało, ale i tak warto pochwalić sztabowców za pomysł na event, a Jakiego - za przygotowanie.
Polityk opowiadał o sukcesach ludzi - takich jak wspomniany Jobs - którzy zawsze działali zgodnie z przekonaniem, że "nie można bać się przełamywania schematów". - My też chcemy przełamywać schematyczne myślenie. I też nie będziemy się bać! - zapewniał kandydat PiS.
Porównał rozwój miast do rozwoju firm. Stwierdził, że "rywalizacja miast jest jak rywalizacja przedsiębiorstw". I uderzył przy tym w obecne władze Warszawy i swojego największego konkurenta (mimo że nazwisko "Trzaskowski" ani razu wprost ze sceny nie padło).
- Wyobraźmy sobie, że mamy firmę o dużych aspiracjach, a jej szefowie twierdzą, że tak naprawdę ciągle szukają odpowiedzi, wizji, jak ta firma ma wyglądać - tak Jaki nawiązał do wypowiedzi Rafała Trzaskowskiego sprzed kilku miesięcy, kiedy to polityk PO przyznał, że "nie zna dzielnic i ciągle szuka odpowiedzi ze swoimi współpracownikami, jak Warszawa ma wyglądać".
Kandydat PiS nawiązał także do swojego "niewarszawskiego" pochodzenia - co zarzucano mu na początku kampanii - i skierował swój przekaz do ludzi, którzy podobnie jak on przyjechali do stolicy robić karierę. Mówił o "naszym mieście", które "jest na tyle otwarte, że praktycznie każda osoba, która pewnego dnia wysiądzie na Dworcu Centralnym pierwszy raz i powie, że chce być warszawiakiem, może tym warszawiakiem zostać".
- Jeżeli tylko będzie chciała ciężko pracować dla naszego miasta - zaznaczył Jaki.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Jak stwierdził podczas prezentacji swojego projektu: - Chcemy skończyć z paradygmatem budowania betonowo-szklanej pustyni. Nikomu nie przyjdzie do głowy nazwać tę dzielnicę Mordorem. Dość bylejakości. Czas na wielką Warszawę innowacyjnych projektów.
Gronkiewicz-Waltz: To odgrzewany kotlet
Patryk Jaki swoich zwolenników utwierdził w przekonaniu, że jest on jedynym kandydatem gwarantującym ambitne zmiany w mieście. Przeciwników nie przekonał: niektórzy kpili z jego pomysłu, inni zarzucali hipokryzję.
"Panie Jaki, dzielnica przyszłości to odgrzewane kotlety. Za czasów PiS w Warszawie już był plan parku technologicznego na Siekierkach. Wydali sporo kasy, a jego jedyna namacalna rzecz to zakup obrazu za 100 tys. zł" - napisała na Twitterze Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Odpowiedział jej współpracownik Jakiego Sebastian Kaleta: "Pani przez 12 lat nie uczyniła nic, by takie plany kreślić, a następnie je realizować. Tym wpisem wykazała Pani jedynie zerowy dorobek swój i całej PO w zakresie realizacji długofalowej wizji rozwoju Warszawy, a pupil Trzaskowski też stwierdził, że samej wizji nie ma. Dzięki!".
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Jan Śpiewak, szef stowarzyszenia Wolne Miasto Warszawa, również kandydat na prezydenta stolicy, zakpił: "Gdy Sim City 3000 wejdzie za mocno...". A kandydatka ruchów miejskich Justyna Glusman stwierdziła, że Jaki chce wpuszczać nad Wisłę deweloperów.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Projekt Jakiego spodobał się za to innemu z kandydatów, Piotrowi Guziałowi: "Dziś Patryk Jaki swoją śmiałą, futurystyczną wizją Warszawy zabił Trzaskowskiego głoszącego androny o walce z faszyzmem. Żałuję, że nie stoi za mną wielka partia, bym mógł odpowiedzieć wizją Warszawy jeszcze bardziej przyszłościową, realną i kompleksową. Chapeau bas" - napisał samorządowiec.
Guział zganił również Gronkiewicz-Waltz, której odpisał: "Znów ten odpustowy ton prowincjonalnej guwernantki. O to właśnie chodzi, że poprzednicy mieli spektakularne wizje stolicy, począwszy od Starynkiewicza, przez Starzyńskiego, czy poprzedników. A Pani była odtwórcza, zagubiona, z myślami o fryzjerze, a nie Warszawie przyszłości".
Kolejna próba narzucenia tonu
Patryk Jaki znów próbuje narzucić ton w batalii o Warszawę. Pytanie, na ile jego pomysł przebije się nie tylko w świadomości warszawiaków, ale i ogólnokrajowo. Na pewno kandydat PiS rozpoczął walkę o głosy grupy mieszkańców stolicy bliższym Platformie. Czy "rozpali" ich najważniejszy projekt w tej kampanii?