Sikora: W obronie matury z matematyki. Jako humanista uważam, że jej zawieszenie byłoby błędem
Z nauczaniem matematyki nie jest u nas najlepiej. To nie tylko subiektywne odczucie - pokazują to też dane NIK. Ale wybrano chyba najgorszy z możliwych sposobów na poprawę sytuacji: zawieszenie obowiązkowej matury z matematyki.
42 proc. uczniów szkół ponadgimnazjalnych ma na świadectwach ukończenia szkoły dwójki, a tylko 1 proc. szóstki. Średni wynik egzaminu maturalnego z matematyki jest o ponad 10 pkt. niższy niż z innych obowiązkowych przedmiotów, a zdawalność także odbiega od wyników z języka polskiego czy języka angielskiego. Egzaminy poprawkowe z matematyki organizowano w ponad 1200 z 9000 szkół, które przesłały dane. To wyniki kontroli Najwyższej Izby Kontroli, które szczegółowo opisujemy tutaj.
Zła recepta
Te dane są alarmujące, choć pokazują też, że same liczby, bez osadzenia ich w kontekście, nie pokazują całej prawdy. Bo 1 proc. uczniów z szóstkami nie powinien dziwić - to ocena dla wybitnie uzdolnionych, którzy mogą się pochwalić udziałem w konkursach i olimpiadach. Tak samo o powszechności problemów z nauczaniem matematyki nie świadczy liczba szkół, w których trzeba organizować egzaminy poprawkowe.
Zobacz także: „Polacy sami zwyciężyli”. Amerykański dyplomata o przemianach w Polsce
Najbardziej jednak niepokoi nie delikatna manipulacja liczbami, tylko recepta, którą NIK proponuje, by rozwiązać problem. Otóż Izba proponuje minister Annie Zalewskiej, by na kilka lat zawiesić obowiązek zdawania egzaminu maturalnego z matematyki (oczywiście nadal byłby to przedmiot do wyboru). Boję się wniosków po kontroli działań policji w zakresie walki z przekraczaniem prędkości.
Wieczna prowizorka
Oczywiście zawieszenie obowiązkowej matury z matematyki ma być czasowe i trwać do chwili rozwiązania problemu. Ale w państwowej machinie urzędniczo-policyjnej nie ma rzeczy trwalszych niż "rozwiązanie tymczasowe" (jak 23 proc. VAT). Dlatego pod wpływem lobby historyków, polonistów i politologów, którzy dominują w polityce, obowiązkowa matura z matematyki może nie wrócić.
Pamiętający swoje cierpienia decydenci mogą postanowić oszczędzić ich kolejnym pokoleniom. Jasne, dla humanistów matematyka to często wyzwanie i wysiłek. Ale czyż nie jest nim cała edukacja? I czyż nie po to się uczymy, aby ciężką pracą rozwijać umysły? A matematyka rozwija te umiejętności, których nie rozwinie przeczytanie książek czy przerobienie historii wojen punickich. Nawet jeśli w przyszłości nie będziemy używać całek (choć w moim pokoleniu, czyli dzisiejszych niespełna 30-latków, już się ich nie uczyło) albo funkcji i pierwiastków, to niewątpliwie zmaganie z nimi rozwija mózg, uczy rozwiązywania problemów.
To może i bez polskiego?
Szkoła jest po to, by poszerzać horyzonty, uczyć rzeczy, które mogą wówczas wydawać nam się niepotrzebne. Kiedy zdawałem maturę jako absolwent klasycznego "humana" z 8 czy 9 godzinami języka polskiego, matematyka była dla niektórych moich kolegów i koleżanek problemem, marzyli o tym, by móc nie podchodzić do egzaminu. Ale pierwszy rok liceum spędziłem w klasie matematyczno-informatycznej z 10 godzinami matematyki w tygodniu. I tam niektórzy marzyli, żeby nie musieć interpretować wierszy i opowiadać o książkach, które przeczytali.
Czy takim maturzystom też NIK zaproponuje rezygnację z obowiązkowej matury z języka polskiego? Wszak matematyka, umiejętność posługiwania się liczbami i działaniami matematycznymi przyda nam się nie tylko w szkole. Historie z braniem kredytów, których później nie jesteśmy w stanie spłacić pokazują, jak bardzo potrzebna jest nam edukacja matematyczna.
Oczywiście obrońcy pomysłu NIK będą tłumaczyć, że rezygnacja z obowiązkowego egzaminu nie oznacza rezygnacji z nauki matematyki. Jednak bez przymusu, jakim niewątpliwie jest egzamin końcowy, poziom nauczania matematyki może jeszcze spaść. Bo bez zewnętrznej weryfikacji wiedzy może dochodzić do przepychania uczniów, którzy sobie nie radzą albo naciągania ocen tym, którzy są uzdolnienie z innych przedmiotów, a z matematyką mają problemy, więc nauczyciel nie chce im "psuć świadectwa".
Brawo MEN!
Poza tym, jak zmierzyć, czy program naprawy nauczania matematyki przynosi skutek? Nie da się tego zmierzyć inaczej, niż organizując zewnętrzny, jednolity test, który obejmie wszystkich uczniów. Wszak gdyby pisali go tylko ci, którzy chcą, wyniki byłyby zawyżone. Dlatego o ile diagnoza NIK o marnym stanie edukacji matematycznej w polskich szkołach jest prawdziwa, to proponowana recepta jest najgorszą z możliwych. "Boli pana palec? Dobrze, odetniemy dłoń, a za kilka lat może przyszyjemy ją na nowo".
Całe szczęście ministerstwo szybko odrzuciło ten pomysł, powtarzając przytoczoną wyżej argumentację. "Gdyby nie było egzaminu, nie wiedzielibyśmy, że to jest problem, nie znalibyśmy stanu jaki jest w polskiej szkole, egzaminy służą diagnozie" - podało Radio Zet. Oby wytrwało przy tym stanowisku, bo PiS nie raz pokazało nam, że potrafi zmieniać zdanie pod wpływem nawet niewielkiej, choć głośnej grupki. A przeciwnicy matematyki niewątpliwie są i będą głośni.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl